Legioniści nieźle prezentowali się w pierwszych dwóch kwartach. W 10 min po rzucie Kamila Sulimy goście wygrywali 20-14. Jednak do końca tej kwarty Start za sprawą Samo Plevnika i Michała Marciniaka zniwelował stratę do dwóch punktów.
Na początku drugiej części meczu gospodarze zdobyli kolejno sześć punktów i objęli prowadzenie 24-20. W tym momencie trener Arkadiusz Czarnecki dokonał zmian i wpuścił na parkiet rezerwowych i inicjatywę znowu przejęła Legia, która w 15 min. prowadziła 31:24. Przewaga gości sprawiła, że trener Startu ponownie wprowadził na parkiet podstawowych graczy, którzy błyskawicznie odrobili straty.
Po przerwie przewaga lublinian systematycznie rosła. Po pięknym wsadzie Earla Browna Start w 33 min. prowadził 89-57, a kibice głośno domagali się "setki". Dokonał tego rzutem zza linii 625 cm Maciej Bielak, a ostatnie punkty w spotkaniu zdobył także rzutem za trzy punkty Brown.
- Szkoda, że tak mało ludzi przyszło świętować nasze utrzymanie się w PLK - powiedział dyrektor Startu Krzysztof Kołodziej. - Wejść drużyną złożoną z wychowanków do ekstraklasy i utrzymać się w niej z niewielkimi zmianami to naprawdę duża sztuka. Tym bardziej że nie mieliśmy strategicznego sponsora i musieliśmy szukać pieniędzy, gdzie się dało. Teraz sezon się skończył, a my wciąż mamy długi.
Sytuacja Legii jest dużo gorsza, bo w przyszłym sezonie nie zagra już w PLK, a istnienie sekcji wciąż jest zagrożone. W piątek na Bemowie legioniści zagrają z Unią Tarnów ostatni mecz sezonu.
Autor: Gazeta Wyborcza