REKLAMA

Awans po 11 latach?

Tomasz Janus - Wiadomość archiwalna

Już dziś Legia Warszawa podejmie szturm na bramy elitarnej Ligi Mistrzów. Piłkarski los zadecydował, że pierwszy mecz z Szachtarem Donieck legioniści rozegrają równo 11 lat po pamiętnym meczu z IFK Göteborg. 9 sierpnia 1995 r. Wojskowi pokonali 1-0 na własnym stadionie mistrza Szwecji i zdecydowanie przybliżyli się do upragnionego celu. Jest więc świetna okazja, by uczcić rocznicę i taki sam wynik osiągnąć dziś na Ukrainie.



Pojawiają się jednak wątpliwości czy tak optymistyczny scenariusz jest możliwy. Od 1995 r. zawodowa piłka nożna zrobiła olbrzymi postęp. Warszawska Legia przez długi czas nie robiła zbyt wiele by piłkarski świat doganiać. Byli Koreańczycy z Daewoo, Polacy z Pol-Mot, ale zamiast inwestować w przyszłość klubu dreptali w miejscu, skazując go na wegetację. Wielkie nadzieje pojawiły się w sercach kibiców dopiero wraz z przejęciem Wojskowych przez holding ITI. Jednak nawet włodarze klubu mówią, że nie nastawiają się na awans, a ewentualny sukces stołecznej jedenastki byłby miłą niespodzianką. Czy można jednak im się dziwić, gdy porówna się potencjał Szachtara i Legii? Czy Legia ma jakiekolwiek szanse w rywalizacji z zamożniejszym rywalem? Chłodna kalkulacja każe nam powiedzieć "nie". Ale kto zabroni kibicowskiemu sercu wierzyć w awans? Bo choć Legia a.d. 1995 wydaje się być dużo lepsza od Legii a.d. 2006 to 11 lat temu także nie dawano jej zbyt wielkich szans na awans. Mimo to po rewanżowym spotkaniu z IFK Dariusz Szpakowski mógł powiedzieć historyczne zdanie: "Na pytanie gdzie jest ta Legia, odpowiadam – tam gdzie jej miejsce! W Lidze Mistrzów!" W tym momencie dochodzimy do kluczowego problemu. Co trzeba zrobić by zostawić Ukraińców w pokonanym polu? Podobno historia jest najlepszą nauczycielką. Spróbujmy więc wyciągnąć wnioski ze zwycięskiej potyczki ze Szwedami sprzed 11 lat.



Po pierwsze – zagrać mądrze. "Moi koledzy zagrali sto procent lepiej i mądrzej niż my rok temu z mistrzem Chorwacji" – mówił po pokonaniu IFK 1-0 Wojciech Kowalczyk. "Kowal" wiedział co mówi, bo rok wcześniej, choć Hajduk Split oddał tylko dwa celne strzały na bramkę Legii, to z Łazienkowskiej wyjechał z wygraną 1-0. Legia wyciągnęła z tego wnioski i w pojedynku ze Szwedami zagrała mądrzej. A przede wszystkim nie dała sobie strzelić bramki. Czy dziś Wojskowi też mogą zagrać podobnie? "Czasami trzeba trochę pograć i zmęczyć przeciwnika. Legia nie goniła dziś do przodu, bo nie chodzi o to by każdą akcję kończyć strzałem. Zagrała mądrze i zdobywała kolejne bramki" – mówił po meczu Legia – Cracovia Mariusz Piekarski. Czyli jednak Legia potrafi zagrać mądrze.



Po drugie – wykorzystać wzmocnienia. W 1995 r. przed walką o Ligę Mistrzów Legię wzmocnili m.in. Tomasz Wieszczycki, Cezary Kucharski i Ryszard Staniek. Dwaj pierwsi w meczu z IFK zagrali od pierwszej minuty. "Wieszczu" w jednym ze starć odebrał chęć do dalszej gry legendarnemu bramkarzowi Thomasowi Ravelliemu, który w 43. minucie opuścił murawę. Może nie był to kluczowy moment dla losów spotkania, ale Wojskowym na pewno to nie zaszkodziło. Swój udział w zwycięstwie Legii miał także "Kucharz". Trzy minuty po przerwie odważnie przedarł się w pole karne Szwedów. Graczom IFK nie pozostało nic innego jak sfaulowanie legionisty. Rzut karny pewnie wykorzystał Jerzy Podbrożny. Jeżeli szukać analogii to dziś powinien szarżować Elton, a karnego musiałby strzelić "Włodar". Historia lubi się powtarzać, ale chyba nie aż tak. Łatwo jednak przewidzieć, że wiele będzie dziś zależało od brazylijskiego napastnika. Elton pokazał już, że ma zadatki na wielkiego piłkarza. Piękny gol strzelony w meczu z Islandczykami. Kapitalny zwód i bramka w meczu z Cracovią. Teraz trzeba to tylko powtórzyć w meczu z Szachtarem. Gorzej przedstawia się sprawa z drugim Brazylijczykiem – Hugo. Wciąż widać u niego brak zgrania z defensywą Wojskowych. Na szczęście każdy dzień pracuje na jego korzyść. W rezerwie pozostaje też Miroslav Radović, który też nie wypadł sroce spod ogona i w piłkę grać potrafi.



Po trzecie – zagrać va banque. W 1995 r. w meczu rewanżowym trener Paweł Janas zdecydował się posadzić na ławkę kapitana Wojskowych Leszka Pisza. Co prawda "Piszczyk" był krytykowany przez media, że w meczach europejskich pucharów zawodzi a jest dobry tylko na ligę polską, ale i tak wszyscy pukali się w czoło. Pisz pojawił się na murawie dopiero pod koniec pierwszej połowy. Podrażniona duma kazała mu pokazać na co go naprawdę stać. I pokazał. W 74. minucie, mimo zaledwie 167 cm wzrostu, strzałem głową doprowadził do remisu. W takim razie tym razem na ławce powinien usiąść Łukasz Surma. Skoro Janas odważył się posadzić na ławce reżysera gry Pisza, to dlaczego Wdowczyk ma nie postąpić tak samo. Może taka terapia wstrząsowa jest Legii potrzebna.



Po czwarte – pokłócić się w szatni. "Pokłóciliśmy się w szatni i to nas złączyło" – mówił po zwycięskim rewanżu z IFK Jacek Zielińśki. Czego jak czego, ale podniesionych głosów w szatni Legii to chyba nie brakuje. Po ostatnim meczu z Groclinem Dariusz Wdowczyk nie pojawił się nawet na konferencji prasowej. Jak mówił miał kilka spraw do wyjaśnienia zawodnikom. "Wdowiec" zarzeka się co prawda, że nie można zawsze krzyczeć na piłkarzy, bo w końcu się do tego przyzwyczają, ale w meczu z Szachtarem krzyki będą jak najbardziej wskazane, bo to najważniejszy mecz Legii ostatnich 10 lat.



Można tak wymieniać kolejne punkty, które powinni spełnić legioniści jeżeli chcą awansować do Ligi Mistrzów. A potem i tak Wojskowi wyjdą na murawę i wszystko potoczy się tak jak sami zadecydują. Mało kto będzie pamiętał, że równo 11 lat temu Legia a.d. 1995 jako pierwsza polska drużyna sforsowała bramy piłkarskiej Europy. I tylko jedno będzie takie samo jak w 1995 r. Wiara kibiców w zwycięstwo. Wiara, która jakoś nie chce przyjmować racjonalnych argumentów. Tylko, żeby jutro nie obudzić się z kacem. Moralnym oczywiście.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.