REKLAMA

Jesienne granie - podsumowanie piłkarskie

Tomek Janus, statystyki Woytek, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Do rundy jesiennej sezonu 2006/2007 warszawska Legia przystępowała w glorii mistrzów Polski. Liga miała być wygrana w cuglach a awans do Ligi Mistrzów, lub przynajmniej rozgrywek grupowych Pucharu UEFA, marzył się nie tylko największym optymistom. Gdy podczas lipcowego zgrupowania Wojskowi odprawili z kwitkiem m.in. Olympique Marsylia i Paris Saint Germain, nadzieje na dobrą jesień zaczęły nabierać realnych kształtów. Już pierwsze mecze nowego sezonu zmusiły legionistów do zmiany nastrojów.
Falstart

W pierwszym meczu sezonu 2006/2007 Wojskowi spotkali się z Wisłą Płock w walce o Superpuchar Polski. I choć zagrali osłabieni (uraz Piotra Włodarczyka, Grzegorza Bronowickiego i Edsona, gra w Mistrzostwach Europy Dawida Janczyka i żółte kartki Hugo, które otrzymał jeszcze w Portugalii) to byli zdecydowanym faworytem. Tymczasem już w 2. minucie na prowadzenie wyszli goście. Łukasz Fabiański faulował w polu karnym Vahana Gevorgyana, a jedenastkę na bramkę zamienił Paweł Magdoń. Legia nie zrażona tym, nadal grała słabo. Co prawda w 49.minucie samobójczą bramkę strzelił Marko Colaković, ale w 73. minucie na listę strzelców wpisał się Paweł Sobczak i puchar pojechał do Płocka. W Warszawie pozostał tylko kubeł zimnej wody .

Cztery dni później legioniści polecieli do dalekiej Islandii, by rozegrać mecz II rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Ich przeciwnikiem byli amatorzy z FH Hafnarfjoerdur. Mecz nie stał na wysokim poziomie. Legia zmarnowała kilka dobrych sytuacji, ale na szczęście udało się wygrać. W 84. minucie ładnym strzałem popisał się Elton. Mecz zakończył się wygraną 1:0 Wojskowych i można było wracać do Warszawy.

Tam czekała już Cracovia Kraków i początek rozgrywek ligowych. Kibice liczyli na powtórkę z wiosny, gdy Legia zaaplikowała przyjezdnym pięć bramek. Minęło 10. minut i było... 0:1. Sam przed Fabiańskim znalazł się Piotr Giza, który otworzył wynik spotkania. Podrażnieni gospodarze uparcie dążyli do wyrównania. Udało się do dopiero w 44. minucie Eltonowi. Wcześniej krakowianie zmarnowali kilka wybornych sytuacji. Po przerwie bramkę strzelił Hugo i był 2:1. W 74. minucie rzut karny, po faulu na Włodarczyku, wykorzystał Roger i mecz zakończył się wynikiem 3:1. Brazylijski hattrick na inaugurację sezonu a piłkarze z kraju kawy przez wielu byli kreowani na gwiazdy. Kilka tygodni później rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te oceny.

W weekendy liga, w środy europejskie puchary. Była środa 2 sierpnia i na Łazienkowską zawitali gracze FH Hafnarfjoerdur. Legia posiada miażdżącą przewagę, ale kanonady nie było. W 39. minucie Aleksandar Vuković strzelił pierwszego gola, a na trybunach rozpoczęły się rozmowy jak dojechać do Doniecka, gdzie czekał już kolejny rywal w drodze do Champions League. Jeszcze tylko w 89. minucie Edson pięknie uderzył z wolnego i skończyło się na 2:0. Jak na mecz zawodowców z amatorami dość skromnie, ale z optymizmem patrzono w przyszłość.

Nastroje popsuły się po meczu w Grodzisku Wielkopolskim. Legia zagrała dobrze tylko w pierwszej połowie. Owocem tego był gol Edsona w 7. minucie (znów ładne uderzenie z wolnego). Wojskowi przeważali przez pierwsze trzy kwadranse. Groclin ograniczył się do rozbijania ataków legionistów, ale bramki nie padały. W drugiej połowie Legia zagrała zdecydowanie gorzej i na efekty nie trzeba było długo czekać. W 50. minucie na środku boiska piłkę stracił Surma i Vuković. Edson nie upilnował Piotra Piechniaka. Ten podał do wbiegającego w pole karne Szymona Kaźmierowskiego i było 1:1. Mimo okazji z obu stron, wynik nie uległ zmianie.

Dołujemy

Remisu w Wielkopolsce nikt długo nie rozpamiętywał, bo Legia pojechała na Ukrainę by walczyć o wstęp na europejskie salony. Po ostatnim gwizdku sędziego, na boiskowej tablicy widniał wynik 1:0, a legioniści mogli mieć wiele pretensji do sędziego, który zapewnił gospodarzom wygraną. Na zegarze dochodziła 40. minuta pierwszej połowy, gdy prawą stroną boiska szarżował Julius Aghahowa. Grę przed polem karnym przerwał Dickson Choto. Jednak sędziujący spotkanie Belg Frank De Bleeckere dopatrzył się przewinienia legionisty. Jakby tego było mało, mimo że cała sytuacja rozgrywała się dobry metr przed linią pola karnego, wskazał na punkt oddalony 11 metrów od bramki Łukasza Fabiańskiego. Do piłki podszedł Elano i choć "Fabian" wyczuł jego intencje, pika wylądowała w siatce. Szachtar miał zdecydowaną przewagę, ale cudów w bramce dokonywał Fabiański. Z pomocą przyszła mu też poprzeczka (dwa razy) i słupek (raz). Legia miała swoje okazje, ale ani Włodarczyk, ani Gottwald, ani Elton nie potrafili doprowadzić do wyrównania. W końcówce spotkania Wojskowi zaprezentowali się więcej niż przyzwoicie i strata wydawała się możliwa do odrobienia w rewanżu.

Po powrocie zza wschodniej granicy legioniści nie mieli czasu na odpoczynek, bo czekał ich mecz z sensacyjnym liderem z Bełchatowa. Legia szybko zepchnęła przyjezdnych do obrony, ale bramki nie padały. Zmorą piłkarzy z Łazienkowskiej było wykańczanie akcji. Gdy wydawało się, że wszystko idzie dobrze, jedno niedokładne podanie niweczyło misternie konstruowaną akcję. W 37. minucie nie wytrzymały tego nerwy Dariusza Wdowczyka, który zdjął z boiska Hugo. Był to dla niego początek końca gry w Legii. W 58. minucie dokładnym strzałem obok słupka popisał się Miroslav Radović i było 1:0. Od tej pory grali już tylko bełchatowianie. W 77. minucie wyrównał Tomasz Wróbel. W doliczonym czasie gry gospodarzy pogrążył Łukasz Garguła. Wcześniej aż trzech legionistów nie potrafiło skierować piłki do bramki z najbliższej odległości. - Od momentu kiedy przejąłem Legię jest to mój najczarniejszy dzień – mówił po meczu Wdowczyk. Chyba nie wiedział, że najczarniejsze dni były jeszcze przed nim.

Minął tydzień i Wojskowi pojechali do Łodzi na mecz z ŁKS-em. Legia chciała zmazać plamę z poprzedniej kolejki i szybko zdobyła przewagę nad gospodarzami. W 37. minucie udało się nawet strzelić bramkę. Piłkę do siatki skierował... obrońca łodzian, Tomasz Hajto. Do śmiechu nie było jednak nikomu, bo kontuzji doznał Hugo i do obrony cofnął się Surma. W 45. minucie nie to właśnie on nie nadążył za Ensarem Arifovićem i było 1:1. Druga połowa była wyrównana, ale znów dała o sobie znać dziurawa obrona legionistów. Po szybkiej akcji łodzian Marcinowi Burkhardtowi nie pozostało nic innego, jak faulować przeciwnika. Niestety uczynił to w polu karnym a rzut karny na bramkę zamienił Rafał Niżnik. Końcówka w wykonaniu Legii była tragiczna. Mnożyły się niecelne podania a wszechobecny był brak pomysłu na grę.

Wojskowi byli w głębokim dołku. Warszawa huczała od plotek o konfliktach w szatni Legii. Podział na Polaków i Brazylijczyków, grupa bankietowa. W takiej atmosferze przyszło grać z Szachtarem. Wdowczyk ustawił Legię superofensywnie posyłając do gry trzech napastników. Początkowo taktyka przyniosła skutek. W 17. minucie w zamieszaniu podbramkowym przytomność umysłu zachował Włodarczyk i straty zostały odrobione. Dziesięć minut później było już 1:2 i awans był bardzo daleko. Przed przerwą trzeci raz Fabiańskiego pokonał jeszcze Marica i druga połowa była tylko formalnością. W 88. minucie rozmiary porażki zmniejszył Włodarczyk. Do Ligi Mistrzów awansowali jednak Ukraińcy.

Dołujemy cd.

Na rozpamiętywanie przegranej rywalizacji z Szachtarem nie było czasu, bo trzeba było grać z Górnikiem Zabrze. Przeciwnik nie za mocny i dobra okazja do zrehabilitowania się. Podobnie musieli myśleć legioniści, bo już w 10. minucie prowadzili 2:0. Najpierw piłkę do siatki posłał Dicskon Choto, a trzy minuty później Włodarczyk wykonał „minimalny ruch kolanem” i było 2:0. Od tego momentu Wojskowi skoncentrowali się na koncertowym marnowaniu dogodnych sytuacji. Górnik nie za bardzo kwapił się do gry i wynik nie ulegał zmianie. Co prawda w 54. minucie Edson podwyższył po strzale z rzutu wolnego, ale główną konkurencją tego dnia było marnowanie sytuacji. Senna gra skończyła się w 77. minucie, gdy Tomasz Moskała. W 92. minucie rzut karny wykorzystał Artur Prokop, ale trzy punkty szczęśliwie pozostały w Warszawie.

Po meczu z Zabrzanami nastąpiła przerwa na spotkania reprezentacji. Legia pojechała do Mrągowa, by szukać formy. Do drużyny dołączyli Herbert Dick i Junior. Ich pierwszym sprawdzianem był mecz w Gdyni z Arką. Spotkanie nie zachwyciło i skończyło się remisem 1:1. W 29. minucie Edson faulował przed polem karnym Janusza Dziedzica. Pięknym strzałem w okienko popisał się Olgierd Moskalewicz i Fabiański musiał wyciągać piłkę z siatki. Od 36. minuty legioniści grali z przewagą jednego zawodnika, gdyż z boiska usunięto Krzysztofa Sobieraja. Od tego momentu zyskali też wyraźną przewagę. Udokumentowali ją jednak tylko jedną bramką. W 63. minucie gola z rzutu karnego strzelił Roger. Choć Wojskowi mogli odmienić losy spotkania, to ich celowniki były bardzo rozregulowane i trzeba było zadowolić się remisem. Po sześciu kolejkach Legia miała 8 punktów i do lidera z Bełchatowa traciła 7 oczek.

Legii szło słabo w lidze, więc liczono na powetowanie niepowodzeń w rywalizacji ze słabiutką Austrią Wiedeń w Pucharze UEFA. Niestety jeszcze słabsi okazali się Wojskowi. Przez całą pierwszą połowę meczu na Łazienkowskiej przypominali zbieraninę przypadkowych osób, które nie wiedzą co mają robić na boisku. Wiedeńczycy bronili się całą drużyną i nastawili się na kontry. Nie było ich zbyt wiele, ale jedna z nich przyniosła efekt. W 27. minucie przed Fabiańskim znalazł się Wolfgang Mair i było 0:1. Na szczęście w 45. minucie wyrównał Junior. W drugiej połowie zobaczyliśmy zdecydowanie lepszą Legię. Bramki jednak nie padały. Pośredni udział miał w tym sędzia, który pozwolił na brutalną grę i nie reagował na ostre wejścia gości. Skończyło się remisem 1:1 i w lepszej sytuacji przed rewanżem byli wiedeńczycy.

Trzy dni później nastroje na Łazienkowskiej uległy zdecydowanej poprawie. Z bagażem pięciu bramek odprawiono Wisłę Płock. Częściowo zrewanżowano się za porażkę w meczu o Superpuchar, ale połocczanie są w tym sezonie tylko czerwoną latarnią ligi. Trener Wdowczyk zaskoczył wszystkich sadzając na ławkę Łukasza Fabiańskiego. Jego miejsce zajął Jan Mucha. W samym meczu przyjezdni praktycznie nie istnieli. Do przerwy było 2:0. Pierwszy na listę strzelców wpisał się w 4. minucie Elton. Kwadrans później było 2:0 po uderzeniu Dawida Janczyka. Gole strzelali jeszcze Roger, Radović i Kiełbowicz. Rzut karny zmarnował Edson, ale goście i tak byli na kolanach. Wydawało się, że legioniści wreszcie złapali właściwy rytm gry.

Aż przyszedł 20 września i mecz Pucharu Polski z trzecioligową Stalą Sanok. Legioniści pojechali jak po swoje, ale rzeczywistość okazała się brutalna. W 37. minucie było 1:0 dla gospodarzy. Szczęśliwym strzelcem był Piotr Badowicz. Ogromne zaskoczenie, ale wydawało się, że Wojskowi natychmiast odrobią straty. W normalnej piłce byłoby to kwestia kilku minut. Niestety legioniści grali antyfutbol i nawet najprostsze zagrania przerastały ich możliwości. W grę wkradła się nerwowość, bo kompromitacja z każdą minutą była coraz bliżej. W 73. minucie wszystko wróciło do normy. Do remisu doprowadził Radović. Cztery minuty później prowadzili znów gospodarze. Kontrę wykorzystał Ireneusz Gryboś i Sanok oszalał. Wojskowi też oszaleli a Grzegorz Bronowicki prawie pobił się z Eltonem. Jeszcze tylko w ostatniej minucie Łukasz Surma dwukrotnie nie potrafił kopnąć piłki do bramki w bardo łatwej sytuacji i kompromitacja stała się faktem.

Po meczu w Sanoku z drużyny wyrzucono Włodarczyka i Gottwalda. Pozostali piłkarze pojechali do Kielc na mecz z Koroną. Tam szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Już w 5. minucie najwyżej w polu karnym wyskoczył niechciany w Warszawie Veselin Djoković i było 1:0. Wojskowi grali jak oszołomieni a kielczanie szaleli na murawie. W drugiej linii rządził kolejny niechciany na Łazienkowskiej Mariusz Zganiacz. Nieliczne sytuacje Legii marnował Janczyk. W 36. minucie było 2:0. Do odbitej przez Fabiańskiego piłki doszedł Piotr Bagnicki i bez problemu skierował ją do pustej bramki. W 52. minucie kontaktową bramkę strzelił Janczyk, ale na więcej Wojskowych nie było stać. Golem z rzutu karnego w 81. minucie swój były klub dobił Zganiacz. Legia sięgała dna a już za kilka dni miała spotkać się z Austrią Wiedeń.

Mecz w Wiedniu był jednym wielkim rozczarowaniem. Legioniści zapowiadali, że jadą po awans, bo są lepsi od wiedeńczyków. Jeżeli rzeczywiście byli lepsi to nie potrafili udowodnić tego na boisku. Byli nieporadni i nie potrafili pokonać ostatniej drużyny ligi austriackiej. Nie dość, że sami nie odrabiali strat, to jeszcze je powiększali. W 66. minucie Fabiańskiego pokonał Roman Wallner i stało się jasne, że europejskie puchary nie są dla nas. Dariusz Wdowczyk do ataku rzucił wszystko czym dysponował. Na boisku pojawił się Burkhardt, Kiełbowicz i Szałachowski, ale obraz gry nie uległ zmianie. Po raz kolejny okazało się, że daleko nam jeszcze do gry na europejskim poziomie. I tylko kibice jak zawsze nie zawiedli.

Pogoń za czołówką

Po powrocie z Wiednia Legię czekał trudny mecz z Wisłą Kraków prowadzoną przez Dragomira Okukę. Jakby tego było mało przez całą pierwszą połowę nad Warszawą szalała burza i gra była bardzo trudna. Mnożyły się niecelne podania, piłkarze przewracali się na śliskiej murawie, a piłka stawała w kałużach. W przerwie przestał padać deszcz a zaczęły padać bramki. W 48. minucie piłkę między nogami Fabiańskiego posłał Paweł Brożek i było 0:1. Chwilę później krakowianie powinni strzelić kolejną bramkę, ale z pomocą Legii przyszła poprzeczka. Wojskowi ambitnie ruszyli do odrabiania strat, ale Emilian Dolha był bezbłędny. Pomylił się tylko raz. W 76. minucie zza pola karnego strzelał Burkhardt. Trudno powiedzieć czy było to podanie, czy też strzał. Najważniejsze, że piłka wpadła do siatki obok całkowicie zaskoczonego bramkarza Białej Gwiazdy. Legia chciał pójść za ciosem, ale goście umiejętnie zwalniali tempo gry i więcej bramek nie padło.

Po dwutygodniowej przerwie na mecze reprezentacji legioniści pojechali walczyć o ligowe punkty do Szczecina. Legia rozpoczęła grę z wielkim animuszem, ale akcje nie zazębiały się i Radosław Majdan nie miał zbyt wiele do roboty. W 27. minucie po strzale Lilo piłkę z siatki wyjmował za to Mucha. Na szczęście sędzia dopatrzył się pozycji spalonej. Losy meczu rozstrzygnęły się w 52. minucie. Lewą stroną przedarł się Roger. Dośrodkował w pole karne a tam Majdana uprzedził Szałachowski i dał Legii prowadzenie. W doliczonym czasie gry „Szałach” mógł strzelić drugą bramkę, ale górą był bramkarz Pogoni. Ostatecznie Wojskowi wygrali 1:0 i była to ich pierwsza wyjazdowa wygrana od... 10 maja, kiedy to w Zabrzu pokonali Górnika i zapewnili sobie mistrzowską koronę.

Wygrana w Szczecinie poprawiła kiepskie humory w Warszawie. Ich zdecydowana poprawa nastąpiła po meczu z Górnikiem Łęczna. Nie minęło 180. sekund a worek z bramkami otworzył Dawid Janczyk. Potem nastąpiło zwalnianie gry i kibice oglądali piłkarskie szachy. Przebudzenie nastąpiło w 32. minucie. Roger dośrodkował wprost na głowę Dicksona Choto i było 2:0. Później znów tradycyjne zwalnianie gry. Ciekawsza była druga połowa. Akcję meczu przeprowadził w 55. minucie Miroslav Radović. Pomknął prawą stroną boiska. Przy linii końcowej pięknym zwodem minął rywala. Podbiegł w stronę bramki i piętą podał do Szałachowskiemu. Temu nie pozostało nic innego jak dołożyć nogę i było 3:0. W końcówce spotkania wynik ustalił Junior i Elton. Wygrana 5:0 cieszyła, ale kibice myśleli już o kolejnym meczu z Widzewem.

27 października legioniści pojechali do Łodzi, by spotkać się z tamtejszym Widzewem. Co oznacza taki mecz nie trzeba tłumaczyć nikomu, kto choć trochę interesuje się piłką nożną. Tu gra idzie na całego. Legia wyszła z tego pojedynku zwycięsko a największa w tym zasługa Choto i Dicka. Obrońcy rodem z Zimbabwe byli bezbłędni i rozbijali wszystkie akcje widzewiaków. W 21. minucie z lewej strony boiska Vuković podał do Radovicia. Ten wbiegł w pole karne i został sfaulowany. Rzut karny pewnie na bramkę zamienił Roger. Widzew niesiony dopingiem 10 tys. fanów robił co mógł, żeby wyrównać, ale obrona Legii była nie do przejścia. Pod koniec spotkania nerwowej atmosfery nie wytrzymało kilku piłkarzy. Wypożyczony z Legii do Widzewa Jakub Rzeźniczak urządził sobie polowanie na nogi Eltona. Ten nie pozostał dłużny i opluł przeciwnika. Został za to usunięty z boiska. Ucierpiał także Junior, którego sędzia ukarał czerwoną kartką za... rozdzielanie piłkarzy. Najważniejszy był jednak końcowy wynik i wygrana Wojskowych.

Podbudowani wygraną w Łodzi, legioniści przystąpili do kolejnego klasyku ekstraklasy, czyli meczu z Lechem Poznań. W pierwszej połowie z boiska wiało nudą. Kibice marzli na trybunach, bo ciekawych sytuacji było jak na lekarstwo. Wszystko zmieniło się po przerwie. W 55. minucie po strzale Szałachowskiego było 1:0. Przed polem karnym faulował Marcin Wasilewski. Do piłki podszedł Aleksandar Vuković. Serb krótko podał do „Szałacha” a ten mocnym strzałem przy słupku otworzył wynik spotkania. Sześć minut później ponownie Szałachowski i było 2:0. Legia nadal atakowała, ale bramki zaczęli strzelać goście. W 66. minucie Piotr Reiss znalazł się sam przed Muchą i strzelił kontaktowego gola. Kwadrans później było już 2:2. Zbigniew Zakrzewski wykorzystał podanie Przemysława Pitry i z 2:0 zrobiło się 2:2. Uradowany remisem bramkarz gości Krzysztof Kotorowski odtańczył przed kamerami szaleńczy taniec radości. Najwyraźniej zapomniał, że do końca meczu pozostawało jeszcze kilka minut. Pamiętał o tym Kiełbowicz, który pomknął lewym skrzydłem i spod linii końcowej dośrodkował w pole karne. Tam czekał już Radović, który choć nie przyjął piłki dobrze to i tak skierował ją do bramki. 3:2 i cała pula punktów na koncie Legii.

Po wygranej z Lechem Wojskowi mieli już tylko o jedno oczko mniej od liderującej Wisły. Po meczu z Odrą Wodzisław Legia była na drugim miejscu, ale miała tyle samo punktów co nowy lider z Bełchatowa. Mecz z wodzisławianami zasługuję na uwagę z dwóch powodów. Po blisko dwumiesięcznej przerwie na boisko powrócił Piotr Włodarczyk. Była to też dla legionistów piąta wygrana z rzędu. Pierwsza bramka dla Legii padła w 12. minucie. Prawym skrzydłem akcje przeprowadził Aleksandar Vuković i Miroslav Radović. Ten ostatni podał w pole karne. Tam czekał już Dawid Janczyk, który nie miał problemów z pokonaniem Wojciecha Skaby. W kolejnych sytuacjach młody napastnik nie potrafił podwyższyć rezultatu spotkania. W 60. minucie na murawie pojawił się ulubieniec tłumów „Władeczek” i mecz nabrał kolorytu. „Włodar” sam bramki nie strzelił, ale jak mówił po meczu zanotował pół asysty. W 88. minucie piłkę przed polem karnym przejął Roger. Podał do Włodarczyka, a ten odegrał do Burkhardta. Po strzale „Burego” piłka po rękach bramkarza zmierzała do bramki. Tuż przed linią bramkową dopadł do niej Radović i wepchnął ją do bramki. Legia znów w czubie tabeli a do rozegrania pozostawał już tylko mecz w Lubinie.

Właśnie w miedziowym mieście zakończyła się zwycięska seria Legii. Wojskowi powoli zapadali w zimowy sen i tylko niemrawo snuli się po murawie. W 14. minucie z boiska powinien zostać wyrzucony Łukasz Fabiański, który przed polem karnym sfaulował Łukasza Mierzejewskiego. Sędzia okazał się łaskawy i „Fabian” obejrzał tylko „żółtko”. Legioniści starali się atakować, ale nie szło to im za dobrze. W 45. minucie gola strzelili zaś gospodarze. Vuković tak niefortunnie wybił piłkę, że trafił w jednego z lubinian. Piłka po rykoszecie wylądowała pod nogami niekrytego Michała Chałbińskiego a ten nie zmarnował okazji. Gra Legii ożywiła się wraz z wejściem na boisko Włodarczyka. Efektów bramkowych niestety nie zanotowano. Wojskowi przegrali i rundę jesienną zakończyli na czwartym miejscu z trzema punktami straty do lidera.

Pucharowe granie

Mecz z Zagłębiem Lubin zakończył rozgrywki ligowe. Piłkarze nie pojechali jednak na urlopy, gdyż musieli rywalizować w pucharze ekstraklasy. Nowe rozgrywki od pierwszych dni nie cieszyły się dużym powodzeniem. Przez pewien czas kibice zastanawiali się nawet czy ich nie zbojkotować. Ostatecznie bojkot podjęli piłkarze. Na boisko oczywiście wyszli, ale obserwując ich grę można było odnieść wrażenie, że odrabiają pańszczyznę. Kilka rzutów rożnych, sporo autów i spalonych, na których częściej byli łapani napastnicy gospodarzy oraz dziwna niemoc nieporadność gubienie piłki tak wyglądało pierwsze 45 minut meczu z Wisłą Płock. Pierwszy celny strzał legioniści oddali w 59. minucie. Potem jeszcze Edson próbował swoich sił w biciu rzutów wolnych. Po jednym z uderzeń sprawdził czujność kilkudziesięciu kibiców, którzy zasiedli na tego dnia na łuku od strony Łazienkowskiej. Szczęśliwie ofiar nie było. Bramek też i mecz zakończył się remisem 0:0.

Po remisie z płocczanami Legii pozostał jeden mecz do rozegrania. Ostatnim tegorocznym spotkaniem była potyczka z GKS-em Bełchatów. Przyjazd lidera, podobnie jak inne mecze Pucharu Ekstraklasy, nie wywołał dużego zainteresowania wśród kibiców. Lepiej zagrali natomiast piłkarze, którzy mieli okazję do rewanżu za sierpniową porażkę na własnym stadionie. Szybko zdominowali więc grę, ale to goście pierwsi strzelili gola. W 33. minucie dobrym podaniem popisał się Radosław Matusiak. Wypatrzył Mariusza Ujka. Ten wbiegł w pole karne, delikatnie podciął piłkę nad Muchą i było 0:1. Minęło 120. sekund i było 1:1. Z rzutu wolnego w pole karne dośrodkował Marcin Burkhardt. Tam już czyhał Janczyk, któremu nie pozostało nic innego jak dołożyć nogę, by piłka ugrzęzła w siatce. Na kolejne trafienie trzeba było poczekać do 47. minuty. Bronowicki dobrym podaniem obsłużył wtedy Radovicia i piłka znów zatrzepotała w siatce. W 93. minucie wynik spotkanie po podaniu Tomasza Kiełbowicza ustalił Junior.

Legia miała rozegrać mecz z ŁKS-em Łódź, ale ostatecznie nie doszedł on do skutku. Pierwotny termin (23 listopada) został zmieniony z powody żałoby narodowej po tragedii w kopalni „Halemba”. Mecz przełożono na 6 grudnia. Następnie przesunięto go na 7 grudnia. Legia nie za bardzo chciała grać w tym terminie, gdyż miała problemy z zestawieniem składu. Obcokrajowcy, których w barwach Wojskowych stanowią dużą część drużyny, wyjechali do swoich rodzinnych krajów. Ostatecznie mecz został odwołany i odbędzie się na wiosnę.



STATYSTYKI

Mecze:
Radović 24
Roger 24
Szałachowski 23
Choto 22
Surma 21
Janczyk 19
Fabiański 18
Edson 18
Elton 18
Burkhardt 17
Vuković 16
Kiełbowicz 15
Włodarczyk 15
Balde 14
Bronowicki 14
Szala 14
Junior 14
Dick 13
Hugo 8
Mucha 7
Gottwald 7
Korzym 6
Jędrzejczyk 2
Mikołajczak 1
Kozub 1

Gole:
Radović 6
Janczyk 5
Elton 4
Roger 4
Szałachowski 4
Edson 3
Junior 3
Włodarczyk 3
Choto 2
Kiełbowicz 2
Burkhardt 1
Hugo 1
Vuković 1
SUMA: 39
Jeden gol samobójczy: Tomasz Hajto (ŁKS Łódź)

Asysty:
Radović 6
Roger 5
Edson 4
Kiełbowicz 4
Szałachowski 4
Burkhardt 3
Surma 3
Bronowicki 2
Junior 2
Elton 2
Balde 1
Vuković 1
Włodarczyk 1

Kartki (żółte/czerwone)
Surma 6/0
Chałas 5/0
Choto 5/0
Dick 5/0
Radović 5/0
Vuković 5/0
Balde 4/0
Elton 4/1
Roger 3/0
Hugo 2/0
Jędrzejczyk 2/0
Szala 2/0
Burkhardt 2/0
Junior 0/1
Fabiański 1/0
Mucha 1/0
Edson 1/0
Kiełbowicz 1/0
Szałachowski 1/0
Włodarczyk 1/0
SUMA: 56/2

Analiza goli
15 goli w pierwszej połowie i 25 w drugiej połowie zdobywali legioniści jesienią. Zdecydowanie najwięcej, bo po 11 bramek podopieczni Dariusza Wdowczyka strzelali zaraz po przerwie (między 46-60 minutą) i w ostatnim kwadransie meczu.
Jeżeli chodzi o stracone bramki, to statystyki rozłożyły się symetrycznie. W pierwszej połowie straciliśmy 14 bramek a w drugiej 13. W ostatnich piętnastu minutach zarówno pierwszej, jak i drugiej połowy bramkarze Legii po 7 razy wyciągali piłkę z siatki.





Zapraszamy do udziału w sondzie, w której w skali szkolnej oceniamy postawę Legii w rundzie jesiennej. Sonda znajduje się na prawej stronie serwisu

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.