Kątem oka
REKLAMA

Kątem oka - 2014 rok z głowy

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Początek roku to zawsze dobry czas na podsumowania ubiegłych 12 miesięcy, choć nie ma co się oszukiwać, jeszcze lepiej jest napisać pod koniec grudnia. W „KO” polecimy tym razem hasłowo. Wyróżnimy te najbardziej charakterystyczne dla każdego z miesięcy.

Styczeń, czyli … ITI nie wracaj! Po 8 latach rządów koncernu w Legii przyszło nam się bez żalu rozstać. Oczywiście były to lata, które głównie zapamiętamy z bojkotów, protestów i walki władz klubu z kibicami, ale przede wszystkim z nieudolnego zarządzania. Plus to wyprowadzenie Legii na prostą i zbudowanie nie tylko fundamentów, ale i parteru dla potęgi, którą dziś jesteśmy. Władzę w klubie przejął zaś duet Mioduski & Leśnodorski. Choć wszystko zaczęło się bardzo niefortunnie… Pisaliśmy wtedy: „Prezes Leśnodorski bowiem o mało się nie wyrżnął na konferencji prasowej. Oby tych potknięć było jak najmniej. Inna sprawa, że oprawa samej konferencji bardziej przypominała konsolację niż ogłoszenie radosnej nowiny. Czarne sukna, przygaszone światła… I te kwiaty…”



Niestety, jak się okazało wpadek w tym roku było całe mnóstwo…

Luty, czyli … Zwycięzców się nie sądzi. Legia pod wodzą nowego trenera Henninga Berga wygrała dwa pierwsze spotkania w 2014 r. W pojedynku przeciwko Koronie grali tak, że bolały zęby i po prostu nie dało się tego oglądać. W Zabrzu zaś legioniści odnieśli zwycięstwo po 6 latach gubienia punktów. A do wygranej poprowadził nas niezawodny Miro Radović. W tej samej kolejce Pogoń Szczecin zgwałciła 5-1 Lecha Poznań, a Marcin Robak strzelił wszystkie bramki dla „Portowców”. Droga do mistrzostwa stanęła przed nami otworem i nie sposób nie docenić zasług Mariusza Rumaka. Jest takie nowe, świeckie powiedzenie: Myślisz Legia? Mówisz mistrz. Myślisz Rumak? Mówisz porażka.



Marzec, czyli … Walkower #1. Legia zanotowała serię 3 meczów bez zwycięstwa, przy czym najbardziej dotkliwy był pierwszy tegoroczny walkower przyznany za mecz z Jagiellonią. Oczywiście podstawy prawne ku temu były mocno naciągane i konieczna była wyjątkowo nieprzychylna interpretacja przepisów, by dowalić legionistom. Inna sprawa, że chodziło o ukaranie dla przykładu. Nawet prezesi klubu specjalnie nie protestowali, bo wiedzieli, że ta strata nam nie zaszkodzi w walce o mistrzostwo. Warto też przypomnieć marcowe spotkanie z Wisłą przy Łazienkowskiej, w którym legioniści prowadzili 2-0 do przerwy i klepali grających w 10 gości, jak psów. A wszystko skończyło się upokarzającym remisem 2-2. Na szczęście, lekcja została odrobiona i już do czasu zdobycia tytułu „Wojskowi” rządzili w Dupoklasie. W międzyczasie w ekipie niemal z marszu zadebiutował Ondrej Duda…



- który, choć zagrał dobrze, to na dzień dobry zmarnował dwie „setki” w starciu przeciwko Śląskowi.
Przełamanie przyszło w spotkaniu przeciwko Piastowi, w którym bramkę zdobył Wladimer Dwaliszwili. Gruzin był wówczas niemiłosiernie krytykowany za pudło do „pustaka” w starciu z Wisłą. W Gliwicach jednak trafił, mimo, że piłka nie miała prawa do niego dotrzeć:



Kwiecień, czyli Powrót króla!.



Po długiej kontuzji do składu wrócił Marek Saganowski, który pojawił się na boisku podczas drugiego pojedynku w Warszawie z Zawiszą. I niemal od razu trafił do siatki! To była najprzyjemniejsza bramka przy Łazienkowskiej od lat. Poza tym, zgodnie z maksymą trenera Wójcika, Legia goliła frajerów, jednego za drugim, a pewność drużyny rosła. Wprost proporcjonalnie do zazdrości w Poznaniu i Wrocławiu, gdzie węszono spisek, cholera wie kogo, w wyniku którego sędziowie promowali „Wojskowych”. Warto też przypomnieć, że Henning Berg po raz pierwszy podczas pobytu w Warszawie kompletnie się wydurnił. Mówiąc wprost: zrobił klasycznego Rumaka, gdy bredził coś o zmianie terminarza na niekorzyść Legii. Szanujmy mordy…

Maj, czyli „Nasze jest mistrzostwo, potęga i chwała na wieki”. „Leszek pojawił tak nagle, że zaskoczył wszystkich. Przez długi czas parł do przodu. Swą postawą dopingował nas do większego wysiłku, a pismakom dawał powody do radości, bo mieli o czym pisać. Jak co roku jednak, gdy tylko pojawiła się okazja, Leszek wspierał nas z całych swych ziemniaczanych sił. Odsuwał się stopniowo, by dać zrobić nam miejsce na tronie. Aż w sobotę odsunął się całkowicie. To już drugi raz z rzędu Leszek stanął na głowie, by na naszej głowie znalazła się korona. Dziękujemy ci Leszku!” – tak pisaliśmy o wspaniałym finiszu ligi w wykonaniu ekipy Rumaka, która po porażce w Gdańsku zaklepała nam tytuł na 3 kolejki przed końcem. Trochę strachu się jednak najedliśmy. Legia wcześniej rozjechała Wisłę. 5-0 to był wynik idealny, a to z tej prostej przyczyny, że przy 6-0 mogło się skończyć powtórką z 1993 r. i odebraniem "Wojskowym" mistrzostwa. Niby inni ludzie, Ryszard Kulesza od paru lat nie żyje, ale nie wszystko się zmieniło. Skoro mogli bezpodstawnie wlepić nam walkowera za mecz z Jagiellonią, to dlaczego nie powrócić do przeszłości sprzed 21 lat? Tym bardziej, że przecież cała Polska widziała...



Tymczasem na finał rozgrywek do Warszawy przyjechał wspomniany Lesio…



Czerwiec, czyli LegiaLive!. Z klasą jak z kulturą. Albo się ma wrodzoną, albo nabytą, albo się jej nie ma wcale. Trener Berg nie zgodził się, by trener Urban odebrał medal za mistrzostwo Polski na murawie, co jest tak słabe, jak to jego tzw. zdejmowanie presji z zawodników i biadolenie nad terminarzem Lecha. Inna sprawa, że od kiedy to trener decyduje, kto i gdzie ma odebrać medale?



W Legii rozpoczął się ruch transferowy. Przede wszystkim nikt istotny z klubu nie odszedł. Odrzucono za to szrot. A jeszcze na nim zarobiono. 800 tys. euro za Łukasika to prawdziwy majstersztyk. No i przyszło paru graczy na uzupełnienie składu. Natomiast w Brazylii trwał wspaniały mundial. Wspaniały w pierwszej kolejności dlatego, że nie było na nim Polaków i nie musieliśmy psuć sobie humorów. Ale nade wszystko, bo oglądaliśmy ofensywną piłkę, wiele niespodzianek i bramek. Ale to, co wydarzyło się w półfinale, gdzie Niemcy zamietli podłogę Brazylijczykami. Dla nas najważniejsze było jednak to, że po latach nieprzyjemności odzyskaliśmy prawa do domeny LegiaLive.pl, o czym pisaliśmy tak: „Sprawa rozegrała się w kuluarach gabinetów na Łazienkowskiej. Nie ma sensu wdawać się w szczegóły, ale powiem Wam tyle, że prezes Leśnodorski w ogóle nie wiedział, że jeden z jego poprzedników (i jeszcze parę osób zatrudnionych w klubie) nie mógł znieść, że mamy najwyższe statystyki odwiedzin, mierziła go nasza niezależność (prawdę mówiąc to wiele osób miało/ma z tym problem). Wytoczona została nam sprawa sądowa, w wyniku której zmuszono nas do zmiany nazwy i domeny. Gdy „Leśny” dowiedział się o całej sytuacji rzekł tylko dwa słowa: „Natychmiast oddać”. Przez parę tygodni trwały jeszcze kwestie proceduralne, no i wreszcie ponownie jesteśmy oficjalnie LegiaLive!. Wiemy, że to dla Was również ważne, tym bardziej nas to cieszy. Jedna Wielka Legia!”.

Lipiec., czyli Rambo przy Łazienkowskiej. Legioniści kiepsko zaczęli nowy sezon. Najpierw przegrali w Superpucharze z Zawiszą, potem ledwo zremisowali z el. LM z amatorami z Irlandii, aż w końcu w lidze przegrali z GKS Bełchatów. Po tym ostatnim spotkaniu w mix zonie odbyła się krótka rozmowa warszawskich dziennikarzy:
- Coś niespecjalnie zmartwiony jesteś?
- Nie, dlaczego?
- Gdy Janek Urban przegrywał to bardziej przeżywałeś.
- Janek nie przegrywał.
Jednak jeszcze w lipcu zmierzyli się z Celtikiem Glasgow. I wdeptali Szkotów w glebę. To był mecz, o którym jeszcze długo będziemy opowiadać. 4-1, dwa niewykorzystane karne przez Vrdoljaka i fantastyczna gra mistrzów Polski. No i Sylwester Stallone świetnie radzący sobie w naszych barwach:




Sierpień., czyli „Liczenie kartek, czy wpisywanie w okienko numerów zawodników to przecież nic trudnego”. W rewanżu Legia znów na luzaku opędzlowała Celtów, po czym stało się to, o czym wszyscy wiemy…



Okazało się bowiem, że to liczenie i wpisywanie nie jest wcale takie proste. Ostrowska zawaliła na całej linii, a potem jeszcze bezczelnie próbowała się bronić. Zostaliśmy ukarani drugim walkowerem w tym roku i w efekcie odpadliśmy z walki o Ligę Mistrzów. Pozostało kopanie się na pastwisku w Kazachstanie, ale był to ważny mecz, bo otwierający nam drogę do fazy grupowej Ligi Europy.



W lidze szło już lepiej i Legia zaczęła regularnie punktować, ale wtedy nas to specjalnie nie interesowało. Bolał walkower za mecz w Szkocji…

Wrzesień, czyli Berg nie robi zmian!. Legia zaczęła grać efektownie i efektywnie. Najpierw wygrała ze Śląskiem, choć de facto… przegrała. Jak bowiem po meczu zakończonym wynikiem 4-3 pisał znany bajkopisarz Romek Andersen Zieliński: "Czwarta porażka trenera Pawłowskiego po objęciu wiosną Śląska jest porażką statystyczną. Bo Śląsk naprawdę pokazał się z doskonałej strony z i faworyzowaną Legią zagrał na jej stadionie ładną dla oka, otwartą piłkę. Ktoś już na Fanie skomentował to: „tak przegrać to jak wygrać”. I coś w tym jest. Nawet bractwo na trybunach, rozczarowane końcowym rezultatem, dało odczuć drużynie, że dla publiki moralnym zwycięzcą spotkania był Śląsk". Kiedyś podobno Adam Fedoruk dedykował piłkarzom Górnika piosenkę własnego autorstwa pt. „Moralni mistrzowie”. Śląsk jest moralnym zwycięzcą. Serdeczne gratulacje. Jedynym zespołem, który się jej wówczas postawił był Lech, który nawet prowadził 2-0 w Warszawie, ale nasi dojechali w końcu gości i w końcówce uratowali remis. W Lidze Europy fazę grupową rozpoczęli od opędzlowania Belgów z Lokeren po trafieniu „Rado”. Na meczu pojawili się również kibice gości:



"Kapitalne! To trikowe, czy naprawdę się tak ostrzygłeś? No kapitalne misiaczku, naprawdę. Łysinko, musisz się jeszcze raz tak ostrzyc. O, już wiem, wiem! Do ślubu się tak ostrzyżesz. O tak!"

W prasie zaś, z braku laku, rozpoczęła się debata o tym, że trener Berg nie robi zmian i rzadko wpuszcza na boisko Orlando Sa. Krytycy Norwega jakby jednak nie zauważali, że szkoleniowca bronią wyniki. I właściwie to mógłby w ataku wystawiać Konrada Jałochę, jeśli zespół wciąż by wygrywał. On odpowiada, on bierze za to hajs. Wszystko.

Październik, czyli Polska gola!. Miesiąc zaczął się od wypowiedzi Michała Żyry, który opowiadał, że pyta Vrdoljaka dlaczego ten na niego krzyczy. Ivica twierdzi, że to z sympatii. Akurat Michała co chwilę ktoś opierd…, wygląda więc, że Żyro jest ulubieńcem kolegów z drużyny. Tymczasem Legia wygrała w Trabzonie po bardzo ciężkim meczu, w którym przez ostatnie pół godziny nie potrafiła wyjść z własnej połowy. Cóż… Bronić Częstochowy też trzeba umieć. A nade wszystko skutecznie walczyć ze znacznie bogatszym rywalem…



Potem wygraliśmy też w Kijowie z Metalistem Charków, a Ivica Vrdoljak postanowił znów nie strzelić karnego, w myśl zasady, że nie ma takiego karnego, którego by nie zmarnował. Na szczęście piękną bramkę zdobył Ondrej Duda, a Dusan Kuciak obronił swego pierwszego karnego w barwach Legii.



W lidze zaś był beznadziejny mecz przeciwko Lechii, w którym gdańszczanie byli lepsi, ale my mieliśmy skutecznego do bólu Sa. Zresztą, było jak zwykle – większość meczów wygrywaliśmy, ale jeden w miesiącu musieliśmy frajersko przegrać. Ale wydarzeniem miesiąca zdecydowanie było zwycięstwo nad Niemcami w el. Euro 2016. A wszystko na ten temat oczywiście wiecie.

Listopad, czyli „Dear friends, I hope you are well…. 4. wygrana z rzędu w grupie LE, co było 9. kolejnym zwycięstwem w europejskich pucharach, dało nam awans do 1/16 finału. Niesamowite sukcesy zespołu szły podobno w parze z zainteresowaniem naszymi piłkarzami klubów z zagranicy. To również zasługa wyjątkowego listu, jaki wystosowała Legia:

"Dear Friends,

I hope you are well.

I am writing to you with one important issue.

We have agreed with our star player - Michał Żyro, that he will be allowed to leave Legia in the coming winter transfer window. Legia rejected a few big offers this summer because our ambition was to qualify to Champions League this season. For reasons you may have heard of this unfortunately did not happen.

So I am writing to let you know Michał will be available for European top clubs this winter. He is not a cheap player, but at the same time his quality is extraordinary - he is undoubtedly the best young player in Poland since Robert Lewandowski.

Let me know if you're interested in him - we will agree with a buying club in the next 6-8 weeks maximum.

Best regards"


Trudno uwierzyć, ale to wydarzyło się naprawdę... Tak samo, jak małpowanie podczas przegranego meczu Lokeren, za które UEFA znów zamknęła nam stadion, ale tym razem na dwa mecze.

W Dupoklasie zaś w dalszym ciągu byliśmy liderem, mimo, że Berg w dalszym ciągu mocno rotował składem. Tradycyjnie też raz na miesiąc braliśmy w cymbał. Porażka w Szczecinie była wyjątkowo przykra, bo legioniści byli znacznie lepsi, zagrali z ogromnym sercem, tyle, że pudłowali na potęgę. Inne zespoły nie były w stanie nas jednak dogonić, a najzabawniej było w Lechu Poznań, którego kibice mieszali piłkarzy z błotem.


Grudzień, czyli Adam Marciniak show. W grudniu rozbiliśmy na wyjeździe Górnika, wygraliśmy znów z Trabzonsporem i to w pięknym stylu, choć przy pustych trybunach. Piłkarzem meczu był Orlando Sa, który zachwycił nawet trenera Berga:

fot. Canal

Jak to skomentował jeden z czytelników: „Wzruszyłem się! Miłość taka wspaniała, Sa taki piękny, Berg taki łysy!”.

Chwilę potem Legia upokorzyła się w Łęcznej. Najzabawniej jednak było na początku miesiąca podczas spotkania przeciwko Cracovii… Marciniak jest prawdziwym wirtuozem! Ole!

I tak zleciał kolejny rok, w którym dzięki Legii mieliśmy masę powodów do radości, ale i przeżyliśmy chyba najtrudniejsze chwile od lat, gdy oberwaliśmy walkowerem za rewanż w Glasgow. Oby w 2015 r. było jak najmniej powodów do pisania o Legii w „KO”, a jak najwięcej do szydzenia z rywali. NajLL!lepszego!

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.