Ivica Vrdoljak - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Tylko w LL!: Ivica Vrdoljak przerywa milczenie

Małgorzata Chłopaś, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Nie udzielał wywiadów przez pół roku, w końcu jednak udało nam się przekonać go do szczerej rozmowy. Ivica Vrdoljak opowiada nam dlaczego zdecydował się milczeć i odpowiada na zarzuty, jakie pojawiały się pod jego adresem. Mówi o swojej roli w drużynie i krytyce jaka spadła na Legię w rundzie jesiennej. Zapraszamy do lektury długiego wywiadu z kapitanem "wojskowych".

Przez ostatnie pół roku uparcie milczałeś, odmawiając wywiadów. Dlaczego?
- Powiem szczerze, że w całej tej sytuacji z mediami jest trochę mojej winy. Jestem już tak doświadczonym zawodnikiem i człowiekiem, że mogłem się zachować inaczej. Nie chcę już wracać do szczegółów sprawy, powiem tylko, że pan z "Przeglądu Sportowego", z którym rozmawiałem, mógł napisać to, co rzeczywiście mu wówczas powiedziałem, a nie przekręcać i zmieniać moje słowa. To spowodowało, że rzeczywiście trochę się obraziłem i przede wszystkim nie chciałem doprowadzić do sytuacji, w której ja będę się tłumaczył w mediach, potem one znów dorzucą coś od siebie, potem znów ja... To nie miało sensu. Zdecydowałem, że nie będę rozmawiać z prasą do końca rundy jesiennej. Tak jak powiedziałem na początku, może to moja wina, bo pierwszy raz rozmawiałem z tym panem, nie znałem go, mogłem poprosić o autoryzację wywiadu lub po prostu nie zgodzić się na jego publikację. Wyszło jak wyszło, ale nie martwię się tym. I tak przez ostatnie pół roku zostało o mnie napisane dużo i cytowano mnie nawet wówczas, gdy niczego nie powiedziałem. Wszystkie moje słowa jakie ukazały się po tamtym wrześniowym wywiadzie na pewno nie zostały przeze mnie wypowiedziane.

Uściślijmy, bo czytelnik nie wie, jaki wywiad masz na myśli. Chodzi o sławne już zdanie "dziennikarze są zazdrośni, że Legia ma wyniki", które ponoć wypowiedziałeś po przegranym dwumeczu ze Steauą...
- Tak, moje słowa zostały przekręcone. Dziennikarz mocno na mnie naciskał, a ja przez całą rozmowę starałem się chronić drużynę. Był to okres, w którym graliśmy najwięcej meczów pucharowych i tłumaczyłem, że każdy z nich - nawet dwumecz z The New Saints - jest dla nas trudny, bo na początku sezonu żaden zespół nie jest w optymalnej formie. Formę łapie się w meczach ligowych, a nie pucharowych, w których najważniejszy jest wynik i awans do kolejnej rundy. W pucharach co dwa tygodnie grasz z innym przeciwnikiem i musisz zmieniać swój styl gry - kiedy grasz z lepszymi zespołami musisz się bronić, kiedy ty jesteś ofensywnie ustawionym zespołem, wygląda to inaczej. Uważałem, że krytyka jaka spadała wówczas na cały zespół, była przesadzona. To był początek sezonu, a za nami dublet i awans do Ligi Europejskiej. Owszem, w każdej sytuacji można grać lepiej, ale dla nas najważniejsze było, że mieliśmy wyniki. Potem, w lidze, była możliwość rozkręcania się i łapania formy. Z Molde mieliśmy bardzo słabą pierwszą połowę w meczu w Norwegii, ale kto to teraz pamięta? Dzięki wyeliminowaniu Molde mieliśmy w Warszawie puchary. Moje argumenty trafiały jednak w próżnię i w końcu dałem się sprowokować. Powiedziałem temu panu, że wygląda to tak, jakby był zazdrosny o wyniki Legii, skoro według niego wszystko, ale to wszystko co robimy, jest złe. Za moment można było przeczytać, że wszyscy dziennikarze są zazdrośni o wyniki Legii. I rozpętała się afera.

Rozpętała się, bo ludzie myśleli, że nie umiesz przyjąć krytyki po poważnym błędzie, jaki popełniłeś w meczu ze Steauą.
- Bądźmy szczerzy - jestem winny, zawaliłem tę bramkę. Nie powiem, że tylko ja odebrałem Legii możliwość gry w Lidze Mistrzów, bo nie przegraliśmy ostatecznie 0-1, ale jestem winny i zasłużyłem na wszelką krytykę.

Nie masz wrażenia, że tą "ciszą medialną" sobie zaszkodziłeś? Krytyki było coraz więcej, a ty nie mogłeś się bronić.
- Znasz mnie i wiesz jakim jestem człowiekiem. Lubię usłyszeć prawdę, nawet gdyby była ona najgorsza. Ale nie lubię czytać głupot i słów, które z mojej strony nie padły. Teraz jednak już mnie to nie boli. Mogą pisać nawet najgorsze rzeczy o Ivicy Vrdoljaku, ja sobie z tym poradzę - ważne jest dla mnie tylko to, żeby Legia odnosiła sukcesy. Jestem zresztą przyzwyczajony, że krytyki pod moim adresem nie ma tylko wówczas, gdy strzelę bramkę lub zaliczę asystę. Mam wrażenie, że niektórzy oczekują ode mnie, abym był zawodnikiem ofensywnym.

fot. Mishka / Legionisci.com

Oczekiwania kibiców czy mediów wobec ciebie są zbyt wygórowane?
- Wszyscy, którzy się znają na piłce, wiedzą jaka jest rola defensywnego pomocnika. Nie muszę dodawać tu wiele więcej, bo wyglądałoby to tak, jakbym chciał się bronić i tłumaczyć, a nie mam z czego - uważam, że w ubiegłym roku grałem na równym poziomie. Zdarzył mi się jeden poważny błąd, ale błędy przytrafiają się każdemu.

Naprawdę jesteś zadowolony z minionej jesieni? Wielu zarzuca ci słabą rundę.
- Od meczu ze Steauą ciężko już było znaleźć na mój temat dobre słowo. Tymczasem zdaniem nie tylko moim, ale bardzo wielu ludzi w klubie, zagrałem dobrą rundę. Ja nigdy nie byłem i nie będę wirtuozem futbolu. Taka jest prawda. Zgadzam się, że technicznie jestem słabszy od wielu zawodników, ale mam inne atuty, potrzebne na pozycji defensywnego pomocnika. Defensywnego, nie ofensywnego.

Zapytałam kibiców na Twitterze, co tak naprawdę ci zarzucają. Wynotowałam sobie kilka punktów. Punkt pierwszy: nie umiesz rozegrać piłki.
- Mam rozgrywać piłkę tam, gdzie chce trener. Skoro trenerzy na mnie stawiają, to znaczy, że wypełniam boiskowe zadania jak najlepiej. U każdego trenera Legii moja rola była trochę inna. Teraz wydaje się, że u trenera Berga będę grał tuż przed stoperami. To jest taktyka. Maciej Skorża chciał, żebym grał bardziej do przodu i wtedy strzelałem najwięcej bramek. U trenera Janka miałem już być bardziej przed stoperami i trzymać pozycję. Może się komuś nie podobać, że trzymam pozycję przed stoperami, ale ja robię to, czego wymaga ode mnie trener. To co, mam się przejmować komentarzami na forum, które ktoś wrzuca do internetu w czasie trwania meczu, co znaczy, że nawet na nim nie jest i nie widzi naszego ustawienia?

Kolejny zarzut: brak zaangażowania, gra bez fajerwerków, pasji, nierówne występy.
- Nie ma mowy o żadnym spadku motywacji czy zaangażowania. W każdym meczu gram na sto procent.

Idźmy dalej: od kapitana można i trzeba wymagać więcej.
- Cały czas ten kapitan i kapitan... Spytaj chłopaków, moich kolegów z szatni, czy jestem dobrym kapitanem. Myślę, że w ten sposób dostaniesz najlepszą odpowiedź na to pytanie.

Kolejny argument: piłkarz za milion euro powinien dawać zespołowi dużo więcej.
- W Chorwacji nie są to wielkie pieniądze, bo Dinamo robi naprawdę wielkie transfery. W Polsce wszyscy patrzą na mnie przez pryzmat kwoty transferowej i wymagają chyba, abym w każdym meczu zdobywał bramkę lub chociaż asystował. Dam więc może dwa przykłady piłkarzy grających na mojej pozycji i to z dwóch najlepszych klubów na świecie. Xabi Alonso, który wykonuje też rzuty wolne, miał w zeszłym sezonie jedną bramkę i dwie asysty. Sergio Busquets miał podobne statystyki. Obaj stoją przed stoperami, przerywają akcje i nie są od kreowania gry. Za ile Dinamo miało mnie sprzedać? Miałem długi, ważny do czerwca 2014 roku kontrakt. To co, mieli wziąć za mnie 100 tysięcy euro? Dinamo operuje większymi kwotami, bo od ośmiu-dziewięciu lat gra w fazach grupowych europejskich pucharów. Ich zawodnicy są wyżej wyceniani.

Ten milion euro już do końca będzie na tobie ciążył.
- Kiedy Legia chce kupować za milion euro, mówią: za dużo. Ale kiedy chce sprzedawać za milion mówią, że to za mało. Cztery lata temu w futbolu nie było takiego kryzysu, jak jest teraz, to były normalne pieniądze na rynku transferowym. Ja naprawdę nie przeskoczę tego, że jestem defensywnym zawodnikiem. W pierwszym sezonie być może dość przypadkowo wyżej zawiesiłem poprzeczkę, bo zdarzały się mecze, w których Skorża ustawiał mnie nawet za napastnikiem. Dlatego strzeliłem wówczas aż dziewięć bramek. Później wszyscy myśleli, że będzie jeszcze lepiej lub chociaż nie gorzej. A tymczasem dla defensywnego zawodnika grającego przed stoperami dobrym wynikiem są już trzy bramki w sezonie. To taki normalny poziom.

Znajomy dziennikarz miał okazję rozmawiać z menedżerem z Chorwacji. Ponoć w twoim kraju nie powiedzą na ciebie złego słowa?
- Niedawno w chorwackiej telewizji występował były trener Dinama, Krunoslav Jurcić, który prowadził między innymi Mario Mandżukicia, Lukę Modricia czy Mateo Kovacicia. Spytali go o trzech najbardziej profesjonalnych zawodników, z jakimi pracował. Powiedział: numer jeden Ivica Vrdoljak, numer dwa Mario Mandżukić. Ludzie dzwonili do mnie i pytali: - Słyszałeś co powiedział "Kruno"? Każdy trener z jakim pracowałem ceni moje zaangażowanie i pracę. Tu zrobili ze mnie jakiegoś leniwego zawodnika. Mówią, że człapię.

fot. Woytek / Legionisci.com

Tak, masz nawet pseudonim "człapak".
- Tymczasem w systemie Amisco mam po meczach najwięcej przebiegniętych kilometrów spośród wszystkich zawodników w drużynie. Może liczą mi je, gdy wracam samochodem do domu? Piszą, że jestem ciągle kontuzjowany. Spójrzcie w moje CV, ile poważnych kontuzji miałem przez ostatnich 11 lat. Jeśli były urazy to takie, których doznawałem w czasie meczu i po dwóch tygodniach byłem gotowy do gry. Jeden tylko raz dłużej "bawiłem" się z urazem pachwiny, ale przez tę kontuzję nie opuściłem żadnego meczu. Grałem na zastrzykach, ale nie odpuściłem nawet treningu. W 2013 r. wraz z "Brzytwą" mieliśmy zaliczone wszystkie treningi. Dopiero przed meczem z Zagłębiem, w listopadzie, skręciłem staw skokowy i to na przedmeczowej rozgrzewce, kiedy w hotelu graliśmy w siatkówkę! Dziesięć miesięcy nie opuściłem treningu i czytam: Ivica Vrdoljak znów kontuzjowany. Powiedz mi, czy wiecznie kontuzjowany zawodnik rozgrywa tyle minut?

W Dinamo miałeś obok siebie mocnych piłkarzy. Sammir, Badelj, Mandżukić. Przy nich każdy może się prezentować lepiej.
- Wiadomo, że im lepszy jest twój zespół, tym łatwiej ci grać, ale wiele zależy po prostu od wyników. Jeśli te są dobre, łapiesz pewność siebie i wszystko ci wychodzi. Przy słabszych wynikach dochodzi presja, cała drużyna zaczyna grać słabiej. W Dinamie są już otrzaskani w pucharach, regularnie grają w fazach grupowych, łatwiej też im się już tam dostać. Nie powiem teraz, że tam grało mi się łatwiej. W drugim roku pracy Skorży też graliśmy bardzo ładnie. W zeszłym roku z Jankiem Urbanem zdobyliśmy dublet i to po ilu latach? A teraz widzę, że do Janka też kierowane są pretensje, tylko nikt nie pamięta, że jemu również nie było łatwo. Zarzucali mu, że Legia nie ma stylu, a ilu zawodników było kontuzjowanych? Uważam, że zasłużył na więcej szacunku ze strony mediów, bo zdobył z Legią mistrzostwo, Puchar Polski, wszedł do Ligi Europejskiej. Owszem, później niektóre rzeczy nam się nie poukładały, zabrakło nam także szczęścia, ale przeszkadzały nam kontuzje. Przez nie zabrakło wsparcia wszystkich zawodników.

Umówmy się - z Apollonem powinniście dwa razy wygrać. Gdyby nie brak wyników w LE, ocena pracy i trenera, i całego zespołu byłaby inna.
- Tak, z Apollonem mieliśmy obowiązek wygrać i oczywiście zasłużyliśmy na słowa krytyki. Zarzucano nam jednak zupełny brak stylu, a wszystkie mecze, poza spotkaniem z Lazio na Łazienkowskiej, zagraliśmy dobrze. Nieźle prezentowaliśmy się z Lazio w Rzymie i w obu meczach z Trabzonsporem. Teraz nikt jednak nie będzie o tym pamiętał, bo nie zdobyliśmy punktów. O tym mówiłem wcześniej - w meczach pucharowych liczy się przede wszystkim wynik.

Kolejni trenerzy powierzają ci opaskę kapitana. Teraz będziesz ją nosił u Henninga Berga, a w zimę można było przecież przeczytać, że jesteś na wylocie z klubu.
- To były głupoty i znów napisał to "Przegląd Sportowy", z którym już chyba do końca pobytu w Warszawie nie będę rozmawiał. Tak zdecydowałem. Przerywam ciszę i każdy może ze mną porozmawiać, ale "Przegląd" podchodzić do mnie nie musi.

Ta plotka, że klub chce się ciebie pozbyć zimą, zaniepokoiła cię?
- Chciałem jak najszybciej poznać prawdę. Jeśli taka byłaby wola trenera czy prezesa, to ważne było, abym się o tym dowiedział ze względu na moją przyszłość. Trzeba byłoby coś postanowić, to normalne. Rozmawiałem więc i z prezesem, i z dyrektorem sportowym, i z Michałem Żewłakowem, i z Dominikiem Ebebenge. Wszyscy powiedzieli mi, że ta informacja to jakaś kompletna głupota.

Jesteście po kilku tygodniach pracy z nowym trenerem. Jakie są twoje pierwsze spostrzeżenia?
- Każdy trener przychodząc do klubu wnosi do niego jakieś nowości. Jest jednak trochę za wcześnie, by o nich mówić. Sztab dużo z nami rozmawia, także indywidualnie, bo gramy w trochę innym systemie i każdy z nas musi wiedzieć, jak ma się zachowywać na boisku. Do pierwszego meczu jest już niewiele czasu i musimy się prezentować na otwarcie rundy jak najlepiej. Od razu nie złapiemy optymalnej formy, to normalne, trzeba będzie zrobić wszystko, by słabszych momentów było jak najmniej. Przed rundą finałową musimy wypracować jak największa zaliczkę. Wiemy, że naszym obowiązkiem jest obrona tytułu i będziemy nad tym ciężko pracowali.

Na obozie w Belek miałeś trochę strat. Czujesz, że jest ich za dużo?
- Straty będą się zdarzały każdemu. W Belek ćwiczyliśmy coś nowego i to właśnie był czas i miejsce na to, aby popełniać błędy. Od tego są treningi. Nie chodzi przecież o to, żeby grać tylko do tyłu i notować mniej strat. Jeśli się uda podać piłkę do środka do Rado lub między dwóch-trzech zawodników do schodzącego skrzydłowego tak, żebyśmy po tym podaniu mieli przewagę, to będę takich zagrań próbował. Trzeba podejmować ryzyko i ja się tego ryzyka nie boję.

Jaka będzie twoja rola w drużynie?
- Podobna do tej, jaką pełniłem w zespole Urbana. Mam grać jako pomocnik ustawiony najbliżej stoperów. Teraz jednak i drugi defensywny pomocnik będzie musiał bardziej trzymać strefę, bo boczni obrońcy będą trochę wyżej. Grałem w takim systemie w Zagrzebiu i wydaje mi się, że ten styl będzie mi pasował.

No to uprzedźmy fakty - na spektakularne akcje ofensywne w twoim wykonaniu raczej nie ma co liczyć?
- Dokładnie. Wiadomo, że po przerwaniu akcji rywala będę chciał wyprowadzić udane podanie i zainicjować nasz atak, ale żebym miał brać piłkę na siebie i mijać trzech-czterech gości się nie zanosi.

Jaki jest plan na wiosnę?
- Wielka szkoda, że odpadliśmy z Pucharu Polski. Teraz możemy myśleć już tylko o lidze. Naszym celem, obowiązkiem i priorytetem jest obrona tytułu mistrza Polski.

Małgorzata Chłopaś


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.