Witamy w piekle!
Kto jak kto, ale Widzew to firma, na którą po prostu trzeba przyjść! Tak też się stało. Stadion Legii wypełnił się niemal do pełna. Zabrakło tylko kibiców z Łodzi, którym... zepsuł się pociąg. Zdążyli jednak dojechać na końcówkę pierwszej połowy. Jak się później okazało byli oni (wraz z dziarskimi niebieskimi ludkami) negatywnymi bohaterami dzisiejszego wieczoru. Nie poświęcimy im jednak dużo miejsca. Wystarczy powiedzieć, że gdy łodzianie piłowali ogrodzenie, Policja jedynie stała i przyglądała się całemu procederowi... Bez komentarza...
W momencie wychodzenia piłkarzy na płytę boiska na "Żylecie" ułożony został napis "Witamy w piekle". Jak się później okazało, był to napis iście proroczy... Spotkanie rozpoczęło się od niespodziewanej przewagi gości. Jednak widzewiacy nie potrafili wykorzystać drobnej drzemki Legii (osłabionej brakiem Vukovica). Mecz rozkręcał się z minuty na minutę. Na trybunach panowała fantastyczna atmosfera wielkiego święta piłkarskiego. W pewnym momencie Stanko Svitlica dostał kapitalną piłkę od Surmy, ale niestety strzelił fatalnie. Chwilę potem miał okazję do rehabilitacji, ale i tym razem nie popisał się przed bramką Robakiewicza. Warto zaznaczyć, że oprócz "Robaka" za Łazienkowskiej zagrało jeszcze dwóch byłych legionistów. Byli to Włodarczyk i Giuliano (przyjęty całkiem sympatycznie). Nie wolno zapomnieć również o słynnym "Franzu" Smudzie... Właśnie trener gości bez przerwy miał powody do smutku. Jego drużyna grała bardzo niepewnie, aczkolwiek ostro. Niecelne podania przeplatała nieprzyjemnymi wejściami w nogi legionistów. W tej częście meczu nic ciekawego już się nie wydarzyło. Walka toczyła się głównie w środku boiska. Na większą uwagę zasługują tylko strzały z dystansu Omeljańczuka i Jóźwiaka. Ten ostatni był niezwykle groźny i o mało nie zakończył się golem. Do przerwy 0:0.
Na drugą część meczu drużyny wybiegł w niezmienionych składach. Od początku przycisnęła Legia. Jej ataki były już znacznie żywsze i grane z pomysłem, którego zabrakło w pierwszej odsłonie. Na bramkę kibice nie musieli czekać długo. Już w 48. minucie Stanko Svitlica, po pięknej dwójkowej akcji Kucharskiego z Majewskim, zdobył gola dla Legii. Było więc 1:0, co zmusiło kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Chwilę potem było gorąco pod bramką Stanewa, gdy Batata był bliski pokonania golkipera Legii. Skończyło się jednak tylko na strachu. W 75. minucie nastąpił moment opisywany wyżej. Na boisko wtargnęli kibice gości, bez jakiegokolwiek oporu służb porządkowych (czyt. Policji). Cała przerwa trawała ok. 20 minut. Po tym czasie arbiter wznowił grę. W tym momencie na boisku zapanowała już całkiem Legia. Jej akcje były przednie, a doping coraz głośniejszy. W końcu, w 88. minucie Svitlica po indywidualnej akcji strzelił swego drugiego gola i zapewnił Legii trzy punkty. Bramka ta wzbudziła nieco kontrowersji, bowiem rzut wolny, po którym padła, był wykonany w sposób nieco odbiegający od przepisów. Jednak ileż to razy arbitrzy mylili się w ten sposób na niekorzyść Legii... W końcu nam też się czasem coś należy...
W ten prosty sposób Legia wygrała 2:0 i przynajmniej do jutra pozostanie liderem ekstraklasy. Będą natomiast kary za zachowanie kibiców. Przypuszczalnie zamkną nam stadion, ale bądźmy dobrej myśli...
Autor: Michał Szmitkowski