Kobus w ataku na kosz Stali w Ostrowie Wlkp. - fot. Bodziach
REKLAMA

Kobus: Zrobimy wszystko, by wejść do finału

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Koszykarze Legii w miniony weekend sprawili olbrzymią niespodziankę, wygrywając w Ostrowie Wielkopolskim z najlepszym zespołem sezonu zasadniczego, Stalą. O szansach na awans do finału, atmosferze w naszym zespole oraz nerwowej atmosferze podczas obu meczów w Ostrowie, rozmawiamy z kapitanem koszykarskiej Legii, Arkiem Kobusem.

Przed wyjazdem do Ostrowa brałbyś wynik 1:1 w ciemno?
Arkadiusz Kobus: Przed wyjazdem tak, po wyjeździe - nie.

Byliście bardzo blisko dwóch wygranych i to byłaby chyba największa niespodzianka w play-off w obecnych rozgrywkach. Na pewno większa niż dwie wygrane Krosna w Łańcucie.
- Na pewno. Ja od razu obstawiałem, że Krosno wygra ten mecz. Nas wszyscy skazywali na porażkę, na szczęście udało się pokazać, że potrafimy walczyć jak równy z równym. Mamy remis 1:1 i wydaje mi się, że pojedynki w Warszawie nabiorą większej mocy. Mam nadzieję, że dużo osób przyjdzie na trybuny i będzie doskonała atmosfera.

Bezpośrednio po meczu kilku zawodników oraz trener Bakun mówili, że prowokacje ze strony kibiców Stali pod Waszym adresem, bardzo pomogły w wygranej. Faktycznie tak Was to zmobilizowało do agresywnej gry i walki?
- Na pewno mobilizowała też sobotnia porażka, kiedy mieliśmy realne szanse wygrać. No i sam zresztą widziałeś, że szczególnie w niedzielę, kibice podeszli bardzo agresywnie, emocjonalnie do tego dopingu. Fajnie się gra przy takiej publiczności, są emocje. Kibice Stali trochę przekroczyli granicę dobrego smaku, zbyt indywidualnie krzyczeli do kilku z nas, między innymi do "Wilka" - coś o Toruniu. Do mnie też krzyczeli jakieś wyzwiska. To nas zmobilizowało, weszliśmy do szatni i powiedzieliśmy sobie, że to nie jest mecz "tylko" o wygraną, ale to mecz o honor.



W końcówce drugiego meczu, bo w pierwszym spadłeś za 5. przewinień, brałeś odpowiedzialność na siebie. Wejście pod kosz, zakończone faulem i rzutami wolnymi, celna trójka, która miała spore znaczenie.
- Miałem swoje momenty, kiedy trafiłem trójkę, miałem udane wejścia. Nie zapominajmy jednak, że "Czarny" wniósł bardzo wiele. W ciągu kilku minut zdobył 10 punktów. Wystarczy spojrzeć w statystyki - plus/minus miał +21, to jest niesamowity wynik jak na tak krótki czas grania. Łukasz Wilczek też trafił ważną trójkę. Myślę, że każdy dołożył swoją cegiełkę w tych ważnych momentach. Nie tylko punktami się wygrywa, ale w głównej mierze obroną. Czarek i Maleszczak w obronie robili dobrą robotę.

Ciekawy jestem Twojego zdania - rozgrzewka w trakcie meczu w hali w Ostrowie chyba nie należy do najłatwiejszych. Nie dość że nie ma miejsca, a jak się rozciągasz na korytarzu, nie widzisz co dzieje się w tym czasie na boisku. Nie widzisz jak rywale bronią w ostatnich akcjach itp.
- Wydaje mi się, że po stronie ławki Ostrowa jest więcej tego miejsca, przynajmniej można stanąć. Przy naszej ławce było strasznie mało miejsca. Nie było mowy, żeby zrobić krótki sprint przed wejściem na parkiet. Nie można nawet rąk rozłożyć, bo bym kogoś uderzył. Obok stała ochrona, policja, pan na wózku inwalidzkim siedział. Musieliśmy się bardzo gimnastykować. Na pewno to nie wpływa na losy meczu, ale jest to trochę deprymujące, że nie można się rozgrzać, tym bardziej jak wchodzi się po półtorej kwarty na boisko.

Dla Ciebie było zaskoczeniem, że trenerzy po ćwierćfinałach i wielu meczach sezonu zasadniczego, kiedy Bartek Ornoch siedział 40 minut na ławce, teraz w ważnych półfinałowych spotkaniach znalazł miejsce na boisku?
- Przyznam, że ja się w ogóle tego nie spodziewałem. Wiem, że przed meczem trener rozmawiał z Bartkiem i powiedział mu wprost, że wejdzie na parkiet. W sezonie zasadniczym paru zawodników nie grało zbyt wiele, ale wydaje mi się, że trener wyciągnął dobre wnioski. Zagraliśmy szerszą kadrą i to wyszło nam na dobre. Stal grała węższym składem i nie starczyło im sił. Bartek zagrał swoje. W ataku to wiadomo - on zawsze trójki trafiał, tym razem w dwóch meczach trafił dwie, ale w końcu w obronie zaczął się bardziej udzielać. To właśnie do tej pory było głównym argumentem, dla którego trener nie wpuszczał go na boisko. W tym meczu dobrze sobie radził i był takim asem z rękawa trenera Bakuna. Trafił w dziesiątkę, że go wpuścił. To był taki ruch, którego sam, będąc w tej drużynie, bym się nie spodziewał, a co dopiero przeciwnicy. To samo dotyczy "Drzewa". Damian ostatnio grał mniej, a w play-offach wychodzi za Czarka i robi swoje, a ta szersza kadra pozwala zachować więcej siły na końcówki meczów.



Tomek Ochońko powiedział po meczu, że w tegorocznych play-offach łatwiej gra się drużynie goniącej wynik. Tak w sumie było i w Waszym meczu ze Spójnią numer 2 i 3, a także w obu meczach ze Stalą. Jak to możliwe?
- Może to śmiesznie zabrzmi i trudno to wytłumaczyć, ale ciężko się gra, gdy w pierwszej kwarcie wygrywa się 20. punktami. Ja nienawidzę wygrywać w I kwarcie 20. punktami, bo wtedy przychodzi moment, że nam nie wpada, a druga drużyna zaczyna nadrabiać, łapie wiatr w żagle i często później w końcówce zespół, który wyraźnie przegrywał jest na fali. Tak niestety jest w koszykówce, dlatego przewaga 10-15 punktów do przerwy to jest praktycznie nic. Trzeba naprawdę dużej klasy, żeby wygrywając 15-ma punktami, utrzymać taki wynik do końca. W pierwszym meczu sami roztrwoniliśmy taką przewagę, w drugim uczyniła to Stal. Ja wolałbym zrobić przewagę 20 punktów w III kwarcie, niż w pierwszej. Zespół, który odrabia 20 punktów jest na fali wznoszącej. Tak jak zrobiła to Spójnia z nami w trzecim meczu I rundy play-off. Wszystko im wtedy wychodziło, a nam zupełnie nic. Drugą połowę przegraliśmy prawie 30 punktami, więc jak widać taka przewaga w koszykówce to jest żadna przewaga.

Jak Ty przy takim dwumeczu, po przegranej w sobotę mobilizowałeś się przed niedzielnym spotkaniem? Jakiś specjalny sposób koncentracji?
- Mam od dawna wyrobiony swój rytuał, którego staram się nie zmieniać. Nie robię specjalnych fajerwerków. Na pewno staram się dobrze wyspać, dobrze zjeść, posłuchać muzyki, odpowiednio wcześnie wyjść na trening, zjeść dwa banany i jazda!

Czego słuchałeś przed niedzielnym meczem?
- Akurat Bartek Ornoch przyniósł płytę Kuby Knapa i jej słuchaliśmy. Wcześniej słuchaliśmy też Rasmentalismu, trochę Kękę, generalnie hip-hop.

Nie spoczniecie na laurach przed meczami w Warszawie? Wynik 1-1 sprawia, że możecie zakończyć rywalizację i awansować do finału u siebie. Zobaczymy równie ambitną Legię jak w obu meczach w Ostrowie?
- Przez te wszystkie rzeczy, które działy się w Ostrowie na boisku i poza boiskiem, ta nasza rywalizacja nabiera głębszego sensu. Tak samo my, jak i rywale, będziemy starali się wygrać za wszelką cenę. Na pewno zostawimy serce, pot i krew na boisku, żeby tylko ten mecz wygrać. Stal na pewno zrobi podobnie, więc zobaczymy jak będzie. Mamy tę przewagę i możemy zakończyć tę serię u nas. Udało nam się wyrwać zwycięstwo, które poniekąd odbiera Stali przewagę parkietu, jaką mieli z tytułu pierwszego miejsca po sezonie zasadniczym. Mamy sporą szansę by wejść do finału, ale jeszcze daleka droga. Na pewno wyjdziemy na 100 procent skoncentrowani i zmobilizowani.

Twoja forma nie da się ukryć zwyżkuje. W trakcie sezonu miałeś wahania formy, ale w play-off, tak jak przed rokiem pokazujesz się z jak najlepszej strony. Myślisz o tytule MVP play-off I ligi?
- W ogóle o tym nie myślę. Rzeczywiście ostatnio gram lepiej, ale nie zapominajmy, że na przykład "Panda" [Michał Aleksandrowicz - przyp. B.] gra świetnie. On już przed play-offami grał świetnie, teraz utrzymuje formę. Marcel Wilczek świetnie prezentował się w play-offach dopóki nie doznał kontuzji. Podobnie Łukasz Wilczek. Trudno wybrać MVP, a tym bardziej głupio mi o tym mówić. Wyszły mi w play-off dwa mecze dobre, dwa średnie i dwa średnio-średnie (śmiech). Cieszę się, że obniżkę formy miałem przed play-offami i teraz jest lepiej. Wtedy walczyłem z obręczą i z samym sobą. Na szczęście przyszły play-offy i forma wraca, a to jest z pożytkiem dla całej naszej drużyny. Na MVP trzeba jeszcze poczekać, to jeszcze nie jest półmetek decydującej fazy rozgrywek.

Atmosfera w drużynie wygląda na świetną. Po porażkach z Gliwicami, czy Rosą nie załamaliście się, tylko zasuwacie i pokazujecie klasę na boisku. Druga połowa niedzielnego meczu w Ostrowie oraz ta radość po wygranej, to kolejne dowody na to, że jesteście jednością i na parkiecie pójdziecie za sobą w ogień.
- Atmosfera w drużynie była dobra od samego początku. Czasami zarzucano nam, że jest ona zbyt luźna, że mamy zbyt dobre kontakty ze sobą, ale teraz to procentuje. Trzymamy się razem, czy to wygrywając, czy przegrywając, nie załamujemy się. Podoba mi się podejście trenera wobec nas, to że nie stara się jakoś hamować tego naszego luzu, czy przyjaźni, tylko daje nam wolną rękę i możemy sobie swobodnie robić te swoje żarty, głupkowate rzeczy, które nas łączą coraz bardziej. Później to procentuje na boisku. Trzymamy się razem. W play-offach to kolejna ważna rzecz, która może zaważyć na wyniku meczu.

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.