Słaby mecz we Wrocławiu
Bardzo słaby mecz, w którym dominowały starty i nieprzemyślane akcje z obydwu stron. Goście długo prowadzili (najwyżej 25-16 w 13. min) głównie dzięki lepszej dyspozycji rzutowej i bardzo dobrej grze obu rozgrywających - Kenroya Jarretta i Tomasa Pacessasa. Znakomicie prezentował się zwłaszcza Litwin, który przy wrocławskich playmakerach grał niczym profesor.
Idea Śląsk grał znowu słabo, zupełnie bez pomysłu w ofensywie. Oprócz kilku kontrataków na początku meczu wrocławianie biegali niewiele, a większość akcji rozgrywali na stojąco. Zwykle kończyło się to wymuszonymi zagraniami indywidualnymi w ostatnich sekundach akcji, bądź stratami. Niewiele było dograń piłki pod kosz, a w rzutach z dystansu wrocławianie zanotowali fatalną skuteczność, mimo iż większość z nich oddawali z czystych pozycji. Na wyróżnienie wśród miejscowych zasługiwał jedynie Bigus, który kilka razy umiejętnie potrafił zachować się w strefie podkoszowej. To po jego akcjach Idea Śląsk niwelował straty.
O losach meczu zadecydowała trzecia kwarta, w której wrocławianie zagrali bardzo dobrze w obronie. Natomiast w ataku świetnie spisywał się Paweł Wiekiera. Skrzydłowy Śląska wykazywał najwięcej ochoty do gry i mimo iż na swoim koncie 4 przewinienia, trener Bucchi nie zdjął go z parkietu. Wiekiera przez kilka minut występował nawet jako środkowy. a w trzeciej kwarcie sam rzucił więcej punktów niż cały zespół Legii (11 pkt.) Śląsk "odjechał" i było po meczu (57-43). Poza kilkoma udanymi akcjami i momentami niezłą obroną wrocławianie jednak w kolejnym pojedynku nie zachwycili, a stratami, które popełnili można by obdzielić kilka spotkań.
Autor: Gazeta Wyborcza