Ivica Vrdoljak znów ma dawać kibicom powody do radości - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Wywiad LL!: "Dopiero teraz zobaczycie prawdziwego Vrdoljaka"

Małgorzata Chłopaś "turi" - Wiadomość archiwalna

Ivica Vrdoljak przez niemal całą jesień grał z uciążliwym urazem, ale zawodnik po konsultacji z trenerem uznał, że nie podda się operacji przed końcem rundy. "Chcieliśmy jak najlepiej dla zespołu" - tłumaczy. Na początku zimowych zgrupowań Ivo był załamany i przekonany, że bez zabiegu się nie obejdzie. Potem jednak stał się mały "cud". "Wyruszyłem do Bośni i Hercegowiny, człowiek, który miał mnie wyleczyć przyjął mnie w domu w Mostarze. Na ścianach zawieszone były fotografie sportowców, którym już zdołał pomóc: Kaki, Pippo Inzaghiego, Javiera Zanettiego..." - opowiada Vrdoljak.

O tym, jak pokonał kontuzję, jak odbiera głosy krytyki, czy zawiódł jesienią, co dla niego oznacza odejście z Legii Ariela Borysiuka i do czego zdolna jest obecna drużyna rozmawiamy z jej kapitanem.


Na zgrupowaniu w Turcji po raz pierwszy od długiego czasu trenowałeś na pełnych obrotach. Czy więc po twojej kontuzji w końcu nie ma śladu?

Ivica Vrdoljak: Nie czuję się jeszcze najlepiej, ponieważ nie mogłem trenować na sto procent podczas pierwszego zimowego obozu na Cyprze, a właśnie tam przechodziliśmy trening siłowy, tak potrzebny każdemu piłkarzowi. Mam więc zaległości treningowe w porównaniu z kolegami z drużyny i to, nad czym oni pracowali na Cyprze, ja robiłem w Turcji. Najważniejsze jest jednak to, że w końcu nic mnie nie boli. Początkowo ćwiczyłem w Antalyi tylko raz dziennie, aby spokojnie wprowadzić się w trening, później brałem już udział we wszystkich aplikowanych przez Macieja Skorżę zajęciach. Jesienią po każdym meczu odczuwałem straszny ból. W Turcji ten problem w końcu zniknął. Cieszę się z tego i zamierzam dobrze przygotować się do rundy wiosennej.

Ile czasu potrzebujesz, by dogonić kolegów?

Muszę nadrobić około 10 dni, powinienem być więc odpowiednio przygotowany na rozpoczęcie rozgrywek. Nie chcę też mówić, że na pierwszym zgrupowaniu nic nie robiłem, bo nie jest to prawdą. Trenowałem tyle, na ile pozwalał mi ból - wychodziłem na boiska, pracowałem na siłowni, jeździłem na rowerze.



Na boiskach zobaczyliśmy cię dopiero w Turcji. W sparingach nie zaprezentowałeś się jednak najlepiej.

Pierwszy mecz, jaki zagraliśmy z kadrą Turkmenistanu, był dla mnie bardzo ciężki. Wyszedłem na boisko po raz pierwszy od piątego grudnia, kiedy to zagrałem 45 minut w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Dużo lepiej poczułem się podczas drugiego sparingu, z Dynamo Mińsk, byłem zadowolony ze swojej gry. W sparingu ze Steauą Bukareszt wyglądałem dobrze fizycznie, ale ten mecz nie ułożył się po naszej myśli - głównie przez porywisty wiatr nie mogliśmy grać tego, co sobie założyliśmy.

W poprzedniej rundzie byłeś chyba najbardziej krytykowanym w mediach i wśród kibiców piłkarzem Legii. Nie wyszła ci ta jesień?

Nie powiedziałbym, że miałem słabszą jesień. Nie wiem, czego kibice po mnie oczekiwali, ale mogę powiedzieć, że prawdziwego Ivicę Vrdoljaka będzie można zobaczyć dopiero w tej rundzie. W końcu będę grał na mojej nominalnej pozycji. W Dynamo Zagrzeb nigdy nie grałem na pozycji tego bardziej kreatywnego z dwóch defensywnych pomocników. W Chorwacji byłem prawdziwym defensywnym pomocnikiem, a w Legii na tej pozycji do tej pory grał Ariel Borysiuk. Teraz to będzie moja rola.

Czyli akurat dla ciebie odejście Borysiuka jest korzystne.

Tak, bo do Warszawy przyszedłem jako defensywny pomocnik. Z różnych względów musiałem jesienią grać na innych pozycjach, jednak powiedzmy sobie szczerze - ja nie jestem graczem kreatywnym i jestem tego świadomy. Tak się stało, że musiałem grać coś, czego "nie mam w nogach". Znam swoje atuty, mam serce do gry, walczę na całego i to mogę dać drużynie. Owszem, mogę mieć dobre momenty w ofensywie, ale nie jestem piłkarzem pokroju Rafała Wolskiego, Miroslava Radovicia czy Janusza Gola. Mówi się o mnie, że muszę robić różnicę na boisku. Oczywiście, mogę ją robić, ale w innych segmentach boiska niż wymienieni przeze mnie piłkarze. Czytałem w gazetach, że jesienią miałem dużo strat. Pisali, że notowałem straty jako defensywny pomocnik. Tymczasem w wielu meczach, jak choćby z PSV czy Cracovią, występowałem na zupełnie innej pozycji - grałem "pod napastnikiem". Bolały mnie więc te uwagi, ale nie chciałem ich komentować. Ludzie, którzy to pisali, pokazali tylko, że nie za bardzo widzą, co dzieje się na boisku. Były oczywiście mecze, które mi nie wyszły, myślę tu na przykład o pierwszej połowie z Wisłą czy ze Śląskiem Wrocław, ale ogólnie jestem zadowolony z rundy jesiennej, bo tylko ja wiem z jakim bólem grałem i ile zastrzyków dostałem. W czasie gdy pachwina naprawdę bardzo mnie bolała co drugi mecz rozegrałem na innej pozycji. W Krakowie zagrałem "pod napastnikiem", z Wisłą jako defensywny pomocnik bo nie mógł zagrać "Borys", a z Polonią wybiegłem na murawę na środku obrony. W tym czasie kierowano wobec mnie najwięcej krytyki, ale to, że dziennikarze nie dostrzegali tych zmian w ustawieniu drużyny pokazało, iż nie za dużo wiedzą o piłce. Z czasem więc zacząłem myśleć już tylko o tym, jak wyleczyć kontuzję.

Dlaczego chciałeś za wszelką cenę grać z bólem i nie zdecydowałeś się na zabieg?

To była wspólna decyzja: moja, trenera i doktora. Chcieliśmy jak najlepiej dla zespołu, mieliśmy ważne mecze, uznaliśmy że dam radę wytrzymać do końca rundy. Chwilami nie było najlepiej, ale już na przykład w listopadzie zagrałem na poziomie, z którego byłem bardzo zadowolony.

Po świątecznej przerwie ból jednak wrócił. Na Cyprze byłeś załamany, zakładałeś najgorsze, czyli operację. Jak to się stało, że z dnia na dzień ozdrowiałeś? U kogo się leczyłeś?

Wraz z początkiem przygotowań znów zacząłem odczuwać ból. Nie wiedziałem co robić. Dużo rozmawialiśmy z trenerem Skorżą i doktorem Machowskim o mojej sytuacji. Trener powtarzał mi, że chce, abym był gotowy na pierwsze mecze w lidze i ze Sportingiem Lizbona. Ja byłem przekonany, że nie dam rady. Wszystko miało coraz mniej sensu - dwa dni trenowałem, trzy odpoczywałem, w tym czasie rozmawiałem już z doktorem o ewentualnym zabiegu i uważałem, że przynajmniej początek rundy mam z głowy. Strasznie mnie to martwiło, zaprzątało moją głowę w stu procentach i w tym czasie nie byłem sobą, nie wiedziałem co robić. Konsultowałem sprawę z kolegami, którzy mieli podobne problemy z pachwinami (Vrdoljak miał uraz mięśnia przywodziciela - przyp. LL!). Dwóch z nich poleciło mi osobę, która zajmuje się terapią manualną, kogoś w rodzaju chiropraktyka (chiropraktyka to dziedzina medycyny niekonwencjonalnej, pokrewna lub utożsamiana z kręgarstwem - przyp. LL!). Długo się nad tym zastanawiałem, trener i doktor nie dowierzali, że taki sposób leczenia może mi pomóc. Koledzy, którzy polecali mi taką formę terapii zapewniali, że wystarczy jedna wizyta u tego pana, by poczuć się lepiej. Ostatecznie przekonałem trenera mówiąc, że ja i tak nie mam już nic do stracenia, niczym nie ryzykuję, bo spróbowałem w Polsce wszystkiego i głową byłem już na stole operacyjnym. Wyruszyłem do Bośni i Hercegowiny, człowiek, który miał mnie wyleczyć przyjął mnie w domu w Mostarze. Na ścianach zawieszone były fotografie sportowców, którym już zdołał pomóc: Kaki, Pippo Inzaghiego, Javiera Zanettiego. Zrobiło mi się raźniej. Sam masaż, bo nie wiem jak inaczej określić to działanie manualne, był bardzo bolesny, krzyczałem z bólu. Następnego dnia ból był trzy razy większy. Znajomi piłkarze uspokoili mnie jednak, że to normalne, że mam się nie bać, bo na pewno będzie lepiej. I rzeczywiście, ból minął bezpowrotnie. Od tamtej pory nie dostałem już żadnego zastrzyku, normalnie trenuję, wykonując dodatkowe ćwiczenia pod okiem pana Jurka Somowa (masażysty Legii - przyp. LL!).



Po odejściu Ariela Borysiuka stworzysz duet pomocników z Januszem Golem. Poradzicie sobie?

Myślę, że tak. Po Radoviciu i Ljuboji to jeden z najważniejszych zawodników w naszej drużynie. Ja zajmę się asekuracją, on będzie miał więcej swobody z przodu i bardzo dobrze, bo ma do tego predyspozycje.

W Turcji zabrakło "serbskiej siły", czyli Rado i "Ljubo". Czy ta drużyna jest w stanie radzić sobie bez nich?

Wszyscy mamy nadzieję, że będą oni gotowi przynajmniej na Sporting. Na obozach z dobrej strony zaprezentował się Jakub Kosecki, w zeszłej rundzie potencjał pokazał Michał Żyro, a o Rafale Wolskim nie chcę już kolejny raz mówić, bo kilka razy wyznawałem, że to mój ulubiony piłkarz. Bardzo dobrą jesień miał Maciej Rybus, atutem tej drużyny jest także solidna defensywa. Myślę więc, że damy radę. Oczywiście Rado i "Ljubo" to bardzo ważne dla zespołu postacie i są nam bardzo potrzebni. Ljuboja już trenuje z zespołem, z Rado będzie jednak ciężko. Pęknięte żebra bardzo go bolą a Inaki Astiz i Janusz Gol, którzy mieli do czynienia z podobnymi urazami ostrzegli Miro, że najgorszy będzie pierwszy tydzień. Rozmawiamy przez telefon, potwierdza słowa chłopaków, ale pamiętajmy, że Radko to charakterny chłopak i na boisku wyjdzie nawet z bólem. O ile będzie to oczywiście ból, który pozwoli mu wytrzymać cały mecz.



Przed wami bardzo ważne mecze, które mogą "ustawić" całą wiosnę.

Zgadza się. Dwumecz ze Sportingiem to raz. Od wyjazdowych spotkań z Górnikiem i Śląskiem zależą natomiast losy mistrzostwa Polski - po nich stanie się jasne o co walczymy w lidze. Jeśli przywieziemy do Warszawy sześć punktów, będziemy na dobrej drodze do zdobycia tytułu.

A jeśli nie przywieziecie...?

Nawet nie chcę o tym myśleć. Jesteśmy optymistami, piłkarzami Legii Warszawa, więc mamy głowy zakodowane na zwycięstwa. Nie rozważamy innych możliwości niż wygrane.

Na zgrupowaniach widać było, że jesteście fajną drużyną, w której nie ma podziałów.

Rzeczywiście tak jest. W drużynie jest dużo młodzieży, która jednak może liczyć na wsparcie starszych piłkarzy. W Dynamo także starałem się być blisko młodszych kolegów, podpowiadać im i odwrotnie - kiedy ja wkraczałem do seniorskiej piłki zawsze znalazł się ktoś, kto przygarnął mnie, pomógł i dodał pewności siebie, żebym mógł pokazać na boisku to, co mam w sobie najlepsze. Ja bardzo lubię Michała Żyro i Rafała Wolskiego i myślę, że każdy starszy zawodnik ma swojego ulubieńca, któremu szczególnie chce pomóc na boisku. Chciałbym żeby ta drużyna mogła cieszyć się z mistrzostwa Polski, bo umie się cieszyć i na to zasługuje.

W składzie jest dużo młodzieży, bo nie doczekaliście się wzmocnień, które wcześniej obiecywano.

Trudno, taka jest piłka. Myślę, że osoby odpowiedzialne w klubie za transfery robiły co mogły, sytuacja na rynku piłkarskim jest jednak kiepska. Każdy myśli żeby zarobić jak najwięcej, może czasem chce za dużo, bo boi się przyszłości. My jednak pokazaliśmy już, że w tym składzie stać nas na wiele.

Jakie są twoje plany na przyszłość?

Już wcześniej mówiłem, że w Legii bardzo mi się podoba i nie mam nic przeciwko temu, by zostać tu jeszcze kilka lat. Chciałbym zdobyć mistrzostwo, ale potem nie będę myślał o zmianie klubu. Warszawa podoba się i mi, i mojej żonie, wszystko mnie tu trzyma. Kontrakt mam ważny jeszcze przez półtora roku i jeśli taka będzie wola klubu, będę chciał go przedłużyć. Prowadziliśmy nawet wstępne rozmowy na ten temat, lecz obecnie sytuacja finansowa w klubie jest trochę trudniejsza i mniej mówi się o nowych kontraktach. Na rozmowy będzie jeszcze jednak czas. Na razie mamy większe problemy i obowiązki jako drużyna.

Rozmawiała: Małgorzata Chłopaś "turi"



REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.