Nacho Novo cieszy się po bramce Janusza Gola w meczu z Arką Gdynia - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Nacho Novo: Chciałbym wejść na trybunę ultrasów

turi - Wiadomość archiwalna

W Legii jest od kilku miesięcy i na razie nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Jak sam mówi długo miał obsesję na punkcie zdobycia gola, co wcale mu nie pomagało. W końcu udało się w Pucharze Polski z Arką, ale nadal czeka na premierowe trafienie w Ekstraklasie. Czy się doczeka? Na razie nikt z klubu nie rozmawiał z nim na temat ewentualnego przedłużenia kontraktu. Z Nacho Novo rozmawiamy o kibicach, młodych legionistach i jego sytuacji w Legii.

Jesteś rozczarowany swoją postawą po tych kilkunastu tygodniach w Legii?
Nacho Novo: Nie. Nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowany, jestem zadowolony. Problem polega na tym, że nie jest łatwo w tak krótkim czasie zmienić jedno otoczenie na drugie i do wszystkiego się przyzwyczaić. Zawsze jest trudno. Ale czuję, że z tygodnia na tydzień jestem w lepszej formie.

Do Legii przychodziłeś z metką gwiazdy, a tymczasem w lidze nie zdobyłeś jeszcze ani jednego gola. W czym tkwi problem?
- Generalnie uważam siebie za typowego napastnika, a nie skrzydłowego. Myślę, że chodzi o przyzwyczajenie się do drużyny, do stylu gry. Z drugiej strony zbyt dużo to ja nie grałem, bym mógł coś pokazać. Ale teraz czuję się coraz lepiej i miejmy nadzieję, że w tych trzech ostatnich meczach uda mi się coś strzelić.

Czy taka blokada przytrafiła ci się już kiedykolwiek wcześniej?
- Tak, w moim pierwszym sezonie w Glasgow Rangers. Nie strzeliłem nic przez pierwszych sześć tygodni, a kiedy wreszcie się przełamałem, zacząłem zdobywać bramki regularnie i na koniec rozgrywek miałem ich ponad 25.

Jak radzisz sobie z tą presją?
- Nie czuję presji. Problem polega na tym, że kiedy przychodziłem do Legii sądziłem, że będę grał, a okazało się, że nie dostawałem zbyt wielu szans. Jednak kiedy byłem na murawie, miałem mnóstwo okazji, ale ich nie wykorzystałem. Być może wynika to z faktu, że miałem obsesję na punkcie zdobycia gola, ale jednocześnie dobrze jest dostawać szanse. Gdyby to wszystko zdarzyło się w grudniu, przepracowałbym z drużyną zimowy okres przygotowawczy i być może teraz rozmawialibyśmy o większej liczbie goli.

Rozmawiasz o tym braku skuteczności z trenerem Skorżą?
- Rozmawialiśmy raz, a w zasadzie dwa: gdy tylko przyszedłem do klubu i potem w połowie rundy…

Nie wyglądasz na zbyt szczęśliwego mówiąc to…
- Nie, jestem szczęśliwy… Bardziej niż o kwestiach indywidualnych myślę o kolektywie. W szatni panuje bardzo dobra atmosfera, a to jest dla mnie najważniejsze. To czy grasz, czy nie grasz, to już zupełnie inna sprawa. Ale dostanę jeszcze swoją szansę i mam nadzieję, że będę strzelał gole. Dotąd miałem obsesję na tym punkcie, co wcale mi nie pomagało.

Jak oceniasz polską ligę? Spodziewałeś się, że jest znacznie słabsza?
- Nie. Polska liga jest przede wszystkim bardzo fizyczna i pod tym względem przypomina ligę szkocką, więc jestem do tego przyzwyczajony. Poza tym gra tu wielu interesujących piłkarzy. Moim problemem jest bardziej kwestia zaufania. Jestem piłkarzem, który musi mieć zaufanie, i którego obdarza się tym zaufaniem. Muszę się czuć doceniany. Jeśli widzę, że tak jest, daję z siebie maksimum.

Nie masz żalu do trenera Skorży, że stawia na ciebie tak rzadko?
- Nie, absolutnie.

Pytamy, ponieważ to zamknięte koło: nie dostając szans, nie możesz pokazać co tak naprawdę potrafisz.
- To prawda, to skomplikowane, ale myślę, że wszyscy to widzą.

Wspomniałeś o interesujących piłkarzach z polskiej ligi. Kogo zatem możesz wyróżnić?
- Rafael! (Rafał Wolski – przyp. LL!). Bardzo dobry piłkarz.

Mówi, że chciałby grać w Barcelonie.
- Yeah!… (uśmiech). To jest piłkarz o wielkiej jakości, grający na wysokim poziomie, ale nie jest dobrze mówić mu o tym, bo są dwie strony medalu. Musi twardo stąpać po ziemi i dużo pracować, nie może myśleć, że już jest najlepszy. To, że uważa, że mógłby grać w Barcelonie jest pozytywne, ponieważ zawsze trzeba mieć marzenia i nadzieje. Ale jest to jeszcze bardzo młody chłopak, który owszem, posiada wszystko, by dotrzeć na sam szczyt. Dla mnie jednak jest to jeszcze chłopczyk. Darzę go wielką sympatią.

Z perspektywy kibica Legii to niedobrze, kiedy młody piłkarz się wyróżnia, ponieważ klub szybko go sprzedaje i nie ma z niego żadnego pożytku.
- Wiadomo jaki jest futbol. To biznes.

A taki piłkarz jak Wolski, twoim zdaniem, w jakim wieku powinien wyjechać za granicę?
- Trudno powiedzieć, on musi się jeszcze bardzo dużo nauczyć, ale z tego co widzę jest to piłkarz, po którego na pewno zgłoszą się duże kluby. Gdybym ja był trenerem, na pewno chciałbym go mieć w swoim zespole.

A pozostali zawodnicy?
- Mogę mówić tylko o piłkarzach Legii, ponieważ co do pozostałych mam trudności z nazwiskami. Owszem, wiem, którzy to są, ale gubię się w nazwiskach. Mogę wymienić jeszcze Dominika Furmana.

A twoi rywale z linii ofensywnej: Żyro i Kucharczyk?
- Ja zawsze cieszę się, widząc młodych chłopaków, którym dobrze się wiedzie. Oni są przyszłością Legii. A ja nie mam już 18 lat. Obaj są odmiennymi piłkarzami. Żyro ma duży potencjał, ale nie może myśleć, że już potrafi wszystko. Trzeba twardo stąpać po ziemi i pracować jeszcze dwa razy ciężej. „Kucharz” z kolei pracuje dużo dla drużyny, umie radzić sobie z obrońcami i strzela gole. Obaj są bardzo zdolni, ale jeszcze młodzi i muszą się dużo uczyć.

Bardzo ładnie wymawiasz ksywę „Kucharz”. Kto cię tego nauczył?
- Mam dobry słuch (śmieje się).

Miałeś uczyć się polskiego. Ja ci idzie?
- Zbyt wiele się nie nauczyłem… Mam przyjaciela, który trochę mnie uczy, jednak jeszcze nie odważę się mówić w waszym języku. Ale znam takie słowa jak „spierdalaj”, „kurwa mać”. To wszystko wina kolegów (śmiech).

To Iňaki tak cię uczy?
- Nie, Iňaki nie, inni.

Kto? Pewnie „Jędza”!
- „Jędza!”. Swoją drogą bardzo dobry piłkarz. Także „Rzeźnik”, polski David Beckham (śmieje się). Znakomici zawodnicy.

Danijel Ljuboja i Michał Żewłakow właśnie przedłużyli kontrakty. Wiesz już jak będzie wyglądać twoja przyszłość?
- Nie wiem. Nikt jeszcze ze mną na ten temat nie rozmawiał.

Ale chciałbyś zostać w Legii?
- W tej chwili nie chcę myśleć o niczym innym niż o najbliższych meczach i zdobyciu mistrzostwa.

A zatem ty też nie próbujesz podpytać o swoją sytuację?
- Nie i nie chcę tego robić. Jeśli jest ktoś kto musi zrobić pierwszy krok to oni, klub. Ale chciałbym tutaj zostać. Jestem szczęśliwy, bardzo podobają mi się kibice, którzy doskonale mnie przyjęli.

W czasie meczów bardzo często spoglądasz na trybunę ultrasów, jesteś żywo zainteresowany tym, co się tam dzieje. Inni piłkarze tego nie robią.
- Ja to bardzo lubię. Oni mnie wspierają i cały czas we mnie wierzą, a to jest dla mnie bardzo ważne. Klub tak naprawdę tworzą kibice. Zawsze mogłem liczyć na wspaniałych kibiców, czy to w Rangersach, czy w Sportingu, czy teraz w Legii. To, co wyróżnia kibiców w Warszawie to to, że nawet jeśli przegrywasz, dopingują przez pełne 90 minut. A za to naprawdę trzeba być wdzięcznym. Ja, jako piłkarz, chcę im dać wszystko co najlepsze, ponieważ uważam, że to oni są numerem 1.

Mógłbyś porównać to, jak dopingują fani w Hiszpanii, Szkocji i Polsce?
- W Gijón jeśli grasz źle, zabijają cię: wygwizdują, wyzywają od najgorszych. W Rangersach bardzo mocno dopingują, ale tam jest inaczej, nie robią tego przez 90 minut jak w Warszawie, jest sporo przerw, są momenty, kiedy się uspokajają. Niemniej publiczność w Glasgow była najlepszą, jaką miałem, chociaż ci warszawscy też robią ogromne wrażenie, bardzo mi się podobają.

Kibice Legii co roku czekają na mistrzowski tytuł, a potem jest płacz i wściekłość…
- No cóż, mam nadzieję, że w tym sezonie uda nam się wygrać.

Do końca zostały trzy mecze. Jaka atmosfera panuje w szatni?
- Pozytywna. Tym bardziej po zdobyciu Pucharu Polski, co dodatkowo uskrzydla.

Presja?
- Ja jej nie czuję. Nigdy nie czułem. Myślę, że to kwestia mentalności, osobowości. Futbolem trzeba się cieszyć. Czasem wszystko układa się dobrze, a czasem źle, ale zawsze trzeba pracować.

Byłeś bardzo zły, że nie mogłeś zagrać w finale Pucharu Polski?
- Tak, wszystko przez kartkę… Ale mówi się trudno. Najważniejsze, że zdobyliśmy to trofeum, a teraz trzeba skupić się na lidze i wygraniu jej. Marzy mi się wejść na trybunę ultrasów i bawić się razem z nimi.

Jako gniazdowy?
- Czemu nie, ale ja nic nie rozumiem, nie znam żadnych przyśpiewek. Poproszę Iňakiego, żeby mi pomógł (śmieje się).

Nie masz żalu, że nie udało ci się odnieść sukcesu w lidze hiszpańskiej?
- Nie mogę powiedzieć, że mi się nie udało. Grałem w Sportingu - drużynie, która walczyła o utrzymanie, strzeliłem wiele ważnych goli, które pomogły w pozostaniu w Primera División. Uważam, że dobrze tam sobie radziłem. Do dziś ludzie za mną tęsknią. Ja też darzę wielką sympatią tamtejszych kibiców, bo zawsze zachowywali się wobec mnie w porządku, chociaż klub - nie.

No właśnie, Javier Clemente jest twoim wrogiem numer 1?
- Nie, Clemente chciał, żebym został. To, co powiedział o mnie w szatni („Nacho Novo posrał się ze strachu” – przyp. LL!), miało zmotywować piłkarzy. Odpowiedziałem mu w hiszpańskich mediach.

Na koniec - kiedy można się spodziewać twojego wina?
- Jeszcze nie wiem. Na razie się rozglądam, sprawdzam. Te sprawy wymagają bardzo dużo czasu. Poza Hiszpanią i Szkocją chciałbym, żeby było dystrybuowane także w Polsce, bo tutaj gram. Na butelkach na pewno znajdzie się też jakaś specjalna dedykacja dla kibiców.

Rozmawiały: Barbara Bardadyn, Małgorzata Chłopaś „turi”





fot. Legionisci.com

przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.