Szczęśliwie, ale do przodu...
Legioniści inaugurację sezonu na Stadionie Wojska Polskiego rozpoczęli meczem z Vardarem Skopje. W pierwszym spotkaniu w stolicy Macedonii padł wynik 3-1 dla Legii. Sprawa wydawała się więc oczywista. Legia awans do następnej rundy Champions League miała praktycznie w kieszeni. Goście bez większej wiary przyjechali do Warszawy. W ekipie Djokica Hahjievskiego zabrakło kilku podstawowych zawodników, zaś ci co mieli zagrać, chyba nie za bardzo wierzyli w swój ewentualny sukces. Atmosferę przed spotkaniem popsuł jednak drobny incydent, do jakiego doszło przed stadionem. Jeden z kibiców Legii został napadnięty, a łupem złodziei padł jego abonament. Poszkodowany szybko zawiadomił o tym incydencie władze klubowe, dzięki czemu szybko uchwycono sprawców. W jaki sposób? Dzieki nowemu systemowi biletowemu. Gdy tylko złodziej chciał wejść na skradziony wcześniej abonament, od razu przechwyciła go policja. Nowy system biletowy, jak powiedział rzecznik klubu Pan Piotr Strejlau, "zdał egzamin na piątkę". Punktualnie o 20:00 sędzia z Holandii rozpoczął zawody.
Przy sztucznym świetle pierwsi do ataku ruszyli gospodarze. Dopingowani przez ponad 5 tysięcy gardeł, próbowali konstruować atak pozycyjny. Nie wychodziło im to jednak najlepiej. Właściwie każde bardziej śmiałe podanie do przodu odbijało się od któregoś z Macegończyków. Gdy już jednak do dogodnej sytuacji dochodziło, to natychmiast psuł ją Moussa Yahaya...Już po 10 minutach gry kibice zachęcali "Dragona", żeby jak najszybciej zdjął z boiska Yahaye. Jednak to właśnie za sprawą tego zawodnika doszło do bardzo groźnej sytuacji. Moussa dopadł do bezpańskiej piłki w polu karnym i huknął z całej siły w bramkę. Jednak na linii strzału stanął obrońca i skończyło się tylko na rzucie rożnym.
Wojskowi przez cały czas byli w posiadaniu piłki, ale niewiele z tego wynikało. Obronie Legii przydarzył się tylko jeden drobny błąd w pierwszej połowie, gdy napastnik Vardaru minął prostym zwodem Dudka, ale na szczęście jego strzał okazał się niecelny. Właśnie ten gracz wystąpił w roli głównej w 33 minucie. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Tomek Kiełbowicz, piłkę głową zgasił Dudek a do pustej bramki piłkę skierował Kucharski. Było 1-0 i wydawało się, że to dopiero początek strzelaniny. Sygnał do tego dał minutę później Adam Majewski, którego silny strzał przeszedł tuż koło bramki. W tej części gry nie wydarzyło się już nic, co byłoby godne uwagi. Należy tylko zanotować kolejny powrót (tym razem na stałe?) Wojtka Hadaja, którego bardzo ciepło przywitali kibice.
Druga część gry to już więcej wyrównanej gry, ale ze wskazaniem na Vardar. Na boisku pojawił się Stanko Svitlica zastępując wyśmiewanego Yahayę. Piłkarze mistrza Macedonii cisnęli coraz bardziej, a na efekty nie trzeba było długo czekać. Po katastrofanym błędzie Dudka piłkę do bramki skierował Brazylijczyk Da Costa. Był to z pewnością najlepszy gracz gości. Imponował świetną techniką i niesamowitym przyspieszeniem. Tak więc po 8 minutach drugiej części gry było już 1-1. Legioniści, głównie za sprawą Vukovica, próbowali poderwać się do walki, ale brakowało im skuteczności, a później nawet determinacji, z której byli tak znani. Vardar miał jeszcze kilka kapitalnych okazji i chyba tylko sami piłkarze Vardaru wiedzą, jak ich nie wykorzystali. Pierwszy groźny strzał to spojenie po wymanewrowaniu obrony warszawskiej. Goście koncetrowali się na kontratakowaniu legnionistów, którzy byli bezradni w polu karnym niczym małe dzieci. W 90 minucie Vardar miał kolejną kapitalną okazję, ale piłka poszybowała obok bramki. Po raz kolejny pozytywnie należy ocenić występ Mariusza Zganiacza, który wszedł na zaledwie ostatnie 9 minut (razem z doliczonym czasem, tj. 4 min.). Kilka razy bardzo dobrze podał do Wróblewskiego, ale wszystkie akcje Legii kończyły się podobnie - na niedokładnych dośrodkowaniach. Mecz skończył się wynikiem remisowym, ale trzeba powiedzieć, że to Vardar zasłużył na większe brawa. Mecz ten pokazał wiele braków w defensywie warszawskiej. Co pokaże w takim razie mecz z Barceloną?
Autor: Michał Szmitkowski