Dominik Furman po ostatnim meczu sezonu - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Górnikiem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Ostatni mecz w sezonie przyniósł przewidywane zwycięstwo i równie przewidywalne rozstrzygnięcie w Poznaniu. W efekcie Legia straciła tytuł. Przeciwko Górnikowi legioniści zagrali zdeterminowani i spokojnie zwyciężyli. Wynik 2-0 oddaje obraz boiskowych wydarzeń – zmęczona Legia wykrzesała z siebie resztki energii i wyraźnie przewyższała zdemoralizowanych gości.

1. Zło, zło, agresja! „Wojskowi” po raz pierwszy wiosną zagrali na pełnej mocy. Wprawdzie nogi już ich nie niosły, ale w mecz weszli z pianą na ustach. Nie wszyscy też dawali radę sportowo, a jednak gryźli trawę, a tyłki co rusz po niej jeździły. Okazało się, że legionistów naprawdę potrafią pobudzić jedynie zabrzanie, którzy parę dni temu z rozkoszą dali się obić Lechowi. Szkoda, że oranie boiska przyszło tak późno. Inna sprawa, że podopieczni Berga mieli siłę, by grać w ten sposób jedynie do 1. bramki. Potem wystarczyło im kontrolowanie przebiegu spotkania.

2. Legia źle ukierunkowała swoje emocje. Fajnie, że nasi zawodnicy czują się oszukani przez górników i gardzą nimi po tym, jak podłożyli się Lechowi. Kucharczyk po zdobyciu gola wykrzyczał ławce gości całą legijną złość i frustrację. Fakty są jednak takie, że „Wojskowi” powinni mieć pretensje wyłącznie do siebie. Czy ktoś kazał im stracić punkty w Gdańsku? We Wrocławiu? W Warszawie przeciwko Lechowi? Czy ktoś zabronił im wykorzystać rzutu karnego w Chorzowie? I można by tak bez końca. Panowie piłkarze – macie słuszne pretensje do zabrzan, ale spójrzcie w końcu na siebie. Wicemistrzostwo to wyłącznie wasza wina.

3. Mecz bez historii. Górnik przyjechał, niemal tradycyjnie przegrał i pojechał. Niepoprawni optymiści jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego liczyli na cud w Poznaniu. Najpierw Legia musiała jednak zrobić swoje. Gdy „Kuchy” otworzył wynik, można było skupić się na doniesieniach z Poznania. Atmosfera napięcia udzielała się chyba wszystkim, bo Wisła, w odróżnieniu od Górnika, nie rozłożyła nóg przed ekipą Skorży. Niestety, nie dane było jej też tego meczu wygrać mimo, że do końca mocno ściskaliśmy kciuki za krakowian.

4. Ojcem zwycięstwa był Kucharczyk, który niemal w pojedynkę zapewnił nam zwycięstwo. Michał był najbardziej zmobilizowany ze wszystkich zawodników ofensywnych, a do tego jest w niezłej formie. Strzelił ładną bramkę, po jego podaniu padł gol samobójczy. Większość piłkarzy również wypadła dobrze. Niestety, Guilherme, Żyro i Saganowski wyraźnie odstawali od reszty. Wszyscy wprawdzie próbowali walczyć, ale koniec sezonu to dla nich najlepsza wiadomość. Żal było patrzeć zwłaszcza na „Sagana”, którego czapką nakryli słabi przecież środkowi obrońcy Górnika. Warto też wspomnieć o Furmanie, bo niby trudno się do niego przyczepić, ale jednak nadmierna ostrożność w grze na „szóstce” zaczyna irytować. Podobnie, jak jego podania. Ciągle podaje bardzo mocno, a często niedokładnie. No i trzeba też wyraźnie podkreślić – „Furmik” nie jest żadnym specjalistą od strzałów z dystansu. Na poziomie Ekstraklasy strzelił jedną bramkę spoza pola karnego. A w ogóle trafił tylko 3 razy.

5. Saganowski pojawił się na boisku niespodziewanie szybko i zastąpił skandalicznie zachowującego się Sa. Portugalczyk doznał urazu. Po jednym ze sprintów złapał się za mięsień uda. Wydawało się jednak, że jest w stanie pobyć jeszcze na boisku do momentu zmiany. Zanim jednak „Sagan” przygotował się do wejścia, to Orlando nie było już na placu gry. W pewnym momencie po prostu sobie zszedł za linię boczną. Nie reagował przy tym na Berga, który wołał do niego, by jeszcze poczekał. Norweg po tej sytuacji zrezygnowany popukał się w głowę. Sa nie pofatygował się też po srebrny medal, mimo, że był w szatni. Po tym wszystkim można więc z pewnością stwierdzić, że był to ostatni mecz Orlando w Legii.

6. Wygwizdany Berg. Jeszcze jesienią trener cieszył się z przyśpiewek na swoją cześć. W niedzielę po raz pierwszy usłyszał gwizdy, gdy jego nazwisko zostało wyczytane przez spikera. Norweg zachował się jak profesjonalista i z klasą przyjął to na siebie. Na pomeczowej konferencji podkreślał, że lepiej, by gwizdano na niego niż na piłkarzy.

7. Hadaj irytował. Po końcowym gwizdku nasz spiker tradycyjnie wył. Można to lubić, można nie. Mi nie przeszkadza. Przyzwyczaiłem się i fajnie, że mamy takiego spikera. Problem w tym, że nie ma on prawa wyznaczać kibicom Legii, czy po meczu mogą sobie pójść do domu, czy mają zostać i oklaskiwać wicemistrzostwo. Pan Wojtek doskonale wie, że to kolosalna porażka. Każdy ma prawo przeżywać ją tak, jak woli. Niekoniecznie przez celebrowanie srebrnych medali.

Autor: Qbas
Twitter: QbaLL
KO na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.