Miroslav Radović i Ivica Vrdoljak - fot. turi
REKLAMA

Serb i Chorwat w ogniu pytań

turi i Qbas - Wiadomość archiwalna

"Znamy oczekiwania naszych kibiców. W Legii zawsze są one wysokie i sięgają mistrzostwa. W tym sezonie naprawdę przeżyliśmy już wiele i po fatalnym początku rundy wróciliśmy z dalekiej podróży" - mówi w rozmowie z wysłanniczką i wysłannikiem LL! w Hiszpanii Miroslav Radović. "Nie jestem zadowolony z tego jak graliśmy. Na nasze szczęście jesteśmy tylko trzy punkty za liderem. Wszystko jeszcze może ułożyć się po naszej myśli i wciąż jesteśmy w stanie zrealizować cel - mistrzostwo" - dodaje Ivica Vrdoljak.

Serdecznie zapraszamy do lektury długiej rozmowy z bałkańskimi legionistami.

Nadchodzą derby, a ty Rado obiecałeś nam, że weźmiecie srogi rewanż na Polonii za jesienną porażkę 0-3...

Miroslav Radović (MR): Zanim zagramy w derbach, musimy jeszcze wygrać ważny mecz z Cracovią, a w międzyczasie spotkanie Pucharu Polski. Nie zapominamy, że Polonia to bardzo silny zespół, ale jesteśmy pozytywnie nastawieni - wierzymy, że wygramy i będziemy rządzić w Warszawie.

Rado, czy derby Warszawy przypominają choć trochę derby Belgradu?

MR: Nie za bardzo. Wiemy co się dzieje w Belgradzie, gdy "Czerwona" gra z Partizanem. To, co się dzieje przed meczem, na meczu i po ostatnim gwizdku sędziego, to po prostu wojna. W Warszawie jest o wiele spokojniej, bo z jednej strony mamy wielki klub - Legię, z masą kibiców, a z drugiej strony mniejszy - Polonię. Oczywiście nie mam nic przeciwko Polonii, ale ich kibicom brakuje jeszcze dużo, by osiągnęli taki poziom, jak fani Legii. Z drugiej strony jednak każde stołeczne derby mają swój smaczek, bo wiadomo, że każdy chce wygrać i rządzić w mieście. I my bardzo chcemy wygrać ten mecz, bo wiemy, że on nam dużo daje, a wiele możemy stracić.

Jesienna porażka na Konwiktorskiej doprowadziła do nieprzyjemnych rozmów z kibicami...

MR: Znamy oczekiwania naszych kibiców. W Legii zawsze są one wysokie i sięgają mistrzostwa. W tym sezonie naprawdę przeżyliśmy już wiele i po fatalnym początku rundy wróciliśmy z dalekiej podróży. W zeszłej rundzie straciliśmy za wiele punktów i na wiosnę nie możemy pozwolić już sobie na kolejne wpadki. Znamy swój potencjał i wiemy, że możemy wygrać zarówno ligę, jak i puchar.

Ivica, ty jako piłkarz Dinama Zagrzeb brałeś z kolei udział w wielkich derbach Chorwacji, z Hajdukiem Split. Czy można je jakoś porównać np. do rywalizacji Legii z Lechem Poznań?

Ivica Vrdoljak (IV): W każdym meczu z Hajdukiem było bardzo ciężko. To co dzieje się w derbach Chorwacji, trochę straciło jednak na jakości. Brakuje nowoczesnych stadionów, frekwencja nie jest najlepsza. Nie spodziewałem się w Warszawie tak wspaniałej atmosfery, tylu ludzi na trybunach. Ale wszyscy musimy pamiętać, że mistrzostwa nie wygrywa się w tych wielkich spotkaniach. Najwięcej punktów można zebrać w mniejszych meczach, a my już ich mnóstwo zgubiliśmy, choćby z Bełchatowem czy z Lechią. Musimy więc patrzeć szerzej, nie spinać się tylko na boje z Lechem, Wisłą czy Polonią. W Chorwacji kilkakrotnie przegrywałem klasyki z Hajdukiem, ale wygrywałem w innych spotkaniach i dzięki temu triumfowałem w lidze. Wiemy, że z Bełchatowem nie zagraliśmy dobrze i zasłużenie przegraliśmy. Ale oglądałem z trybun spotkanie z Lechią Gdańsk (Vrdoljak pauzował za kartki - przyp. red.) i byłem pewien, że tego meczu nie możemy przegrać. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie jak to się stało, że ostatecznie nas pokonali...

Ale Rado może odpowiedzieć...

MR: Ja akurat wtedy zszedłem z boiska (śmiech).

Ivo, czytaliśmy, że doping polskich kibiców uważasz za najlepszy. Tymczasem niektórzy polscy fani z zazdrością spoglądają na Bałkany, gdzie to kibicowanie jest w tym momencie dużo bardziej spontaniczne, szalone, ma w sobie siłę. Kibice nie są ograniczani, mogą używać pirotechniki...

IV: Choreografie, które widziałem na "Żylecie", i ten potężny doping legionistów, to wystarczające elementy opraw. Nie widzę potrzeby używania pirotechniki. Kibice Legii są najlepszymi z jakimi miałem do czynienia. W obecnych czasach nawet fani Dinama Zagrzeb nie wytrzymują porównania. W Chorwacji udało mi się zagrać może ze dwa razy przy w pełni wypełnionych trybunach.

Która z piosenek śpiewanych przez kibiców Legii podoba wam się najbardziej?

IV: W trakcie meczu nie słyszę właściwie co śpiewają kibice, koncentruję się jedynie na grze. Bardzo jednak lubię tę piosenkę, którą śpiewacie tuż przed rozpoczęciem.

MR: Chodzi o "Sen o Warszawie". Ja też bardzo ją lubię, jest bardzo ładna. A najbardziej mnie cieszy, gdy po zwycięskich meczach śpiewamy razem z kibicami "Warszawę". Ogólnie kibice Legii mają te piosenki bardzo fajne.

Ivica, twoja żona chodziła jesienią na mecze. Spodobało jej się na tyle, że teraz będzie przychodzić z dzieckiem, które niedawno wam się urodziło?

IV: Bardzo jej się podobało, ale dziecko będzie na razie zostawać z mamą, a żona na trybuny będzie przychodzić z Sandrą, żoną Rado.

A ty Rado szykujesz się już do roli ojca?

MR: Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda się popracować nad małym "Radinho" (śmiech).

Ivica, powiedz szczerze, co cię skłoniło do gry w mało atrakcyjnej polskiej lidze?

IV: Zawsze chciałem grać o najwyższe ligowe cele i tak się poukładało, że dostałem ofertę z Legii. Nie szedłem tu w ciemno, znałem realia polskiej ekstraklasy. Przychodziłem tu z nadzieją na grę o mistrzostwo, pokazania się w rozgrywkach międzynarodowych, choć wiem, że ostatnio tam polskim zespołom, z wyjątkiem Lecha, nie idzie. Wolałem jednak bić się o czołowe lokaty, niż iść do słabego zespołu Bundesligi i grać o utrzymanie.

A ty Rado? Kiedy przychodziłeś do Warszawy Legia miała być tylko przystankiem w drodze na Zachód. Tymczasem grasz u nas już piąty sezon. Liczysz jeszcze na jakiś zagraniczny wyjazd?

MR: Jestem tu już tak długo jak babcia (śmiech). A poważnie, to rzeczywiście myślałem, że pogram tu sezon, może dwa, i pojawi się oferta wyjazdu do lepszej ligi. Okazało się, że zostałem i jestem w Warszawie już pięć lat. I ani trochę nie żałuję. Nie mam nic przeciwko temu, bym został w Legii jak najdłużej. Cieszę się, że mogę grać w tym klubie i mam mnóstwo przyjaciół w Warszawie. Do tego Polska jest podobna do Serbii, więc łatwiej było mi się do niej przyzwyczaić.

Ivo, nie boisz się, że zasiedzisz się w Polsce jak Rado?

IV: Nie boję się! Też wolałbym tu zostać jak najdłużej i w ogóle nie myślę o grze gdzie indziej. A moja żona powiedziała, że właściwie to już mogę przedłużyć kontrakt w Warszawie (śmiech).

Czym Warszawa ujęła ciebie i twoją żonę?

IV: Od pierwszego dnia bardzo mi się tu podobało, w dużej mierze dzięki Rado, który oprowadzał nas po mieście. Dużo czasu spędziliśmy z żoną w wielu europejskich stolicach i Warszawa wyróżnia się na plus na ich tle.

Przypomina Zagrzeb?

IV: Niektóre rzeczy są podobne, ale Warszawa ma swój klimat, który mi się bardzo podoba.

Rado, gdzie tak prowadzałeś Ivicę, że jemu się u nas tak podoba, co?

MR: Nie wiem, nie wiem (śmiech). Mogę tylko powiedzieć, że Ivica wcześniej nie lubił sushi, a teraz wprost za nim przepada (śmiech).

Zaraz po przyjściu Ivicy paparazzi zrobili wam zdjęcia z zabawy w knajpie. Czy na Bałkanach prasa też tak bardzo interesuje się piłkarzami, śledzi ich wyjścia, życie prywatne?

MR: Jeśli o to chodzi, nie ma w ogóle porównania. W Serbii mogliśmy spokojnie wychodzić na miasto z kolegami. W Polsce jest zupełnie inaczej, na pewno wszyscy już nauczyliśmy się tutejszych zwyczajów i zachowań. Akurat tak się złożyło, że Ivicę złapali ze mną tuż po jego przyjeździe do Warszawy. Może to moja wina? Nie było to w trakcie sezonu, ale kibiców, którzy przeczytają taki artykuł, to nie interesuje. To co zobaczą jest dla nich najważniejsze. W tym sezonie takich wyjść jest mało, bo wiadomo jaka jest sytuacja i musimy się koncentrować na ligowej walce. Ale takie spotkania są potrzebne, tylko trzeba wiedzieć kiedy je organizować.

Runda jesienna była w wykonaniu Legii słaba. Jak byście ją ocenili, jakie wnioski można z niej wyciągnąć?

IV: Na końcu rundy wyglądało to już dobrze, zwłaszcza jeżeli popatrzymy na to, że w trzech meczach wygraliśmy w ostatnich minutach. Nie jestem zadowolony z tego jak graliśmy. Na nasze szczęście przeciwnicy też tracili punkty i teraz w tabeli jesteśmy tylko trzy punkty za liderem. Wszystko jeszcze może ułożyć się po naszej myśli i wciąż jesteśmy w stanie zrealizować cel, który sobie zakładaliśmy przed sezonem, czyli mistrzostwo.

Drużyna grała jesienią słabo, ale wy akurat byliście - i wygląda na to, że jesteście - jej liderami. Ivica, ty od początku cieszyłeś się zaufaniem trenera, a ty Rado miałeś świetną drugą część rundy. Jak ocenicie siebie indywidualnie? Jesteście z siebie zadowoleni?

IV: Nie mogę być zadowolony z meczów z Polonią, Górnikiem i Ruchem, a w pozostałych było w miarę dobrze, choć do ideału było jeszcze daleko.

MR: Ja o mojej sytuacji w Legii w trwającym sezonie mógłbym napisać książkę. Wiadomo, że jedną nogą byłem już w Młodej Ekstraklasie i udało mi się w ostatniej chwili wrócić do zespołu. Przed startem rozgrywek mało kto na mnie stawiał, ale w końcu trener dał mi szansę i myślę, że ją wykorzystałem.

Skąd taka zmiana w twojej grze? Nagle złapałeś formę, gdy wielu stawiało już na tobie krzyżyk...

MR: Może to dzięki nowej pozycji? (śmiech). Mówiąc poważnie, były różne czynniki. Nie grałem tak, jak powinienem. W pewnym momencie byłem złamany psychicznie.

Ma to związek z trenerem Janem Urbanem? Przy Macieju Skorży odżyłeś.

MR: Z jednej strony z trenerem Urbanem, ale z drugiej biorę to wszystko na siebie i zawsze będę mówił, że to moja wina. Nie ukrywam, że brakowało mi wsparcia ze strony trenera Urbana, jego zaufania. Trenerowi brakowało trochę cierpliwości do mnie i to było widać. Teraz na boisku inaczej się czuję, bo wiem, że mam to zaufanie i mogę liczyć na pomoc trenera Skorży. To mi dodaje siły i energii, której mi wcześniej brakowało.

A nie było też tak, że w kolejnym roku pracy z Urbanem, po prostu zabrakło ci motywacji? Nie wkradło się lenistwo?

MR: No może rzeczywiście tak było. W pewnym momencie poczułem, że wszystko stoi w miejscu, nie widziałem dla siebie perspektyw w drużynie. Myślałem nad zmianą klubu, albo zmianą siebie. Na szczęście tamten sezon się skończył, przyszedł nowy trener, nowe bodźce i wszystko znów ruszyło w dobrym kierunku.

Rozmawiałeś z trenerem Skorżą o swojej sytuacji po powrocie z Młodej Ekstraklasy?

MR: Tak, było kilka rozmów. W jednej z nich trener przyznał, że chciał mnie odsunąć od zespołu razem z Kubą Wawrzyniakiem, "Ajwenem" i "Gizmo". Gdybym nie zagrał dobrze w meczu z Ruchem, to by mnie tam wysłał. Na szczęście zagrałem w miarę przyzwoicie i zostałem w Legii, a potem wszystko się zmieniło. Każdy dostał nową szansę - ja swoją wykorzystałem.

Rado, a powiedz od kiedy ty strzelasz bramki głową?

MR: (śmiech) Wszyscy wcześniej mówili, że słabo gram głową, a teraz zdobyłem w ten sposób trzy gole. Mam nadzieję, że wiosną zacznę strzelać też nogą (śmiech). Ivica też potrafi uderzyć głową, ale wiadomo, to jest kawał zdrowego faceta (śmiech obu piłkarzy).

Ivo, w Hiszpanii okazało się, że potrafisz strzelać rzuty wolne. Na treningu trener cię wyznaczył i zaraz potem zdobyłeś piękną bramkę w spotkaniu przeciwko Łokomotiwowi. Strzelałeś wolne w Dinamie?

IV: Strzelałem, ale z daleka, z 30 metrów na siłę, i zdobyłem w ten sposób parę ładnych bramek. Nigdy jednak nie trafiłem po tak delikatnym, technicznym uderzeniu.

MR: Kilka dni temu mówił mi w pokoju, że musi jakąś ładną bramkę strzelić, i proszę - strzelił (śmiech).

Będziesz regularnie wykonywał wolne w Legii?

IV: Nie wiem. Pierwszy jest Tomek Kiełbowicz, ale pewnie ja będę uderzał wolne na prawą nogę.

Ivica, mamy wrażenie, że od czasu twojego przyjścia, bardzo rozwinął się Ariel Borysiuk. Sądzisz, że to dzięki współpracy z tobą? Twoja pomoc miała na to wpływ?

IV: Nie wiem jak wcześniej grał Ariel, ale gdy pojawiłem się w Legii, od razu zauważyłem, że to wielki talent. Bardzo się cieszę, że robi przy mnie postępy. Zresztą bardzo lubię z nim grać. Doskonale się rozumiemy i wiemy czego możemy od siebie oczekiwać. Ten chłopak ma przed sobą wielką przyszłość, a Legia zarobi na nim ogromne pieniądze.

Wyrastacie na dwóch liderów Legii. Musicie świecić młodym piłkarzom przykładem.

MR: Jestem zawsze otwarty na młodych graczy. Z tego co wiem, to zawsze lubią ze mną pogadać, pożartować. Ivica też się stara pomagać, podpowiadać...

IV: Mi też w przeszłości pomagali starsi zawodnicy. Teraz ja jestem w takiej sytuacji, że młodsi mogą liczyć na moją pomoc, zarówno jako kapitana, jak i człowieka.

Rado, zauważyliśmy, że zwracasz baczną uwagę na postępy młodych piłkarzy. Którego z nich byś wyróżnił?

MR: Ta grupa, która przyjechała z nami do Hiszpanii, bardzo ciężko pracuje. Rafał Wolski czy "Miły" (Daniel Łukasik - przyp. red.) to zawodnicy, którzy mają ogromny potencjał i jeśli będą słuchać trenera, to na pewno będą z nich dobrzy piłkarze.

Rado, jak się czujesz jako środkowy pomocnik?

MR: Trener zawsze zwraca nam uwagę, by była duża rotacja na pozycjach, więc nie jestem ściśle przywiązany do środka. Pamiętam jak trener na jakimś treningu zapytał mnie czy nie zagrałbym za napastnikiem. Odpowiedziałem, że mogę zagrać, ale uczciwie dodałem, że nie wiem co z tego wyjdzie. On odparł: "nie martw się". Pierwszy raz nie wyglądało to za dobrze. Z treningu na trening było jednak coraz lepiej - zrozumiałem jak mam grać i teraz czuję się już na środku dobrze. No, ale trochę ciągnie na tą prawą stronę...

Wygląda na to, że jesteście ulubieńcami trenera...

MR: Ooo!? (śmiech)

Czy nie grozi wam to, że zostaniecie zagłaskani?

MR: Trener Skorża ma bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Lubi rozmawiać, wie czego potrzebujemy, potrafi nas zmobilizować, pozytywnie na nas wpłynąć.

IV: Cieszę się, że trener ma do mnie duże zaufanie. Nie spodziewałem się, że tak szybko otrzymam kapitańską opaskę, ale w każdym meczu staram się wypadać jak najlepiej, by spłacić ten kredyt zaufania.

Ivica, podobno masz podwójne obywatelstwo: serbskie i chorwackie? Jak to jest naprawdę?

IV: Tak, mam dwa obywatelstwa. Urodziłem się w Nowym Sadzie i mieszkałem tam przez 15 lat z rodzicami.

A ty Rado? Jak to było z tą grą w reprezentacji Czarnogóry?

MR: Ja to wymieszany jestem (śmiech). Rzeczywiście miałem tam grać, dostałem dwa powołania. Do Warszawy przyjechał nawet trener reprezentacji, obejrzał mnie w meczu Legii, rozmawialiśmy w hotelu "Sheraton". Najpierw powiedziałem mu, że chcę grać dla Czarnogóry. A gdy dostałem powołanie, to zadzwoniłem do niego, przeprosiłem i odmówiłem. Wyjaśniłem mu, że całe życie byłem związany z Serbią i po prostu nie mogłem grać dla Czarnogóry. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, długo się namyślałem. Nie żałuję swojej decyzji.

Czy śladem "Vuko" wystąpisz o polskie obywatelstwo?

MR: W czerwcu będzie pięć lat jak mieszkam w Polsce, złożę więc odpowiednie papiery i zobaczymy jaka będzie decyzja.

Jak dogadujecie się z grupą latynoską w Legii - Cabralem, Manu, Mezengą? Czy bariera językowa nie jest problemem?

MR: Manu i Mezenga mówią trochę po angielsku i wszystko rozumieją. "Cabrito"... on to w ogóle. Tylko "tak, tak, spokojnie, co to jest?" i to już wszystko (śmiech).

IV: To jest mały problem.

MR: Ale też Cabral super chłopak, super!

A jak się mają wasze ziomki - "Sergio" (Srda Kneżević - przyp. red.) i "Maki" (Marijan Antolović)?

MR: Srdja jest trochę zamknięty w sobie, ale to też super chłopak. Wierzę, że jeszcze pokaże w Legii na co go stać, potrzeba mu jednak jeszcze troszkę czasu. Natomiast Marijan to możemy mówić, że jest Polakiem (śmiech). Szybko podłapał język, ma polską dziewczynę, więc ma już łatwiej.

W roku 2002 grupa serbska poprowadziła Legię do mistrzostwa. Jak to jest, że przyjeżdżają zagraniczni piłkarze i stają się liderami, ciągną zespół, robią wynik?

IV: Ludzie z Bałkanów są pozytywni i gdzie by nie byli, to pozostają w dobrym humorze. Ludzie nas lubią, jesteśmy otwarci, nie mamy problemów z nawiązywaniem kontaktów.

Ivo, w 2002 roku kibice Legii śpiewali Stanko Svitlicy, że "kocha go cała stolica". "Vrdoljak Ivica, kocha cię cała stolica" brzmi równie dobrze.

IV: Oj, na razie jeszcze nie potrafię tego zaśpiewać (śmiech).

Na zakończenie powiedzcie jaki jest scenariusz na rundę wiosenną i z jaką przewagą nad drugą drużyną skończymy rozgrywki? ;)

IV: Już dość szczęścia mieliśmy w tym sezonie. Po letniej przebudowie drużyny znamy się teraz znacznie lepiej i to będzie widać na boisku, a dzięki temu nasza gra będzie lepsza.

MR: Mam nadzieję, że nie będziemy przeżywać tego, co przeżywaliśmy jesienią. Wiem jak kibice denerwowali się przez te dramatyczne końcówki. Oby było tego jak najmniej. Będziemy walczyć, nie patrzymy na inne drużyny. Będzie dobrze! To gdzie spotykamy się w czerwcu na koniec ligi? (śmiech).

Rozmawiali: turi i Qbas


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.