T. LOVE - fot. Marcin Żurawicz
REKLAMA

Wspólna sprawa: Częstochowa i Warszawa - wywiad z Muńkiem Staszczykiem cz. II.

turi i Qbas, źródło: Legioniści.com - Wiadomość archiwalna

O gorącej linii Warszawa - Poznań, muzykalności kibiców, problemach „Kazika” w Źródełku, stadionie dla wszystkich, pucharowych nadziejach i rozczarowaniach, braku kandydatów na idola Warszawy i... klonowaniu Urbana ze Skorżą. O tym wszystkim opowiada Muniek Staszczyk w II części rozmowy z LL!. Zapraszamy do lektury.

Podobno w trakcie meczów Legii z Lechem dużo wydajesz na SMS-y do Grabaża? (śmiech)
- To jest już taki rytuał - dwóch chłopców się bawi. Te SMS-y idą na zasadzie szydery. Dogryzamy sobie, podszczypujemy się. Jest wiele piosenek o Lechu i o Legii, które mogą się zmieścić w SMS-ie (śmiech). Przyznam wam, że teraz to mnie trochę nakręciliście do działania, bo ostatnio to esemesowanie nieco osłabło. Jemu kuśka zmiękła, a ja nie chciałem go gnębić. Po ostatnim meczu w Poznaniu, gdzie prowadziliśmy już 3-0, pomyślałem, że mu odpuszczę. Napisałem mu tylko: „Fajny jest ten Lech”. Co się będę znęcał nad leżącym? (śmiech).

O pojedynkach na oprawy też sobie piszecie?
- Dla mnie najlepszy tekst, jaki kiedykolwiek wymyślili nasi kibice, to była oprawa „Poznańskie słowiki”. W tym czasie to było tak mocne, a zarazem delikatne. W ogóle lubię oprawy, sektorówki, kartoniady. Najbardziej podobały mi się te z Kazikiem Deyną, a ostatnio ta o UEFA. Widać, że ktoś czachą pracował i to hasło było na wysokim poziomie. Nie było obraźliwe, a bardzo celne.

Z Grabażem nigdy nie było na ostro?
- Bywało, ale jesteśmy kolegami, bardzo go szanuję i lubię. Któregoś dnia graliśmy z T. Love koncert w Poznaniu i zrobiłem sobie jaja. Napisałem do niego sms: „Przełammy te mury Grabaż, wyjdźmy na scenę powiązani szalikami”. A Grabaż do mnie: „Co ty popierdolony jesteś?” (śmiech). Ale nigdy nie miałem w Poznaniu problemów na tym tle.

A w innych miastach? Afiszujesz się z sympatią do Legii? Ludzie wiedzą komu kibicujesz?
- W barwach nie chodzę, ale miałem dawno temu sytuację z Widzewem. Podeszli do mnie tacy ostrzy kolesie i mówią, że by mi wpierdolili, ale w sumie wyszło na to, że mi nie wpierdolą, bo jestem z Częstochowy. Z drugiej strony miałem też kiedyś inną akcję we Wrocławiu, gdzie podbiła do mnie grupa skinów i mówią do mnie „Kurwa, szacun, wiemy, że jesteś za Legią, ale ogólnie T. Love w porządku!”. Na co dzień nie ma z tym jednak żadnego problemu.

Miałeś za to problem w Warszawie i to w „Źródełku”…
- Po meczu z Rosenborgiem w Lidze Mistrzów w 1995 r. poszliśmy na piwo z Andrzejem Zeńczewskim, a tu podbija do mnie jakiś skinol i mówi: „Kazik pedale, postaw piwo!”. Popierdoliło im się, bo choć z Kazikiem nie jesteśmy w ogóle podobni, to jakoś nas często mylili. A ja się nabuzowałem i do gościa: „Spierdalaj, nie jestem żaden Kazik”. Potem patrzę, a on się tam grupuje z innymi skinami. Żeśmy tak spierdalali Górnośląską do auta… Gonili nas ostro, wpierdol byłby murowany. Gadałem potem z Kazikiem. Śmiał się.

fot. Greg AdamskiMasz pamięć do wydarzeń piłkarskich? Daty, wyniki, strzelcy?
- Nie, nie, ja zapamiętuję bardziej emocje, klimat, jaka była pogoda, jak się wtedy czułem. Czy poszliśmy wcześniej do knajpy, co robiliśmy po meczu. Pamiętam wprawdzie z Ligi Mistrzów, że Pisz coś strzelił, ale jak powiesz mi Spartak to odpowiem ci, że był kurewski mróz i 0-1. Blackburn to była jesień i Podbrożny, klimat walki. Z Rosenborgiem zaczęło się źle, a potem euforia. Nie wymienię składów, strzelców, bardziej w głowie zostają mi obrazki.

Jak jesteś odbierany przez kibiców Legii na co dzień?
- Nie spotykam się z żadną agresją. Wiadomo, że jestem jakoś tam znany, raczej też lubiany, więc nie ma powodów, by ktoś do mnie podskakiwał, bo sobie na to nie zasłużyłem, a podchodzą do mnie różni kolesie…

I co mówią?
- „Munio kurwa, jest w porządku?”. No w porządku! Przed meczem z Hapoelem zaczęli też krzyczeć: „Muniek na prezydenta!” (śmiech). Mecz dla mnie to jest celebra, to jest wyjście, pójście na piwko, na stadion. Taki dzień pod kątem Legii. Byłem raz na VIP-ach to mnie to w ogóle nie kręciło, to dla mnie była straszna nuda. Pełny wypas, wóda, patrzę na twarze tych ludzi i mówię: „Nie no kurwa, to jest nie dla mnie”, bo ja dobrze się czuję wśród kibiców.

Nie denerwuje cię podejście mediów, które trąbią, że na stadionach jest niebezpiecznie?
- We wszystkich mediach jest jakaś polityka działania. Uważam, że niektóre reakcje np. „Gazety Wyborczej” na to, co dzieje się na stadionach, są przesadzone. Nie może być tak, że jakiś debil krzyknie „Żydzi do gazu”, czy „Olisadebe to czarnuch”, a potem czytam, że Polska jest antysemicka. Jest tak samo antysemicka jak Anglia czy Francja. Nie wiem jak jest na innych stadionach, bo na nich nie bywam, ale u nas czuję się bezpiecznie, bo po prostu jest bezpiecznie. Futbol zawsze był bardziej uliczny niż uniwersytecki. Na stadionie pojawiają się różni ludzie i różni są na nim potrzebni. Chuligani, ultrasi, których bardzo cenię za ich pracę i artyzm, też. Jestem przeciwny jakiejkolwiek przemocy, ale rozumiem chłopaków, którzy mają swoje emocje. Na stadion może przyjść każdy: dzieci, parki, czy tak zwane pikniki. Niech się ludzie bawią, niech to będzie dom dla wszystkich. Ale musi być na nim miejsce dla ekipy, która będzie budować jego klimat, pieprzną poetykę sytuacji. Jestem za ekumenizmem kibiców Legii, choć nie mam też złudzeń, bo ekipy z różnych klubów zawsze będą się napierdalać. To jest o-czy-wi-ste! Są chłopcy, którzy to lubią i tak jest na całym świecie. Tak było zawsze i my tego nie zmienimy.

A jak oceniłbyś muzykalność kibiców?
- My w ogóle, jako naród, jesteśmy kiepsko rozśpiewani. To słychać i w kościele, i na stadionie. Brakuje zwłaszcza melodii. Jugole mają świetne kawałki, które zresztą sami wymyślają i układają do nich melodie. Bardzo melodyjnie śpiewają też Angole. Do tego fajnie byłoby, gdyby był szerszy repertuar. Nie chodzę wprawdzie na inne stadiony, ale mam wrażenie, że wszędzie śpiewa się praktycznie to samo i na tę samą melodię. Legia i tak ma dość dużo fajnych piosenek. Brakuje mi też luzu, zwłaszcza w piosenkach zaczepiających innych kibiców. Nie jestem za kabaretem, ale można by trochę rozluźnić temat, ze szczyptą pieprzu. Nie będziemy oczywiście śpiewać np. że la la la kibice Wisły to są brzydcy chłopcy (śmiech). Chodzi o to, by to było z mniejszym zadęciem, a większym jajem. Można by powymyślać własne melodie, zaprosić kogoś z „gitką” i coś ułożyć.

Pogadajmy o dzisiejszej Legii.
- To niedobry czas na taką rozmowę. Po ostatnim spotkaniu w Lidze Europy (rozmawialiśmy po porażce z Apollonem – przyp. LL) jestem strasznie zawiedziony, choć już dziś trochę mi przeszło. Bo ja tak mam, że jednego dnia to bym ich pozabijał, powybijał, a drugiego dał lekarstwo i w szpitalu bym ich opatrzył. Mecz z Apollonem mnie po prostu rozwalił. Tak być nie może. Długo oglądam to wszystko, jakoś tam znam się na piłce i wiadomo – można przegrać. OK, ale przegrać z kimś, kto coś reprezentuje, jest na jakimś poziomie. A tu? Cypryjska drużyna była beznadziejna! Dawała nam tyle wolnego pola, zero pressingu. Tymczasem my: bezmyślność i nieskuteczność. Po tej wtopie z Apollonem nawet mecz z Wisłą przestał mnie specjalnie interesować, choć wynik z Krakowa mnie całkiem dobił.

… bo przeżywasz przede wszystkim puchary?
- Bardzo zżerają mnie emocjonalnie takie mecze. Bo też apetyt rośnie w miarę jedzenia. Obowiązkiem takiego miasta, jak Warszawa, takiego klubu jak Legia, jest po prostu granie przynajmniej w tej fazie grupowej Ligi Europy. Dobrze więc, że w niej jesteśmy. Liga Mistrzów to na pewno jeszcze nie teraz. Na razie wygląda to jednak słabo i mamy minimalne szanse na awans, choć oczywiście nie odbieram ich chłopakom. Chciałbym mieć w Warszawie Europę, bo przecież nie jesteśmy Azją. Mało tego, nie stoi przed nami jakiś Real Madryt, czy choćby 9. klub ligi niemieckiej. Staje przeciwko nam 6. klub ligi cypryjskiej, gdzie jest kryzys, brak szmalu. My tymczasem nie możemy puknąć takiej ekipy. To jest po prostu pośmiewisko. Wszystkie kurwa strzały w rękę bramkarza. Pach! A koleś stoi! Pach! Łapie! No prosto w niego! Ten Apollon mnie roz-pier-do-lił!

No wiesz, graliśmy bez publiczności (śmiech).
- Założyliśmy się nawet z kumplami, że któryś z piłkarzy na to zwali. No i po meczu patrzę, wychodzi „Rumiany” do wywiadu... I oczywiście! (śmiech) Bardzo przeżyłem ten mecz, bo takie porażki mnie strasznie dołują. Apollon powinien być dostarczycielem punktów. Wygralibyśmy z nimi dwa razy, może na jakimś farcie z Trabzonsporem, jakiś remisik w Warszawie z Lazio i byłaby szansa na awans.

fot. Marcin ŻurawiczWojtek Kowalczyk powtarza, że „ogórków się opierdala”.
- Ale jakich!!! Tak chujowej drużyny, to tu dawno nie było!

W lidze to jakoś wygląda, gramy swoje, a w pucharach wychodzimy ze spętanymi nogami. Z czego wynika ta słabość?
- Respekt, choć nie strach, a przecież inna sprawa, że nasi wychodzili kompletnie posrani, to mógł być przed Steauą i Lazio, a nie przed Apollonem! To przecież Cypryjczycy przyjechali się bronić. Problem u nas polega na tym, że nie ma faceta takiego jak choćby Ljuboja, lidera który by nigdy nie wymiękł przed rywalem takim jak nawet Steaua Bukareszt. I tu jest moim zdaniem błąd transferowy, bo pan prezes pozbył się „Ljubo”, a nie ściągnął do klubu nikogo, kto robiłby taką różnicę na boisku, jak on. O Ljuboji można powiedzieć różne rzeczy, ale bardzo się wyróżniał, świetnie grał ciałem i nie pękał. Jestem przekonany, że z kimś takim w składzie wpakowalibyśmy bramę Apollonowi.

W pucharach jeszcze z nikim nie wygraliśmy, nie licząc amatorów z Walii.
- Przeanalizujmy sobie nasze mecze w tym sezonie. Fartowna akcja z Molde, nie byliśmy przecież od nich dużą lepszą ekipą. Mimo wszystko w bólach udało się awansować, z czego się strasznie cieszyłem. Ze Steauą to wiadomo, byliśmy gorsi, choć nie tak znowu bardzo, jak to pisały niektóre media. Moim zdaniem do poziomu Rumunów brakuje nam już bardzo niewiele. Po Lazio też byłem zły, choć to tylko 0-1 i Legia zagrała całkiem nieźle w pierwszej połowie. Paradoksalnie Legia najlepiej wyglądała przed przerwą z Apollonem, gdzie wydawało się niemożliwe, by w końcu nie władowała gola. I to jest taka frajerska porażka. Ze Steauą i Lazio grali maksimum, więcej po prostu nie mogli, bo nie umieją, a przeciwko Cypryjczykom zawalili. Bardzo liczyłem, że pogramy w pucharach do wiosny, a tu wygląda na to, że nic z tego.

Dwa lata temu przeszliśmy fazę grupową Ligi Europy.
- I to była super przygoda! Nie było obciachu. Załatwiliśmy Spartaka, potem w grupie nie daliśmy rady tylko PSV. Graliśmy jak równy z równym ze Sportingiem, który doszedł do półfinału. Chciałbym, aby ta Liga Europy była takim standardem, byśmy się w niej ogrywali, bo nigdzie zespół nie nauczy się tak dobrze cwaniactwa, jak w pucharach. Tak więc, jak mówi Urban, niech oni grają, oswajają się z europejską piłką, bo tego doświadczenia zespołowi brakuje. To w końcu zaprocentuje, gdy przyjdzie grać o Ligę Mistrzów. Ale na razie pełnimy rolę chłopców do bicia i to mnie wkurwia.

Wierzysz w Janka Urbana i w jego metody?
- Na razie bilans pucharowy pana Janka Urbana jest średni. Pamiętam mecze z Broendby, pamiętam z Rosenborgiem. Te zespoły były w naszym zasięgu, a jednak odpadaliśmy. Na meczu z Apollonem pan Janek wydawał się być zagubiony, tak stał i jakby się godził z tym, co widzi, jakby nie wierzył, że może coś zmienić, że jego roszady sprawią, że wciśniemy w końcu gola. Oczywiście, to jest też kwestia tego, kogo on tam miał wtedy na ławce. Wiem, że piłkarze go lubią, w szatni jest lepiej niż za Skorży. Mistrzostwo też jest bardzo ważne, tym bardziej, że zdobyte zostało w zupełnie niezłym stylu. Na dzisiaj jednak bilans wygląda tak, że puchary przerastają pana trenera Janka - brakuje taktyki, dostosowania gry zespołu do rywala.

A skoro o Skorży mowa, to jakbyś porównał go z Urbanem?
- Skorża to był taki trener komputerowiec, garniturowiec. Widziałem jednak jakąś taktykę w Lidze Europy, wszystko było bardziej dopracowane. Byliśmy groźni przy stałych fragmentach gry, były jakieś schematy, przy których czuło się, że może paść bramka. Strzelaliśmy sporo goli przecież. Było w tym wszystkim jakoś więcej myśli. Ale z drugiej strony przegrywał z jakimś Podbeskidziem, co było tak wkurwiające…. Natomiast, gdy patrzę w twarz Jana Urbana, to gdzieś tam go lubię, bo to jest gość. W dodatku gość, który ma piłkę we krwi. Żaden tam picuś glancuś, tylko trener z piękną karierą piłkarską w Hiszpanii, co procentuje w kontaktach z zawodnikami. Urban nie ma w lidze takich wpadek, ma też kontrolę nad tym, co się dzieje w tabeli. Wiadomo, że liga jest słaba, ale liderujemy. To jest wciąż młody trener, uczy się i w lidze dobrze nam idzie. Myślę, że Urban dobrze kuma Ekstraklasę i, choć mamy dopiero październik, to wszystko wskazuje na to, że obronimy tytuł. Oczywiście wiele się jeszcze może zmienić, ale jest ta pewność, że nie będzie takich dziwnych rzeczy, jak za Skorży. Mówiąc krótko, najlepiej byłoby stworzyć takiego klona ze Skorży i Urbana (śmiech).

A jak oceniasz występy polskich zespołów w pucharach? Prasa zachwycała się pięknym stylem Śląska, który jednak poległ z kretesem. Może więc lepiej grać, tak jak Urban – mało efektownie, ale wykonać cel, jakim był awans do Ligi Europy?
- Pierdolę piękne porażki. Interesuje mnie tylko zwycięstwo, nawet, gdy będzie gówniana gra. Chyba, że będzie to porażka z pięknym futbolem, jakąś naprawdę mocną ekipą. Poza tym jednak inne polskie kluby mnie nie interesują. Oczywiście, gdy grają w pucharach to im kibicuję, ale mnie interesuje tylko Legia Warszawa.

Wspomnieliśmy o Wojtku Kowalczyku. Widzisz w tej drużynie kogoś, kto mógłby stać się nowym idolem? A przynajmniej kimś, z kim warszawscy kibice mogliby się identyfikować?
- Mi się podobają ci nasi młodzi. Podoba mi się Mikita, choć, jak to mówią, on jeszcze jest boiskowo głupi (śmiech). Bardzo podobał mi się Wolski i żałuję, że odszedł, bo w Fiorentinie siedzi na ławce, a uważam, że tu by się przydał. Jest świetny technicznie, był śmiały, nie miał kompleksów. Ogólnie jednak cieszy mnie, że jest to zaplecze. Fajne są takie romantyczne historie jak Wojtek Kowalczyk - chłopak z Bródna, legenda i bardzo barwna postać - ale teraz jednego potencjalnego idola nie wymienię. Wkurza mnie natomiast, że sprzedajemy tych naszych piłkarzy za grosze. Wiadomo, że każdy klub sprzedaje, ale 2 mln euro za piłkarza, dla takiego ruskiego klubu to jest tylko gruby sik. Lepiej przyjąć politykę bałkańską i sprzedawać za więcej, choć tu też pytanie, czy ktoś naszych będzie chciał.

5 listopada skończysz 50. lat, z czego ponad 40. jesteś kibicem. Szmat czasu.
- Mam to szczęście, że widziałem największe sukcesy polskiej piłki: medale mistrzostw świata, olimpijskie, świetne występy w pucharach Legii, czy Widzewa, Ligę Mistrzów przy Łazienkowskiej, awans do mistrzostw świata w Korei i Japonii po 16 latach przerwy, pierwsze Euro w historii w 2008 r. i mistrzostwa Europy w Polsce. Doczekałem się też wspaniałego stadionu Legii. Uważam, że razem z nim zaczęła się nowa epoka, a wraz z nią czekam na sukcesy. Mamy świetną szkółkę, jest kaska, nic, tylko zdobywać kolejne trofea i na stałe zagościć w piłkarskiej Europie!

A moje 50. urodziny będziemy świętować na specjalnym koncercie T.Love 30 listopada w Stodole. Serdecznie wszystkich zapraszam!

Rozmawiali: Małgorzata Chłopaś i Jakub Majewski

fot. Greg Adamski, Marcin Żurawicz


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.