Wilczek jak w NBA, wejście smoka Ornocha
Legia pewnie wygrała w wyjazdowym meczu z AZS-em Politechniką Poznań, grając bez dwóch podstawowych zawodników. Czarek Trybański chory został w domu, zaś Grzesiek Malewski, który narzeka na ból w kolanie choć do Poznania pojechał, nie został włączony do kadry meczowej. W związku z tym, w wyjściowym składzie znalazł się Damian Cechniak.
Legia zaczęła od nieudanego wejścia pod kosz Bierwagena, który popełnił błąd kroków. Niedługo później to samo przytrafiło się Wilczkowi. "Były, były" - przekazywali trenerzy naszemu rozgrywającemu, który nie mógł pogodzić się z decyzją sędziego. Dobrze pod koszem rywali spisywał się Kobus, który zaliczył akcję 2+1 , a także akcję w której został zablokowany, ale chwycił piłkę i w sprytny sposób umieścił ją w koszu. "Trójka" Aleksandrowicza uspokoiła jeszcze bardziej grę, a chwilę później nasz zespół wyszedł na 6-punktowe prowadzenie.
O ile w ataku nasi gracze spisywali się nieźle, zdecydowanie słabiej wychodziła im gra w obronie. Damian Cechniak zdecydowanie lepiej odnajdował się pod koszem przeciwnika, gdzie nie dobijał niecelne rzuty kolegów, jak i swoje. Wszystkie cztery zbiórki w spotkaniu Cechniak zaliczył właśnie na atakowanej tablicy.
Legia spokojnie powiększała przewagę, szczególnie w pierwszych minutach drugiej kwarty. Legioniści zaliczyli wtedy lepszy okres. Pierwsze punkty, rzucając z zerowego kąta zaliczył "Świder", trójkami popisali się Kobus i Paszkiewicz, a w końcu Bojko udanie wszedł pod kosz po dograniu "Kwiatka". Nasza przewaga wzrosła do 15 punktów (34-19). Legia momentami grała efektownie w ataku... aż do przesady. Po kolejnych efektownych odegraniach z pierwszej piłki "Czarnego", czy "Pandy", czy "Świdra", które ostatecznie nie kończyły się punktami, trener Bakun krzyczał w stronę rzucających - "Macie rzucać!". W drugiej części pierwszej połowy legioniści jednak zdecydowanie częściej kończyli akcjami wejściami na kosz (Kwiatkowski, Świderski), niż rzutami z obwodu, ale i na więcej pozwolili gospodarzom. Zostawiony bez krycia Baszak trafił za 3 punkty, a pierwszą połowę zakończył celnym lay-upem. Wobec niecelnego rzutu Kobusa w ostatnich sekundach, do przerwy prowadziliśmy zaledwie 41-28. Niby pewnie, ale z przebiegu gry legioniści spokojnie powinni mieć wygraną już w kieszeni. Jednak za dużo było błędów w obronie. Po zmianie stron gospodarze zdobyli o dwa oczka więcej.
Po zmianie stron gospodarze za wszelką cenę chcieli pozostać w grze, nie pozwalając Legii odjechać na więcej niż 13-15 punktów. Legia grała trochę bardziej kombinacyjnie. Więcej było szybkich kontr, jak ta, którą punktami zakończył Damian Zapert. W pierwszej połowie legioniści przeprowadzili bardzo podobną akcję, ale wtedy Zapert nie opanował piłki. W 29. minucie meczu gospodarze zmniejszyli straty do 10 punktów, ale szybko trójką odpowiedział "Czarny", a po chwili Kwiatkowski wykorzystał jeden z dwóch rzutów wolnych. Osobistych legioniści tego dnia zbyt wiele nie mieli, ale wykonywali je fatalnie (2/7). Inna sprawa, że gospodarze również rzucali słabiutko - zaledwie 7/17. Na koniec trzeciej kwarty gospodarze mieli niewiele czasu na ostatnią akcję, którą rozpoczynali z połowy. Postali więc piłkę długim podaniem pod kosz, gdzie jeden ze skaczących zawodników sfaulował Bojkę, a że AZS miał już na swoim koncie 5 przewinień, wydawało się, że legionistom przysługiwać dwa rzuty osobiste. Bojko już nawet zmierzał do linii rzutów osobistych, gdy sędziowie uznali, że przewinienie miało miejsce już po czasie.
W czwartej kwarcie poznaniacy jeszcze dwukrotnie zmniejszali straty do ośmiu punktów. W tej części gry odnotować trzeba przede wszystkim dwa wydarzenia. Łukasz Wilczek wypatrzył wchodzącego w pole 3 sekund Aleksandrowicza, rzucił piłkę nad obręcz, licząc że "Panda" wykończy akcję alley-opem. Rzucający Legii nie zorientował się w zamiarach "Wilka", więc ten sam poszedł do piłki, i po tym jak odbiła się ona od tablicy, rzucił do kosza. Efektowne rozwiązanie, rzadko spotykane na tym poziomie rozgrywkowym w Polsce.
Chwilę później po trójce "Świdra", przewaga wzrosła do 19 oczek, a w 37. minucie przy stanie 71-53 na parkiet, w miejsce Paszkiewicza wszedł Bartek Ornoch. Nasz najmłodszy zawodnik starał się w pełni wykorzystać 180 sekund na parkiecie, jakie dali mu trenerzy. Ornoch zaliczył wejście smoka, po tym jak Kobus w sytuacji rzutowej, odegrał mu po obwodzie do boku i Bartk trafił trójkę. Chwilę później legioniści raz jeszcze próbowali podobnego rozwiązania, ale tym razem nie było ono skuteczne. Legia go końca walczyła, parę razy w parterze, ale ostatecznie błąd 24 sekund i strata "Kwiatka" sprawiły, wobec dwóch skutecznych ataków gospodarzy w końcówce, że Politechnika zmniejszyła straty do 16 punktów. Mecz zakończył się wygraną Legii 76-60 i ani przez moment nie podlegało dyskusji.
Przed nami zdecydowanie trudniejszy pojedynek - ze Stalą Ostrów. Co ciekawe będzie to pierwszy z trzech kolejnych meczów w Wilanowie, które legioniści zagrają ze ścisłą I-ligową czołówką. Właśnie po starciach ze Stalą, Spójnią i Sokołem, będziemy znali realną wartość naszego zespołu w obecnych rozgrywkach. Już teraz zapraszamy w najbliższy piątek na mecz ze Stalą. Początek o 17:45.
Autor: Bodziach