Z liderem bez szans
Legia wysoko przegrała spotkanie wyjazdowe z ŁKS-em Łódź. Drużyna gospodarzy, bez względu na wynik, miała zapewnione objęcie pozycji lidera po dzisiejszym spotkaniu. Legioniści wyszli na boisko następującą piątką: Złomańczuk, Wojtyński, Nawrot, Nowakowski, Świech. W porównaniu do ostatniego meczu w składzie zabrakło Marcina Ciszewskiego i Adama Linowskiego (obu zatrzymały sprawy rodzinne), a dopiero pod koniec pierwszej kwarty na boisko wszedł spóźniony Łukasz Zajączkowski, który... zgubił się w Łodzi i nie mógł odnaleźć hali ŁKS. W tej sytuacji nie dziwi końcowy wynik i aż 42-punktowe zwycięstwo gospodarzy. Po 15 kolejkach Legia zajmuje w tabeli 9. miejsce z dorobkiem 21 punktów.
Od początku gospodarze dopingowani przez licznie zgromadzoną publiczność uzyskali wyraźną przewagę. Koszykarze Legii mieli ogromne problemy z obroną i uporządkowaniem gry w ataku. Pierwszą kwartę ŁKS wygrał aż 28-9.
W drugiej kwarcie gra naszej drużyny uległa pewnej poprawie, szczególnie gdy na parkiecie pojawił się w końcu Zajączkowski. Mimo wszystko mecz wciąż był pod kontrolą ŁKS, którego zawodnicy grali przy bardzo dużej skuteczności rzutów. Legioniści szczególnie ustępowali w grze obronnej i jeżeli chodzi o zbiórki. Wyróżnić w ich szeregach można było głównie Zajączkowskiego, który wkładał bardzo dużo serca w grę w każdym elemencie. Początkowo na tablicach starał się powalczyć Świech, ale z uwagi braku wsparcia i zmiennika momentami w dalszej części meczu brakowało mu sił.
Do przerwy na tablicy widniał wynik: 52-31. Trzecia kwarta nie zmieniła zasadniczo obrazu gry, podłamani gracze Legii nie wierzyli już w korzystny rezultat. Na początku czwartej kwarty ełkaesiacy zdobyli 10 punktów z rzędu i odskoczyli jeszcze mocniej, a ich przewaga osiągała już nawet 44 punkty. Zmęczeni, grający większość czasu jedną piątką legioniści nie mieli już siły by skutecznie przeciwstawić się gospodarzom. W końcówce na parkiecie przbywali już wyłącznie juniorzy.
Autor: Raffi i Bodziach