REKLAMA

Legia podniesie głowę

Dariusz Wdowczyk, źródło: Życie Warszawy - Wiadomość archiwalna

Czy przed meczem z Szachtarem może Pan powiedzieć coś optymistycznego?

Dariusz Wdowczyk: Jestem w formie (śmiech).



Nie ma żadnych przesłanek, że mecz z Szachtarem może zakończyć się sukcesem, może być początkiem lepszej gry Legii.

Nadzieje zawsze są. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. Mamy problemy, bo posypała się obrona. W porównaniu z ubiegłym sezonem nie gramy w defensywie tak jak wiosną.



Klasę trenera można poznać po tym, że potrafi wyciągnąć wnioski i zrobić coś, żeby było lepiej. Co Pan zrobi?

Zdaję sobie sprawę, że teraz moja rola jest większa niż wówczas, gdy przychodziłem do klubu. Muszę to pozbierać i połatać.



We Francji legioniści grali bardzo dobrze. Może mieli zbyt intensywne zajęcia, a może nie trafił Pan z formą?

We Francji mieli intensywniejsze treningi niż teraz. Gramy mecze co trzy dni. Nie mam możliwości mocniejszych treningów, wiedząc, że gramy tak często. Nie są więc "zajechani". Każdy trener będzie bronił swojego planu przygotowań do sezonu, ale wszystkie wyniki badań są bardzo dobre. Sądzę, że odrodzenie zespołu leży też w dużej mierze w psychice piłkarzy. Rzeczywiście, nie jesteśmy tak mocni w defensywie jak w poprzedniej rundzie. To jednak nie tylko kwestia czwórki obrońców. To także sprawa pomocników. Gdy był Ouattara, który czyścił przedpole bramkowe, rywale się go bali. Hugo jest inny. Może nie tak szybki i zwrotny jak Ouattara, ale lepiej potrafi rozgrywać piłkę. Gdy zaczął lepiej rozumieć się z kolegami, to złapał kontuzję.



Piłkarze chętnie komentują to, co dzieje się w szatni. Opowiadają otwarcie o złej atmosferze w drużynie, o tym, że nie stanowią monolitu. Pan na to nie reaguje?

Nie chodzi o to, że nie ma atmosfery w zespole czy relacji między mną a zawodnikami, że nie ma odpowiedniej atmosfery w szatni. Brakuje nam lidera z prawdziwego zdarzenia. Łukasz Surma jest kapitanem, ma cechy przywódcze, ale ja chciałbym kilku takich liderów w drużynie.



W ubiegłym tygodniu była burza w zespole.

Wszystko zostało już wyjaśnione.



Może chodzi o kwestie finansowe. Są w Legii kominy płacowe?

O finansach nie mogę się wypowiadać. Gdy grałem, nie interesowało mnie, kto ile zarabia. Skoro zawodnik decyduje się na proponowane warunki, podpisuje umowę, powinien być zadowolony z tego, co ma. Jeśli chce zarabiać tyle co Ronaldinho, słyszy odpowiedź, że nie gra jak Brazylijczyk i tyle od nas nie dostanie.



Cofnąłby Pan decyzje personalne z lata? Zostawiłby Pan Djokovicia, Rzeźniczaka, Rosłonia?

Z czystym sumieniem powiem, że te decyzje były przemyślane. Rzeźniczak został wypożyczony do Widzewa, żeby się ogrywać w pierwszej, a nie czwartej lidze. Teraz ja też twierdzę, że przydaliby się, tak jak Marek Jóźwiak i Jacek Zieliński. Ale mamy 23-osobową kadrę i, zgodnie z przepisami, większa ona nie może być. Djokoviciowi kończy się w czerwcu kontrakt. Mogłem przedłużyć z nim umowę albo sprzedać go, bo była to ostatnia szansa, i sprowadzić kogoś młodszego. Rosłoń miał do wyboru – albo postawić na pracę w telewizji, albo na profesjonalne uprawianie futbolu. Obu rzeczy dobrze nie da się robić. Odkąd objąłem Legię, był to jeden z najlepszych moich zawodników. Kibice chcieliby mieć w drużynie 50 piłkarzy, ale ich trzeba utrzymać. A na to dziś klubu nie stać.



Puścił Pan na szeroką wodę Artura Jędrzejczyka. Nie za wcześnie?

A kto się spodziewał, że wypadnie mi aż czterech obrońców? Nie miałem wyboru. Po Rzeźniczaku, Jędrzejczyk jest następnym młodym chłopakiem, który miał podglądać doświadczonych piłkarzy i wchodzić przy korzystnym wyniku na końcówki spotkań. Nie jest moim zamiarem wpuszczać chłopaka na boisko w meczu z Szachtarem. Takim spotkaniem mogę go spalić tak, że się już nie podniesie. Nie chciałbym mu przekreślić kariery.



Jak na tę złą sytuację i słabą grę Legii zapatrują się właściciele klubu?

Nie docierają do mnie odgłosy niezadowolenia. Zrobiliśmy w ubiegłym sezonie coś, co było bardzo nieoczekiwane – zdobyliśmy przecież mistrzostwo Polski. Nie ma teraz aż tak dużej presji, żeby zdobyć awans do Ligi Mistrzów, ale mamy ambicje. Jeśli przegraliśmy 0:1 na wyjeździe z Szachtarem, chcemy powalczyć na własnym boisku, aby uczestniczyć w tej piłkarskiej bajce. Podniesiemy rękawicę.



Czy nie uśpiły Pana dobre występy podczas przygotowań we Francji?

Nie, bo za dużo w swoim życiu przeszedłem i twardo stąpam po ziemi. Jeden czy dwa dobre wyniki nie świadczą, że będziemy mocni. Okazuje się, że wystarczy z Legią powalczyć i można wygrać. A to była w poprzednim sezonie nasza mocna strona. Trzy razy w ostatnich spotkaniach prowadziliśmy i nie wygrywaliśmy. Teraz powstaje pytanie, czy jest to kwestią mentalności, czy...



Może piłkarze w podświadomości lekceważą rywali?

Nie ma lekceważenia. Nadal chcą wygrywać. Mistrzostwo, które wywalczyli, nie jest szczytem ich marzeń.



W przyszły poniedziałek jedziecie do Mrągowa na tygodniowe zgrupowanie. W jakim celu?

W Mrągowie zrobimy wewnętrzny remanent i mam nadzieję, że po tym zgrupowaniu piłkarze powrócą do formy.



Rozmawiał Janusz Basałaj i Maciej Rowiński

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.