Orlando Sa po golu z karnego - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Jagiellonią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia w końcu wygrała mecz w fazie mistrzowskiej, ale zwycięstwo nad ekipą Probierza przyszło z dużym trudem. I trzeba szczerze przyznać – mieliśmy sporo szczęścia. Nie przypominam sobie bowiem meczu, w którym „Wojskowi” rozstrzygające trafienie uzyskali po karnym podyktowanym w doliczonym czasie gry. Sam występ legionistów nie zachwycił. Znów byli lepsi, ale znów nie potrafili tego udokumentować.

1. Sędzia miał podstawy, by podyktować rzut karny dla Legii. Przyznawali to na trybunie prasowej nawet ludzie związani z Jagiellonią. Robienie z tego afery na cały kraj wiąże się wyłącznie z tym, że nasz klub cieszy się największym zainteresowaniem wszystkich. Jedni go kochają, inni nienawidzą, ale każdy związany z polską piłką śledzi sytuację przy Łazienkowskiej. Cała heca wynika z faktu, że karny został odgwizdany w doliczonym czasie gry, a „Jaga” zareagowała histerycznie na decyzję sędziego. Białostoczczanie już wielokrotnie w tym sezonie czuli się pokrzywdzeni przez sędziów. Tak też poczuli się w Warszawie, a wiadomo, że w stolicy to boli najbardziej. Nie sposób obiektywnie rozstrzygnąć, czy sędzia podjął dobrą decyzję. Powtórzę jednak: Gil miał przesłanki, by odgwizdać przewinienie, zwłaszcza, że liniowy był go pewien.

2. Berg się złamał. Norweg dokonał prawdziwej rewolucji w składzie. Odszedł od swojej koncepcji z defensywnym napastnikiem Saganowskim, wstawił do składu Sa. Postanowił też schłodzić Dudzie ławką głowę i dał szansę Masłowskiemu. Furman i Guilherme zagrali zaś z konieczności za kontuzjowanego Vrdoljaka i wykartkowanego Brzyskiego. Efekt? Niezły. Do dobrego jeszcze brakowało, ale wydaje się, że to jest właściwy kierunek wychodzenia z kryzysu.

3. Wprawdzie mecz nie porwał, widać było jednak progres. Legia grała z zaangażowaniem, walczyła. „Wojskowi” potrafili ułożyć sobie grę, wygrać walkę o środek pola. Niemniej, brakowało jakości w ofensywie. Tę dawali bowiem tylko Kucharczyk, Sa, Jodłowiec i momentami Masłowski. Dobrze podłączał się również Broź, a najpiękniejszą akcję meczu legioniści przeprowadzili z udziałem Rzeźniczaka. Nie istniał Żyro, bojaźliwie, choć bez większych błędów, grał Furman, a Guilherme skupił się na grze defensywnej, podobnie, jak jego zmiennik Bereszyński. Było w tym wszystkim sporo kopaniny, błędów taktycznych i niedokładności, ale jednak mistrzowie Polski mozolnie parli do przodu. Nie przygnietli gości, a mimo to nie brakowało okazji bramkowych. I w końcu, szczęśliwie, dopięli swego. Warto przy tym podkreślić, że Jagiellonia prezentowała się lepiej od większości zespołów, z którymi przyszło nam grać w tym roku.

4. Mamy ogromny problem ze strzelaniem bramek. W maju tylko raz nasi zawodnicy trafili dwukrotnie do siatki rywali – w finale PP. W kwietniu zaś tylko w jednym spotkaniu zdobyli więcej niż dwa gole (1/2 finału PP w Bielsku-Białej). W większości tych meczów legioniści stworzyli sobie kilka dogodnych okazji, ale nie umieli ich wykorzystać. I nie można powiedzieć, że to przez pudłującego Saganowskiego, bo również inni zawodnicy mają kłopot z wcelowaniem. Swoją drogą warto prześledzić, jak ostatnio zdobywaliśmy gole: rzut karny (Jagiellonia), szybka, zespołowa akcja (Śląsk), stały fragment (Lech), stały fragment i zamieszanie po stałym fragmencie (finał PP), błąd obrońcy i stały fragment (Pogoń), bez goli (Ruch), dobra akcja i przytomność Żyry, kuriozalny błąd obrońcy (Zawisza), bez gola (Lechia), stały fragment i błąd defensywy (Podbeskidzie ½ finału PP), kontratak i błąd bramkarza oraz kontratak (Piast), błąd bramkarza, stały fragment, solowy rajd, kontratak (Podbeskidzie ½ finału PP).

5. Odrodzenie Orlando Sa. Portugalczyk świetnie zaczął mecz. Z łatwością ograł Pazdana i znalazł się niemal sam na sam z Drągowskim, ale młody bramkarz wygrał ten pojedynek. Potem obrońcy pieczołowicie go pilnowali, nie zostawiali mu miejsca w polu karnym, więc Portugalczyk grał głębiej, wymieniał podania z kolegami, pomagał w wypracowaniu dla nich pozycji. W II połowie Orlando miał dwie świetne sytuacje. Znów jednak górą był Drągowski. Wreszcie w 98. minucie Sa podjął się wykonania rzutu karnego. Nie był to najlepszy strzał, bo piłka wpadła do siatki po rękach bramkarza. Ale jednak wpadła, a Orlando zacisnął pięść, koledzy rzucili się go wyściskać a potem padł na murawę i skrył twarz w dłoniach. Widać było, że wiele emocji kosztowała go ta sytuacja.

Z zespołu dochodzą wieści, że od czasu medialnej hecy związanej z Sa, w której zespół opowiedział się przeciwko niemu, Portugalczyk zmienił podejście do treningów. Podobno zasuwa, a już na pewno widać, że gra bardziej zespołowo. Pracuje na odzyskanie szacunku u kolegów. Czyżby możliwy był jeszcze zwrot akcji?

6. Kucharczyk to najlepszy ofensywny gracz Legii wiosną. Ktoś mnie zapytał w trakcie meczu, jak dobry byłby „Kuchy”, gdyby był skuteczniejszy. Gdyby tak było, to by go u nas nie było. Michał to obecnie prawdziwy dynamit. Już nie potrzebuje przestrzeni, by się rozpędzić. Znajduje sobie miejsce, poprawił grę lewą nogą i zaczął stosować zwody. Tzw. zakosy, których używał też Radović. Są one dość prymitywne, ale gdy wykonuje się je szybko, to można wymanewrować przeciwnika. I „Kuchy” robi je szybko, a w każdym razie na ligę wystarczy. Modelskiego wsadził na prawdziwą karuzelę, a dodatkowo upokarzał go w pojedynkach biegowych. Piłkarska kadra czeka. Nie wyobrażam sobie by było inaczej.

7. Chamstwo Jagiellonii staje się już przysłowiowe. W lutym, mimo, że wygrali przy Łazienkowskiej, gdy wychodzili po meczu, to też dało się usłyszeć prymitywne zaczepki członków sztabu szkoleniowego. To co wyrabiali teraz wraz z niektórymi piłkarzami świadczy o nich samych. Na czele z Probierzem mają mentalność sfrustrowanych ludzików z głębokiej prowincji, dla których największym życiowym sukcesem jest wygrać z Legią. Podobno sędziowie krzywdzą Jagiellonię w tym sezonie. Możliwe, rzadko oglądam ich mecze. Słyszałem też od tamtejszych dziennikarzy, że chodzą u nich głosy o rządowym spisku mającym na celu wypromować Lechię do pucharów kosztem białostoczczan. Słowem – syndrom oblężonej twierdzy. Wszystko to podsyca Probierz, któremu słoma nieustannie wysypuje się z butów. Z drugiej jednak strony z ogórków stworzył zespół na czołówkę ligi. Zintegrował ich w poczuciu krzywdy, złości na cały świat. To też dobra metoda, jak słynne kiełbachy w górę i golenie frajerów Wójcika. Tyle, że na krótką metę. Ale zanim płomień wygaśnie, Probierz w kolejnym klubie zapracuje na opinię fachowca.

8. „Ten z długimi włosami z Jagiellonii” kopnął w mikrofon, który uderzył naszą rzeczniczkę prasową Izę Kuś. Potem nawet nie miał odwagi się przyznać, że zrobił to celowo. Zbydlęcenie sięgnęło więc zenitu. Charakternie zachował się potem Jakub Kosecki, który bezskutecznie próbował poprosić białostockiego anonima na rozmowę, by wytłumaczyć, że w cywilizowanym kraju tak się kobiet nie traktuje. Brawo „Kosa”!

9. „Fucki” Drągowskiego. Chłopczyku, nie wiem do kogo wymachiwałeś środkowymi paluchami, ale apeluję do Ciebie, dla Twojego dobra. Nie idź tą drogą. Jesteś młody, bardzo zdolny, pracowity i ambitny. Możesz zajść daleko w swoim zawodzie. Warunek jest jeden: nie możesz nasiąknąć zaściankową mentalnością. Wiem, że o to trudno w takim otoczeniu, ale wierz mi, że warto spróbować.

10. Wciąż gramy o mistrza. Gdyby Lech odjechał nam na 3 punkty, to bardzo trudno byłoby to teraz nadrobić. A tak jest wielce prawdopodobne, że już w sobotę wrócimy na fotel lidera i pozostaniemy na nim przynajmniej przez tydzień. Wierzę, że wygramy w Szczecinie. Nie wierzę, że Lech wygra w Gdańsku. Nie podoba mi się natomiast mówienie, że wygrana w niecodziennych okolicznościach doda drużynie wiatru w żagle, napędzi ich. Oni już powinni być na maksa nakręceni. Nie ma już miejsca na odpuszczanie. W 2009 r. w podobnych okolicznościach wygraliśmy z ŁKS (samobój w doliczonym czasie gry, po przeciętnym meczu). Wtedy też wszyscy uwierzyliśmy, że los się musi odmienić. I dostaliśmy w cymbał od Wisły. Spokojnie. Żadne czary-mary. Po prostu wygrajmy najpierw w Szczecinie.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.