REKLAMA

Gram, gdzie mi każą

Grzegorz Bronowicki, źródło: Życie Warszawy - Wiadomość archiwalna

Spotkanie z Portugalią było chyba najlepszym w Pana karierze.

Grzegorz Bronowicki: Ja tylko starałem się wypełniać jak należy polecenia trenera. A grę pozostawiam ocenie dziennikarzy. Zdążyłem jednak przejrzeć czwartkową prasę i trener Leo Beenhakker nie miał zastrzeżeń do mojej gry. Po prostu tak to wszystko miało wyglądać.



Jest Pan skromny. Beenhakker powiedział, że był Pan świetny. Pozwalał Pan sobie na rajdy i fantastyczne dryblingi. Skąd ten luz na boisku? Przecież to dopiero Pana drugi występ w reprezentacji.

- Trener na odprawie przedmeczowej powiedział, że jeśli nadarzy się okazja do akcji ofensywnej, żebym się włączał. A że były ku temu okazje, wykorzystałem pozwolenie. Ważne jest także to, że mecz ułożył się po naszej myśli. Po strzelonych golach cała drużyna dostała skrzydeł. Ja lubię zresztą grać ofensywnie, mogłem więc trochę poszaleć na lewej stronie boiska.



Był Pan przekonany, że pokonacie Portugalię?

- Może nie aż tak łatwo. Po prostu graliśmy konsekwentnie, realizowaliśmy założenia taktyczne, wybijaliśmy z rytmu rywali. A po dwóch golach kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń na boisku.



Jak świętowaliście sukces?

- Po prostu cieszyliśmy się.



Po meczach z Kazachstanem i Portugalią jest Pan chyba już pewniakiem w kadrze Beenhakkera.

- Nie żartujmy. Po prostu udało mi się pokazać. A nie zawsze to wychodzi. Cieszę się, że zagrałem dobrze. Jestem jednak przekonany, że nadejdą jeszcze lepsze chwile.



Po trzech meczach rozegranych w Legii po wyleczeniu kontuzji mówił Pan, że czuje skutki urazu. W spotkaniu z Portugalią grał Pan jednak bardzo ryzykownie.

- Nie da się ukryć, że te półtora miesiąca, kiedy nie grałem, musiało wpłynąć na moje zdrowie. Przy meczach co 3 dni odczuwałem uraz. Przed spotkaniem z Kazachstanem miałem tydzień przerwy. Dzięki temu mogłem się zregenerować. Miałem za dużo w nogach, a mecz z Wisłą Kraków też zrobił swoje. Ale cieszę się, że wróciłem do swojej normalnej dyspozycji.



Po meczu z Portugalią chyba nie ma dla Pana różnicy, czy gra na prawej, czy na lewej obronie?

- Gram tam, gdzie mnie potrzebują trenerzy. Oni też mnie oceniają. Zarówno na prawej obronie w spotkaniu z Wisłą, jak i w środę na lewej przeciwko Portugalii czułem się dobrze.



Jaka jest różnica między atmosferą w kadrze i w Legii?

- Jest taka sama. Jest dobra.



Z kim zaprzyjaźnił się Pan podczas zgrupowań reprezentacji?

- Z Marcinem Wasilewskim dzieliłem pokój. Trzymaliśmy się razem, bo znamy się od wieku juniorskiego.



Czy koledzy i trenerzy z Legii gratulowali Panu udanego występu?

- Oczywiście. Gratulowali mi dobrej gry całego zespołu.



W niedzielę czeka Pana mecz z Pogonią. Czy zdąży Pan się zregenerować?

- Nie wiadomo, czy trener mnie wystawi.



Przecież Wdowczyk nie posadzi na ławce rezerwowych reprezentanta Polski?

- Żartowałem. Bardzo chcę zagrać, choć nie wiem, na jakiej pozycji wystawi mnie trener. Bez problemu zdążę się przygotować do spotkania z Pogonią. W czwartek dostałem trochę wolnego czasu. Miałem lekki rozruch. Od piątku wracam do normalnych treningów. Przecież trzeba w końcu wygrać jakiś mecz na wyjeździe. Musimy zagrać konsekwentnie. To jedyna droga do sukcesu.



Nie martwi się Pan tym, że Brazylijczycy z Pogoni będą chcieli udowodnić, że są lepsi od legijnych canarinhos?

- Nie przejmuję się tym, jak oni będą grali. Bo to od nas będzie zależało, jak będzie wyglądał mecz.



Po takim występie chyba Pan nie żałuje, że rzucił zapasy na korzyść futbolu?

- Dla takich chwil, jakie przeżywałem w środę w Chorzowie, warto żyć i poświęcać lata na treningi. Dla mnie spotkanie z Portugalią było wielkim wydarzeniem i przeżyciem.



Rozmawiał Maciej Rowiński

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.