REKLAMA

Stadionu nie będzie

Tomek Laskus - Wiadomość archiwalna

Miło mi. Jako kibic Legii znów poczułem się ważny. Władza dba o dobro mojego klubu, postawi mu nowoczesny stadion. Doceniono moje oczekiwania. Tylko jeszcze oddam swój głos na pana Kazimierza. Byczo.

Tak właśnie my, Legioniści, mamy myśleć. Już o to troszczy się liczny sztab przeróżnych ciekawych ludzi. Bo jest nas widać aż tylu, że warto zainkasować nasze głosy w nadchodzących wyborach. Tzn., tu naturalnie chodzi o promocję Warszawy, o Legię, i Ciebie, kibicu. A ta nagła, wszechobecna agitacja ze strony rządzących, zwyczajnie przypadkiem zbiegła się w czasie z wyborami. Ona ma Ci tylko uświadomić, że politycy istnieją dla poprawienia stanu Twojej egzystencji, gdybyś przypadkiem o tym zapomniał.



Przedstawiane w ironicznym świetle chwyty manipulacyjne, stosowane przez polskich polityków wydają się tandetą i kiczem. Polegają na obiecywaniu, obiecywaniu i, byłbym zapomniał, obiecywaniu oczywiście. Faszerowani jesteśmy tym bez przerwy, przekonujemy się o własnej naiwności, gdy tylko nasz polityczny faworyt otrzyma oczekiwane stołki, a jednak ciągle część z nas nabiera się na to, nie wyciągając żadnych wniosków z przeszłości.



Że niby co, Marcinkiewicz ma nam stadion zbudować? Wielka euforia opanowała znaczną rzeszę fanów, którzy już wygodnie sadowią się w czyściutkich krzesełkach na nowym obiekcie. Bo pan Kazimierz powiedział, że on zrobi wszystko jak należy. Odbył rozmowę z prezesami, miasto pieniądze przeznaczy, więc nic, tylko budować. Wielu z nas w to uwierzyło.



Jak widać, ta pozornie tandetna manipulacja (w tym wypadku naszym, kibicowskim środowiskiem), to geniusz. Marcinkiewicz mówi, że stadion to sprawa pozapartyjna, a wybory nic wspólnego z tym projektem nie mają. Ale kibice w odpowiedzi głośno krzyczą, że będą na niego głosować. Te dwa wątki miały nie być mieszane, prawda?



Kazimierz Marcinkiewicz to medialny skarb. Sympatyczny, lubiany, sprawiający nawet wrażenie prawdomównego. Dlatego ludzie tak łatwo „kupują” jego słodkie słowa. Tylko jest z nim mały problem - to „polityk-narzędzie” (zdobywa głosy, budzi poparcie dla partii, wprowadza ciepłą atmosferę), bez silnego charakteru, własnego zdania, twardej osobowości. Gdy on będzie piastował urząd prezydenta Warszawy, rządzeniem stolicą zajmie się w istocie pan Jarosław. A ten pan, jak wiemy chyba wszyscy, jest wyjątkowo pamiętliwy, bardzo czuły i nigdy nie wybacza (niczym pewny gangster z „Poranku Kojota”). Wierzycie, że zbuduje stadion dla ITI? On szykuje na nich kolejny atak, za chwilkę pewnie dowiemy się o niecnej przeszłości Jana Wejcherta, lepiej lub gorzej uargumentowanej (pewnie gorzej, ale cóż...). Bardziej ITI „dokopać” nie można, niż pozbawić sensu ich inwestycję w Legię.



Jednak wyborcza kiełbasa Marcinkiewicza smaży się w najlepsze, a do akcji włączyła się nawet "Nasza Legia". Jaki jest tego cel, nie wiem. Wiem, że uwidaczniając swoje sympatie polityczne tygodnik dzieli kibiców. Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że na okładce, jak co tydzień, widnieje to, co w numerze najważniejsze. Bo gazeta, która nie chce kojarzyć się politycznie, nie powinna, w specyficznym okresie przedwyborczym, publikować okładki z jednym z kandydatów do objęcia najważniejszej funkcji. Chyba, że w następnym wydaniu z pierwszej strony straszyć będzie nas pani Hania, która zbuduje nam stadion tak szybko, i z takim skutkiem, jak Kazimierz Marcinkiewicz.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.