REKLAMA

Magiera: W Polsce każdy myśli o sobie

źródło: Rzeczpospolita - Wiadomość archiwalna

"Kiedy przyszedł trener Dariusz Wdowczyk, na pierwszym spotkaniu z zawodnikami powiedział, że każdy ma białą kartkę i od nas zależy, jak kto będzie ją zapisywał" - mówi Jacek Magiera. "Ja mam tę kartkę do dziś, bo trudno zapisywać, nie dostając szansy gry. To nie jest przyjemna sytuacja, kiedy ludzie w klubie pytają, czy to prawda, że odchodzę. Myślałem, że po dziewięciu latach pracy ktoś weźmie mnie na bok i powie po męsku: - Jacek, dziękujemy ci, ale mamy nowe koncepcje budowy drużyny. Ja bym to zrozumiał, mimo że w poprzednim sezonie przedłużyłem umowę, która formalnie jest ważna jeszcze przez półtora roku" - dodaje.
"Otrzymałem sporo propozycji. Dzwonił nawet pan Zbigniew Boniek, zapraszając do Widzewa. Duża satysfakcja, ale wybrałem ofertę norweskiego klubu pierwszoligowego Ham Kam z Hamar. Sprawa nie jest przesądzona, ale byłem już tam i doznałem szoku. Po kontuzji nie mogłem jeszcze trenować, ale zostałem przedstawiony w szatni. Trener Frode Grodas, rozmawiał ze mną, jakbym był już jego zawodnikiem, zaproszono mnie kilka razy na obiad i kolację. A kiedy po treningu usiadłem przed wyjściem z szatni, co chwila podchodził do mnie któryś z piłkarzy, pytając, czy potrzebuję pomocy, czy trzeba mnie gdzieś zawieźć lub coś pokazać. Z czymś takim w naszych klubach raczej trudno się spotkać. Tu każdy myśli o sobie. Gramy razem, ale słabo się znamy. W Legii nie istniało życie towarzyskie. Na koniec sezonu spotykaliśmy się wspólnie, z żonami czy dziewczynami, i to wszystko. A przecież w interesie klubu leży, żeby zawodnik nie miał kłopotów, bo wtedy będzie lepiej grał" - kończy Magiera. Czytaj wywiad

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.