Znowu wysoka porażka
Koszykarze Prokomu Trefl Sopot pewnie wygrali drugi mecz w sezonie, mimo, że w drużynie nadal widać brak zgrania. Po raz pierwszy rzucili 100 punktów.
Rozgromiona kilka dni temu we Wrocławiu drużyna Legii Warszawa robiła wszystko, aby w Sopocie uniknąć ponownej kompromitacji. I nawet jej się to udało, choć przewaga Prokomu ani przez moment nie podlegała dyskusji.
Gra Legii opierała się głównie na dwóch zawodnikach: Wojciechu Majchrzaku i Tomaszu Cielebąku, dzięki któremu Tomas Masiulis z Prokomu przekonał się, że w polskiej lidze również gra się twardo.
Jeszcze ciekawsze były pojedynki Majchrzaka z Josipem Vrankoviciem. Obaj mieli kłopoty z zatrzymaniem siebie nawzajem i przeprowadzili kilka ładnych akcji. Szybciej zmęczył się nie mający dobrego zmiennika Majchrzak. Vranković potwierdził - szczególnie w trzeciej kwarcie - że również w tym sezonie może być głównym zawodnikiem ofensywy Prokomu.
Podobnie jak w poprzednim meczu w Lublinie - w drugiej i ostatniej kwarcie - trener Eugeniusz Kijewski dał pograć zawodnikom rezerwowym. Ponieważ podobnie zrobił trener Legii Jacek Gembal, wykorzystali to jedyni wówczas na boisku obcokrajowcy: Darius Maskoliunas i Dragan Marković z Prokomu.
Przewaga sopockiej drużyny systematycznie rosła, zwłaszcza gdy "drugi bieg" włączał rozgrywający Drew Barry. Amerykanin ponownie czarował publiczność udanymi zagraniami: podawał (7 asyst), zbierał (5 zbiórek), kończył akcje efektownymi wsadami. Za wszelką cenę starał się go zatrzymać zwłaszcza Marcin Stokłosa, który mimo kilku prostych błędów wypadł lepiej od pierwszego rozgrywającego Legii Andrieja Sinielnikowa.
- Widać było, że Legia wyciągnęła wnioski z wysokiej porażki we Wrocławiu, a my mieliśmy aż 21 strat piłki - mówił trener Kijewski.
- Za bardzo chcieliśmy się pokazać publiczności i stąd nasze błędy - dodał Maskoliunas.
Autor: Gazeta Wyborcza