REKLAMA

Kątem oka - rok z głowy cz. 1

Qbas - Wiadomość archiwalna

Drugi raz z rzędu nie sposób jednoznacznie ocenić mijający rok w legijnym świecie. Najpierw była bowiem tragiczna wiosna, okraszona Pucharem Polski (pamiętne boje z Gryfem i Arką), gdy nasi milusińscy we frajerski sposób przegrali pewne mistrzostwo Polski, a potem całkiem udana jesień, choć nie sposób zapomnieć o niewytłumaczalnej porażce w dwumeczu z Rosenborgiem. Na szczęście przewaga w lidze i styl gry "wojskowych" pozwalają patrzeć na wiosnę z dużym optymizmem. I tego się trzymajmy!

Styczeń. Legia pojechała na cypryjskie zgrupowanie i od razu w zachwyt wprawił nas plan sparingów. Legioniści mieli się bowiem zmierzyć z bardzo silnymi sportowo zespołami: "(...)Ajax Amsterdam, którego nie trzeba przedstawiać, APOEL Nikozja, ćwierćfinalista Ligi Mistrzów, moskiewski Łokomotiw i bliżej nieznany Aris Limassol. Marek Jóźwiak spisał się więc na medal i dotrzymał słowa. A to, że te drużyny to Ajax U-21 oraz rezerwy Rosjan i APOEL-u, to już drobny szczegół. Podobno w kolejce czeka kobieca reprezentacja Rosji, która dzieli hotel z naszymi ulubieńcami". Oczywiście prosto z Cypru relacjonowaliśmy te spotkania i w związku z tym doszło do zabawnej sytuacji: "(...) omyłkowo w relacji LIVE podaliśmy nazwisko strzelca honorowej bramki dla Cypryjczyków. Automat wygenerował nam rezerwowego bramkarza. A za nami, jak stado baranów, błąd powtórzyły największe portale w Polsce. Cieszy, że jesteśmy tak popularni i tak wiarygodni. Dziękujemy za zaufanie". Rzetelność dziennikarska ponad wszystko! Ogólnie jednak cypryjskie zgrupowanie było jednym wielkim skandalem organizacyjnym. Piłkarze grali w krzakach, na boiskach stanowiących połączenie kartofliska z wysypiskiem śmieci. Pięknie podsumował to Maciej Skorża: "Zgrupowanie jest organizowane fajnie, ale gdybym tu przyjechał z Młodą Legią, a nie z pierwszą drużyną".

Luty. Legia przed meczami ze Sportingiem Lizbona postanowiła się rozsprzedać. Odeszło trzech podstawowych zawodników, a największe zamieszanie było z transferem Ariela Borysiuka, który przez dłuższy czas nie mógł się zdecydować, gdzie chce grać. Już był w Brugii, już podpisywał kontrakt z tamtejszym FC, by potem czmychnąć do Kaiserslautern. Warto w związku z tym przytoczyć dwie wypowiedzi: "Gdybyśmy sprzedali trzech zawodników z pierwszej jedenastki, mielibyśmy pieniądze, żeby w ich miejsce kupić następców (...). Nie wyobrażam sobie, że Legia będzie wiosną słabsza niż jesienią (...). Poza tym zgodę na transfery aż tylu podstawowych graczy musiałby wyrazić trener Maciej Skorża" – mówił przed Bożym Narodzeniem "Gazecie Sport.pl" prezes Legii Paweł Kosmala.
"Nie po to podpisaliśmy z nimi nowe kontrakty i daliśmy od stycznia podwyżkę, żeby ich sprzedawać (...). Nie jesteśmy klubem nastawionym na sprzedaż" – Leszek Włodzimierz Miklas również dla "GieWu" w listopadzie 2011 r. o Borysiuku i Rybusie". Oczywiście nie pozostało to bez wpływu na postawę "wojskowych" w Lidze Europy i mimo niezłych występów przeciwko Sportingowi, musieliśmy się pożegnać z tymi rozgrywkami. Prawdziwym hitem miesiąca był jednak cyrk związany z organizacją meczu o Superpuchar za rok... 2011, na dopiero co oddanym Stadionie Narodowym, pomiędzy Legią i Wisłą. Komentowaliśmy to wówczas następująco: "Po kilkunastu dniach przepychanki, po kilkudziesięciu debatach i wypowiedzeniu kilkuset głupich zdań oraz sformułowaniu kretyńskich usprawiedliwień zapadła wreszcie decyzja, by odwołać mecz o Superpuchar. Warto ocalić od zapomnienia słowa pani minister sportu Joanny Muchy, która wykazała się fachowością godną swego stanowiska i spytała "A kto wybrał drużyny do tego meczu?". A przecież spotkanie to mogłyby rozegrać drużyny Polonii Warszawa i Chemika Bydgoszcz. Nie byłoby problemu z kibicami. Trzeba nad tym pomyśleć przy okazji następnej edycji "rozgrywek" o Superpuchar". Co ciekawe, również spore zamieszanie towarzyszyło organizacji meczu o Superpuchar A.D. 2012. Cała sytuacja zasługuje na tytuł BZDURY ROKU. Do Legii dołączyło też last minute dwóch świetnych grajcarów – Nacho Novo i Ismael Blanco. Niestety, w Warszawie okazali być kompletnymi niewypałami i do dziś nie sposób zrozumieć czemu.

Marzec. Legia na dobry początek miesiąca ograła dwóch ligowych słabeuszy i wydawało się, że jest już sama na ostatniej prostej w wyścigu ślimaków po mistrzostwo Polski. Równie dobrze poszło nam w pierwszym meczu ćwierćfinałowym o Puchar Polski, w którym "wojskowi" w Wejherowie ograli tamtejszy Gryf (zdaje się, że obecnie ten zespół wycofał się z rozgrywek II ligi). "Nie ma co ukrywać, jechaliśmy tam z obawami, bowiem gospodarze byli zdecydowanym faworytem. Przecież wejherowianie wcześniej z kwitkiem odprawiali już kilka solidnych ekip, z wychwalaną pod niebiosa Koroną "Rąbać, siekać i uciekać" Kielce na czele". W rewanżu był zaś haniebny remis i to wymęczony, bo Legia wyrównała w końcówce spotkania. Błysnęli (po raz drugi zresztą) kibice z Wejherowa: "(...), którzy śpiewali o wychowaniu w nienawiści do Legii. Przypominam, że mogliście wychować się w nienawiści co najwyżej do Bałtyku Gdynia, Kotwicy Kołobrzeg, no w ostateczności Konia Luzino. Prawda jest taka, że nie chodzimy w tej samej kategorii. Im wcześniej to sobie uświadomicie, tym lepiej dla Was. To, co dla Was jest sufitem, dla nas jest podłogą". Chwilę potem trafił nam się równie kiepski występ przeciwko GKS Bełchatów, po którym "Benedykt" Skorża stwierdził, że "wystawił Ivicę Vrdoljaka na środku obrony w miejsce kontuzjowanego Inakiego Astiza, bo bał się... Pawła Buzały. Przeczytajcie to jeszcze raz, by lepiej zrozumieć. Trener Skorża bał się 27-letniego napastnika, który przez całe życie strzelił w Ekstraklasie 17 bramek. Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. O meczu nie ma sensu rozmawiać. "Skorżyzm" w czystej postaci, tylko wykonawcy jacyś jakby gorsi niż jesienią". W międzyczasie Legia straciła punkty w spotkaniu z Polonią, ale na koniec miesiąca wciąż pozostawała liderem, bo inni pretendenci do tytułu byli jeszcze gorsi. W tym czasie Michał Żyro zapowiadał, że "(...) forma wkrótce przyjdzie. Drogi Michale, wkrótce to skończy się sezon, więc ta forma może zdać Ci się na nic".

Kwiecień. Tak naprawdę to w tym miesiącu Legia zaprzepaściła swe szanse na mistrzostwo. Majowe spotkanie w Gdańsku było tylko smutną klamrą nieporadności naszych milusińskich. Jedna wygrana w ośmiu ostatnich kolejkach to była całkowita katastrofa. Wprawdzie po drodze zdobyliśmy Puchar Polski po ograniu w pięknym stylu Ruchu Chorzów, ale to trofeum miało być tylko przystawką do dania głównego w postaci mistrza. Przy okazji finału PP w Kielcach zaszalał PZPN, "który "wylosował" Legię na gospodarza finału Pucharu Polski w Kielcach. Dzięki temu leśne dziadki znalazły sposób na obejście zakazu wyjazdowego dla kibiców Legii, który sami nałożyli przed niemal rokiem. Fani z Warszawy będą mogli obejrzeć finał, bo przecież zagramy u siebie. Bez kitu, wąsate dziadygi są najlepsze". W lidze zaś zaliczyliśmy piękną serię: remis z Widzewem w Łodzi, a u siebie porażka z Lechem i remis z Jagiellonią. Komentowaliśmy to następująco: "Na konferencji przed meczem z Jagiellonią Maciej Skorża zaczął bredzić coś o pole position, wchodzeniu w zakręty i w pit stopy. Panie trenerze, najwyższa pora po prostu dokręcić śrubę i zmobilizować zespół na tyle, by w końcu zaczął wygrywać mecze. Jeśli nie wygramy tego mistrzostwa, którego podobno tak bardzo chcemy, to będziemy frajerami nie tylko dekady, ale i całego wieku. Ogórków trzeba opier..., a nie majaczyć o wchodzeniu w zakręty i pit stopy!".

Maj. Zgodnie z zapowiedziami Legia przerżnęła mistrzostwo Polski, a decydujący o tej porażce był mecz w Gdańsku. Ciekawie zrobiło się już po zakończeniu ligi, gdy mistrzowie z Wrocławia i zawodnik 4. w tabeli Lecha wulgarnymi przyśpiewkami obrażali Legię. Skwitowaliśmy to wówczas tak: "Smutne jest przy tym, że ekipa wrocławskich słowików (m. in. Sebastian Mila i Piotr Celeban) oraz poznański solista mają kibiców i opinię publiczną za debili. Tłumaczą się bowiem, że tak naprawdę nie wiedzieli co śpiewają. Stilić po paru latach gry w Polsce nie zna znaczenia słowa "kurwa", a prymitywy ze Śląska twierdzą nawet, że te ich śpiewy to była taka zgadywanka z kibicami. Do tego Mila twierdzi, że skoro na Legii krzyczą "Mila ch...j", to on też ma prawo obrażać nasz klub. Pewnie, że ma prawo, ale w związku z tym musi się liczyć z konsekwencjami. No i chyba już nikt nie ma wątpliwości co do słuszności haseł podobno wykrzykiwanych na Łazienkowskiej pod jego adresem. Co za chore czasy. Piłkarze Lecha obrażają Legię, ciesząc się z 4. miejsca w lidze, które dało im miejsce w pucharach dzięki temu, że Legia zdobyła Puchar Polski. "Kibice" Wisły świętują u siebie porażkę swoich piłkarzy, bowiem ta dała mistrzostwo "zaprzyjaźnionemu" Śląskowi Wrocław, "kibice" Widzewa zaś otwarcie nakłaniają swoich piłkarzy, by przegrali z Lechią, dzięki czemu spada znienawidzony ŁKS. Wiem, że tego typu akcje są powszechne w wielu krajach, ale równie powszechne jest złodziejstwo i prostytucja...". Do refleksji skłonił nas też finał Ligi Mistrzów, w którym po heroicznym i dramatycznym boju Chelsea Londyn ograła Bayern "wiecznie drugi" Monachium: "Tam wszyscy są szybcy. U nas jak ktoś jest naprawdę szybki, to nie umie grać w piłkę (np. Manu czy Michał Zieliński, który przecież biega 100 m w 6 sekund), a jak jest nieco szybszy od kolegów (jak Miro Radović), to i tak na Zachodzie prawie wszyscy są jeszcze szybsi. Natomiast o wolnym piłkarzu (vide: Michał Żewłakow) zwykło się mawiać, że "braki szybkościowe nadrabia umiejętnością ustawienia się". Jeżeli do tego dodamy o niebo gorszą wytrzymałość i porównamy rzeźbę ciała Drogby do "rzeźby" Kucharczyka, to mamy pełny obraz sytuacji. Aha, warto podkreślić, że w finale LM dopiero w dogrywce grano to, co u nas jest powszechne, tj. utrzymywano się przy futbolówce podając ją między obrońcami. To się nazywa "szanowaniem piłki", a w rzeczywistości ma po prostu dać odpocząć od biegania innym zawodnikom. Takie podwórkowe metody". W drugiej połowie miesiąca pojawiły się za to informacje, w które mało kto wówczas wierzył – Jan Urban może zastąpić Macieja Skorżę. A nawet ci co wierzyli, to jakby... nie dowierzali.

Czerwiec. Euro 2012 i wszystko w temacie. Ale w Legii też bywało ciekawie. Nowy trener Urban niespodziewanie ściągnął ponownie do Warszawy Marka Saganowskiego. A było to tak: "Przychodzę sobie całkowicie wyluzowany na pierwszy trening Legii, witam się ze znajomymi i co rusz słyszę pytania w stylu: "A jak sądzisz, Sagan lepiej radzi sobie w ataku czy na skrzydle?". Myślę sobie: "A co mnie jakiś Saganowski obchodzi?". Ale jako że temat powracał, zacząłem bacznie przyglądać się truchtającym zawodnikom i... jakbym dostał po głowie. "Sagan", jakby powiedział mój nieśmiertelny kolega od kielicha Darek Szpakowski, "Nie kto inny jak Sagan". Po treningu złapaliśmy więc Jacka Magierę i zadaliśmy mu jedno ważne, ale to bardzo ważne pytanie: "Po co nam Sagan?". Trener Magiera tylko uśmiechnął się tajemniczo i powiedział, że jeszcze nas "Sagan" pozytywnie zaskoczy i będzie dużym wzmocnieniem". W tym czasie po Warszawie krążyły plotki, że Radović i Ljuboja nie chcą pracować z Urbanem i poważnie zastanawiają się nad odejściem z klubu. Jeżeli chodzi o "Rado", to rzeczywiście chciał odejść, ale kto by nie chciał, gdyby oferowano mu 6 razy więcej? Natomiast z "Ljubo" to było tak: "Z drużyny zaś napływają optymistyczne wieści. Danijel Ljuboja, wbrew teoriom jątrzycieli, pokochał trenera Urbana miłością pierwszą i czystą. Zresztą z wzajemnością, bo nasz pan Janek po prostu lubi dobrych piłkarzy". I to info było już wtedy 100% pewne. W "KO" nie zapominaliśmy też o mistrzostwach Europy. Po dwóch beznadziejnych meczach reprezentacji szykowaliśmy się do trzeciego i ostatniego występu: "Trwa tzw. "Eurogłupawka". W opiniach jednych "fachowców" i drugich "ekspertów" już właściwie możemy szykować się do ćwierćfinału z Niemcami, bo przecież Czesi to Krecik, Szwejk, piwo, knedliczki i śmieszny język. Zjemy ich, strawimy i wydalimy. Hej Orły, sokoły! Media szaleją, pismole smażą ciężkostrawne teksty, telewizyjne cudaki zalewają słowotokami niekompetencji. Pompuje się ten biało – czerwony balon z błogą nieświadomością, że nieuchronnie zbliża się wielkie BUM". Zaglądaliśmy też na inne stadiony: "A na Euro w Doniecku tak lało, że Ukraińcy i Francuzi musieli zejść z boiska i godzinkę poczekać. Warto zauważyć, że bardzo sprawnie zadziałał drenaż i mimo hektolitrów wody na murawie po przerwie można było normalnie grać". Ha, a w Polsce trzeba było odwołać mecz z Anglią, bo drenażu nie było. Po prostu.

Zdjęcie półrocza



Qbas


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.