REKLAMA

Hugo - na cześć pisarza

Hugo Alcantara, źródło: Mazowiecki Sport Express - Wiadomość archiwalna

Długo zastanawiałeś się, czy przyjąć propozycję Legii?

Hugo Alcantara: Zanim podjąłem decyzję, długo rozmawiałem ze znajomym, Jeanem Paulistą, grającym obecnie w Wiśle Kraków. Zapewnił, że nie muszę się niczego obawiać i zachęcał do przeprowadzki. Ostrzegał jedynie, że będą miał duże problemy z językiem polskim, który jest niezwykle trudny. Zwracał też uwagę na ostrą zimę.



Żona nie miała nic przeciwko?

- Żona zawsze będzie przy mnie, bez względu na to, gdzie gram. Swobodnie mówi po angielsku, więc nie będzie miała większych problemów z komunikacją. Przyznaję, że zareklamowałem jej wasz kraj. Długo opowiadałem o serdeczności ludzi, którzy tu mieszkają. Zresztą teraz sama ma okazję się o tym przekonać, podobnie jak mój dwuletni synek.



Miałeś jakieś wyobrażenie o Polsce? Po przyjeździe coś cię zaskoczyło?

- In minus na pewno nie. Choć poczekajmy aż spadnie śnieg. Jedynie raz w życiu widziałem biały puch, w Portugalii, jednak tylko przez okno autokaru. Jestem mile zaskoczony tym, jak wpaniale traktują mnie Polacy. Nie wiem, czym to spowodowane. Może dlatego, że jestem piłkarzem? Ludzie są o wiele bardziej uczynni i pomocni niż w Portugalii. Zawsze mogę liczyć na gościnność.



Czy w podjęciu decyzji o przeprowadzce do Legii miał jakiekolwiek znaczenie fakt, że Polska, podobnie jak Brazylia, to kraj katolicki?

- Wiedziałem o tym doskonale. Przecież papież Jan Paweł II był waszym rodakiem. Moja cała rodzina jest wyznania katolickiego. Wierzę w Boga, często powołuję się na Jego działanie w moim życiu, ale nie przywiązuję zbyt dużej uwagi do praktyk religijnych. Moja wiara mi wystarcza...



W trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Legia zmierzy się z Szachtarem. Po kilku tygodniach wspólnych treningów możesz stwierdzić, czy mistrzowie Polski mają szanse w tej konfrontacji...

- Drzemie w nas duży potencjał i wierzę, że uda się awansować. Przy podpisywaniu kontraktu z warszawskim klubem możliwość występów w Lidze Mistrzów miała duże znaczenie. Gdy grałem w Portugalii, co roku walczyłem raczej o to, by moja drużyna utrzymała się w lidze. W Polsce mogę grać o najwyższe cele.



Zanim podpisałeś kontrakt z Legią, występowałeś w klubach portugalskich. Początki były podobno trudne.

- Jak to się mówi po polsku? Pierwsze koty za płoty? To prawda. Na początek trafiłem do Vitorii Setubal i miałem spore kłopoty. Poziom futbolu był o wiele wyższy niż ten, do jakiego przyzwyczaiłem się, grając w Brazylii. Kilka spotkań przesiedziałem na ławce rezerwowych. Potem było jednak coraz lepiej.



Dlaczego wyjechałeś z Brazylii? W kraju kawy nie brakuje przecież świetnych klubów, w których można rozwijać talent.

- Zaczynałem przygodę z piłką w swoim rodzinnym mieście, gdzie futbol nie stał na najwyższym poziomie. W 2000 roku pojechałem więc na testy do Rio de Janeiro. Niestety, nie udało się sprawdzianu przejść pomyślnie. W międzyczasie zaręczyłem się z obecną żoną, która odwiedziła mnie w Rio i namawiała, bym zrezygnował z gry w piłkę. Chciała, żebym przeniósł się do innego miasta, poszukał normalnej pracy, a piłkę traktował jako hobby. Poprosiłem ją wtedy: kochanie, daj mi jeszcze rok. Wróciłem do rodzinnego miasta. Jeden z trenerów polecił mnie menedżerowi, który miał znajomości w Portugalii. Dzięki temu udało się wyjechać do Vitorii Setubal. Wiele zawdzięczam tym ludziom. Byłem wówczas chłopakiem, którego nikt nie znał, a mimo to udało mi się przyjechać do Europy.



To był przełomowy moment w twojej karierze?

- Tak, choć nie jedyny. Zawsze będę wspominał wygrany mecz z Benfiką Lizbona w finałowym meczu o Puchar Portugalii. To, jak na razie, mój największy sportowy sukces.



Jak na razie wiele komplementów otrzymują Elton i Roger. O tobie mówi się mniej. Nie przeszkadza to?

- Nie, powoli się rozkręcam. Cieszę się, że Elton spisuje się tak dobrze. Gdy żartujemy, mówimy na niego "Imperator Warszawy". To odniesienie do innego Brazylijczyka, Adriano, który nazywany jest "Imperatorem Mediolanu". Kto wie, może Elton pójdzie w jego ślady?



Jak współpracuje ci się z Dicksonem Choto?

- Bardzo dobrze rozumiemy się na boisku, choć nie przeczę, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby nie bariera językowa. Dickson nie mówi po portugalsku, ja natomiast po angielsku. Być może niedługo będziemy komunikować się po polsku (śmiech). Przyznaję, że w pierwszych meczach zdarzały się błędy, ale wierzę, że szybko je wyeliminujemy.



Co robicie po treningach? Poznaliście już uroki Warszawy?

- Śmiejemy się, że wkrótce na Ursynowie, gdzie mieszkamy, powstanie dzielnica Brazylijczyków. Dużo czasu spędzamy razem. Chodzimy na wspólne obiady i kolacje. Bardzo lubię kino, ale bariera językowa jest na razie nie do przeskoczenia. Teraz, gdy dołączyła do mnie żona, będę musiał się nią zająć i mam nadzieję, że Elton i Roger się nie obrażą. Dostałem niedawno samochód i muszę przyznać, że w porównaniu z Portugalią, w Polsce jest dużo mniej wypadków. Tam na każdym kroku można natknąć się na stłuczkę - większą lub mniejszą.



Na twoim ramieniu widnieje napis "Victor Hugo"...

- To imię mojego synka.



Podobnie jak francuskiego pisarza...

- To prawda. Moja mama nadała mi imię Hugo, ponieważ zna i bardzo ceni dzieła francuskiego pisarza. Postanowiłem więc nazwać podobnie swojego synka.



Rozmawiali Rafał Romaniuk i Jarosław Czerniak

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.