Nie przestraszyli się
Koszykarze Legii ponieśli pierwszą porażkę we własnej hali. Lepszym zespołem okazał się lider PLK, Anwil Włocławek. Włocławianie we wcześniejszych meczech przegrali tylko raz. Tylko nieliczni wierzyli, że pokonanie włocławian jest realne.
Legioniści jednak wcale nie zamierzali się poddać przed meczem. Wręcz przeciwnie, nie przestraszyli się przeciwnika. Spotkanie w pierwszej piątce rozpoczął Andrzej Sinielnikow - on zdobył pierwsze 3 punkty dla Legii. To goście początkowo jednak prowadzili. Po "trójce" Majchrzaka i wsadzie Żurawskiego, na tablicy pojawił się remis 10-10. Do końca pierwszej kwarty wyniku już pilnowali goście. Najpierw wyszli na trzy punktowe prowadzenie. Celnym rzute odpowiedział Hodgson. W ósmej minucie, po celnym rzucie Żurawskiego Legia przegrywała tylko jednym punktem (19-20). W ciągu minuty goście zdobyli jednak 6 punktów z rzędu. Pierwsza kwarta zakończyła się celnymi rzutami osobistymi Łukasza Kwiatkowskiego i po 10 minutach Legia przegrywała 21-31.
Druga kwarta to wspaniała gra Legii. Świetnie dyrygowani przez Marcina Stokłosę, Legioniści byli wyraźnie lepsi w tej części gry. Jedyne problemy "wojskowi" mieli z zatrzymaniem Andrzeja Pluty. Często stał on niepilnowany na obwodzie i rzutami za 3 punkty, wykańczał akcje Anwilu. W Legii natomiast przebudził się nareszcie Wojciech Majchrzak. Może to powołanie do reprezentacji Polski tak na niego podziałało? Nareszcie przypominał on zawodnika z zeszłego sezonu, potrafił sam przeprowadzać akcje. Legioniści wygrali drugą kwartę 25-15 i do przerwy był remis 46-46.
Po przerwie Legia wyszła na prowadzenie za sprawą Roberta Hodgsona. Niestety radość z prowadzenie nie trwała długo. 8 punktów zdobył Anwil i dopiero "trójka" Majchrzaka pozwoliła Legii trzymać dystans. W 25 minucie po "trójce" Stokłosy po raz kolejny był remis: 58-58. Do końca III częsci gry, akcje przeprowadzane były w szybkim tempie. Ostatnim w miarę "bliskim" wynikiem było 61-62. Później rzuty zza linii 6,25m w wykonaniu Pluty i eks-Legionisty, Tomasa Pacesasa wyprowadziły Anwil na 11-to punktowe prowadzenie. Szkoda, że nasi koszykarze słabo wykonywali rzuty osobiste - tylko 60% skuteczności... Zakończenie kwarty było bardzo emocjonujące - faulowany Marcin Stokłosa wykonywał rzuty osobiste. Pierwszy trafił, po drugim piłka zatoczyła się po obręczy, a do kosza wpakował ją Żurawski. Bardzo dobre zachowanie skrzydłowego Legii, pozwoliło kibicom jeszcze wierzyć, że wynik jest nie rozstrzygnięty. A kibice w hali starali się dopingiem wspomóc swoich ulubieńców. Co ciekawe w hali pojawili się także kibice Anwilu (tak przynajmniej mogło się wydawać). O dziwo spora grupa nie miała barw, nie prowadziła dopingu, a nawet...nie klaskała.
W 33 minucie Anwil prowadził już 80-68. Chwilę później za piąte przewinienie, parkiet opuścić musiał rozgrywający Legii, Marcin Stokłosa. Zawodnik rozegrał wspaniały mecz i kibice podziękowali mu brawami. W jego miejsce wszedł Andrzej Sinielnikow, który...przy takiej dyspozycji Stokłosy raczej będzie drugim rezerwowym... Anwil chwilę później objął wysokie prowadzenie: 88-74. Ostatni zryw naszych koszykarzy nastąpił niestety za późno... Dwie akcje wykończył Żurawski, a w kolejnej "trójkę" trafił Przewrocki: 81-88...ale czasu już bardzo mało. Czasu zabrakło, a Anwil wygrał 96-83. Ostatnie punkty dla gospodarzy zdobył Łukasz Kwiatkowski.
Ta porażka z pewnością nie przynosi ujmy naszym graczom. Wręcz przeciwnie! Skazywani "na pożarcie" - pokazali kawał niezłej koszykówki i niewiele zabrakło - a sensacja stałaby się faktem. Teraz czeka nas przerwa w rozgrywkach spowodowana trzema meczami reprezentacji Polski, w ramach eliminacji do ME. Kolejne spotkanie Legia rozegra 30 listopada z Polonią-Warbud. Derby stolicy odbędą się prawdopodobnie w hali AWF.
Autor: Bodziach