Pablopavo
REKLAMA

Pablopavo: Legia 15 minut za Szachtarem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Poprzedni wywiad zrobiliśmy w 2010 r. i to jeszcze do magazynu „Legioniści”, w którym możecie poznać bliżej naszego rozmówcę. Uznaliśmy więc, że czas najwyższy na kolejny. Pogadaliśmy więc o "tłustej pięciolatce" Legii, prezesie Leśnodorskim, Żyrze i Koseckim. O szacunku i „hejtingu”. O wierze w zawodników i o jej braku. O marzeniach i tym, gdzie jest meta. Przed Wami Pablopavo. Zapraszamy do lektury.

Ostatni raz rozmawialiśmy 5 lat temu. Byliśmy chwilę po otwarciu stadionu, „truskawkowym zaciągu”, a w trakcie wstydliwych porażek. Minęły dwie epoki – Macieja Skorży, Jana Urbana. Mamy trzecią – Henninga Berga. Niby niedługo, a jednak szmat czasu.
Pablopavo: - Wiele rzeczy się zmieniło, nie tylko w drużynie, ale i w klubie. Przez te 5 lat zmieniło się podejście do kibica, odrodziły się sekcje. Wydaje mi się, że organizacyjnie jesteśmy znacznie mocniejsi. Sportowo bywa jeszcze różnie, ale … Gdy ostatnio rozmawialiśmy, to przegrywaliśmy u siebie z Bełchatowem i Lechią, a Radović był przesunięty do rezerw. Kto dziś w ogóle pamięta, że „Rado” był praktycznie na wylocie z Legii? A przecież został tylko dlatego, że Skorża przesunął go do środka pola i Miro zagrał jeden dobry mecz w rezerwach. No i „Rado” zaczął grać najlepiej w Legii. A szkoleniowcy? Żaden z nich nie uniknął błędów, ale każdego z nich ceniłem, choć nie każdego lubiłem. Nawet pana Skorżę, który wprawdzie nie zrobił tego, co powinien i nie zdobył mistrzostwa. Każdy z nas jednak pamięta mecze ze Spartakiem i te niesamowite emocje, które były związane z nimi i debiutanckim występem w fazie grupowej Ligi Europy.

No właśnie, awans do grupy w 2011 r. dał podwaliny silnej Legii, a Skorża był tego architektem. Zrobił historyczny wynik i zadebiutowaliśmy w LE, a nawet wyszliśmy z grupy, dzięki czemu nakręciła się koniunktura na trybunach. Legia, w przeciwieństwie do Lecha w 2010 r., wykorzystała ten kapitał, by się rozwijać.
- Lech przejadł swoją szansę i ma za sobą parę ciężkich lat. Teraz też nie zrobiono tam wszystkiego, by awansować do Ligi Mistrzów. Bali się zaryzykować na rynku transferowym i w efekcie „wzmocnili się” Tettehem. Z drugiej strony ich rozumiem, mają przecież swoje złe doświadczenia w meczach pucharowych. Mieli za to sporo szczęścia w losowaniu, bo grają słabo. Trafili jednak na jeszcze gorszy Videoton i są w tej wyczekiwanej od lat Lidze Europy. To jest też cały Skorża, dzięki któremu oni w pucharach grają dwa razy lepiej niż w lidze. A my? Wszystko co ostatnio dobre rzeczywiście zaczęło się od tego awansu.

Gdy rozmawialiśmy 5 lat temu, nie tylko nie graliśmy w pucharach, co dziś jest nie do wyobrażania, ale i przegrywaliśmy mecz za meczem w lidze. Drużyna była w przebudowie, ale ty powtarzałeś, że na pewno skończymy na pudle. No i zajęliśmy 3. miejsce, a do tego dorzuciliśmy Puchar Polski, co przyjęte zostało z dużym rozczarowaniem. Czy my umiemy uszanować sukcesy naszego klubu?
- Jak się popatrzy z dłuższej perspektywy, to dawno nie było tak dobrej pięciolatki. Popatrzmy na lata 60., a zwłaszcza 70., czy 80. Tylko jeden tytuł w 1970 r. Z jednej więc strony zgadzam się, że w ostatnich latach osiągnęliśmy dużo. Z drugiej jednak, ponieważ odjeżdżamy innym organizacyjnie, marketingowo i finansowo, to pojawia się myślenie, że powinniśmy być najlepsi również i sportowo. Ktoś powiedział, że nie da się być mistrzem co roku. I chyba się nie da. To jeszcze nie ten moment, żebyśmy byli Bayernem. Mistrzostwa, których nie zdobyliśmy w 2012 i 2015 r. przegrane zostały w głowach. To budzi wkurwienie kibiców. Nie jest wielkim problemem, kiedy drużyna jest słabsza, nie ma świetnych piłkarzy i, jak ekipa Jabłońskiego w 1997 r., po zaciekłej walce do końca, przegrywa tytuł. Teraz wydaje się, że piłkarsko jest super, a porażki wynikają z mentalności, jak np. majowe starcie z Lechem. Już nie wspomnę o meczach, które zawsze w Legii były, czyli niespodziewana przegrana z Podbeskidziem.

Co jednak zawsze wkurza.
- To, że jest naprawdę nieźle, nie zmienia faktu, że mamy przestać się złościć po porażkach z Piastem, czy Koroną, bo z takimi drużynami powinniśmy wygrywać. Liga jest jednak długa i sądzę, że wyjdziemy na prostą. Wierzę, że odzyskamy tytuł, ale nie sądzę byśmy wygrali Ligę Europy. Berg na pewno ma świadomość celów, jakie są postawione przed Legią. Jeden już osiągnął – jesteśmy w grupie Ligi Europy. Teraz najważniejsze jest zdobycie mistrzostwa.


Pierwsze mistrzostwo w tej „pięciolatce” zdobył Jan Urban…
- … i zrobił też całkiem inną Legię. Urban spędził wiele lat w Hiszpanii i chciał, by zespół grał dobrze w piłkę. Próbował go nauczyć futbolu z polotem. Mam jednak wrażenie, że gdy grał z lepszymi drużynami, to czasem zapominał dołożyć do tego więcej taktyki. Co z tego, że mamy zawodników, którzy fajnie poklepią, skoro tamci potrafią jeszcze fajniej?

Co było kluczem do sukcesu Urbana? Przejmował przecież po Skorży drużynę rozbitą po przegranym tytule w 2012, do którego była zdecydowanym faworytem.
- Pan Janek sprawił, że większość piłkarzy mu zaufała, bo i on obdarzył ich zaufaniem. Tym najlepszym pozwolił na improwizację, dał wolną rękę na boisku i to zadziałało. Ale to, co było efektywne w lidze, niekoniecznie sprawdzało się w pucharach. Niemniej, było w tym sporo Urbana, to była jego autorska drużyna. Nie mam natomiast pewności, której nie miał też prezes, czy z tym trenerem zrobilibyśmy krok naprzód. Dlatego zwolnienie Urbana przyjąłem ze zrozumieniem. Inna sprawa, że nie wiadomo, czy my ten krok zrobiliśmy z Bergiem. Ruch prezesa bardzo mi się podobał, ale po ludzku żal mi było pana Janka, bo przecież byliśmy liderem w tabeli.

A jak zapatrywałeś się na zatrudnienie akurat Berga? Nie bałeś się, że przychodzi szkoleniowiec praktycznie bez doświadczenia, a już na pewno bez wyników?
- Jak tylko dowiedziałem się, że Berg, to zacząłem o nim dużo czytać. Wiedziałem, że kiedyś był bardzo dobrym piłkarzem. Dużo pisało się, że to trener mocno stawiający na młodzież, budujący drużynę nie tylko na dziś, ale na jutro i na pojutrze. Pewnie tak też myślało nasze szefostwo. Okazało się, że nie wszystko jest takie kolorowe. Podobało mi się, co powiedział prezes: „Nie ma w Polsce lepszego trenera niż Urban”. Logicznym było więc, że pora na kogoś z zagranicy. Liczyliśmy, że to będzie Solskjaer, ale po prostu nie było nas na niego stać. Przyszedł Berg i cóż… Zaczęliśmy się bardzo dobrze spisywać w Europie i znacznie gorzej w lidze. Sprawa jest prosta. Mamy już kolejny awans do grupy w LE. Jeśli jeszcze odzyskamy tytuł, to będzie oznaczało, że prezes postawił na właściwego człowieka. Jeżeli nie, w co nie chce mi się wierzyć, to będzie to oznaczało, że popełniono błąd, bo zatrudniono trenera, który dwa razy z rzędu przegrał mistrzostwo przy budżecie przekraczającym o 30% najlepszego rywala i najlepszym personalnie składzie.

fot. Gacek

Berg się tłumaczy, że ma do rozegrania wiele meczów i że wszędzie oczekuje się od niego zwycięstw.
- To prawda, no ale on został tu zatrudniony po to, by było lepiej niż za Urbana. By Legia nauczyła się godzić puchary z ligą. Jeśli nie umie sobie z tym poradzić, to po co nam taki trener? Na razie wygląda to tak, że szuka optymalnego rozwiązania. W zeszłym roku grał bardzo odważnie w lidze, mocno rotował składem. Teraz robi to rzadziej, ale efekty nadal są kiepskie. Oczywiście ma szeroką kadrę, ale z tych dwudziestu paru piłkarzy, to może z 13 nadaje się do gry w Ekstraklasie, co zresztą nie jest winą Berga. Potrzebujemy zatem wzmocnień do I składu, takich jak choćby w ostatnich miesiącach, gdy pozyskaliśmy ogranych zawodników, których nie przygniata presja gry w pucharach.

Gorzej, że nie widać młodych, których wprowadzanie do zespołu miało być rolą Berga.
- Bardzo mnie to martwi. Vuković chwali Rafała Makowskiego, ale jego wejścia do drużyny nie można porównywać nawet z tymi Furmana, czy Łukasika. Dla niego Ekstraklasa, to jeszcze za wysokie progi. Ryczkowski też się nie sprawdza. Mówi się, że skrzydło, to nie jest miejsce dla niego, że jest napastnikiem, ale życie jest zbyt krótkie, by to udowadniać. Skoro jesteś taki dobry, to udowodnij, że tobie należy się miejsce w ataku. Gdyby Bereszyński, czy Kucharczyk się tak upierali, to sądzę, że nie byłoby ich już w poważnej piłce. Nikt cię nie będzie wystawiał w Legii tylko dlatego, że jesteś młody. Gdy występował u nas Wolski, to grał dlatego, że był lepszy od innych, a nie, bo był młodszy.

Wydawało się, że Berg może zrobić piłkarza z Żyry. Okres kwiecień – październik 2014, to jego najlepszy czas w karierze.
- Sądziłem, że Berg umie wyciągnąć z piłkarzy to, co mają najlepsze. W przypadku Żyry był to przegląd pola, strzał, szybkość i umiejętność odpowiedniego ustawienia się. Kucharczykowi bardzo pomógł, bo nakazał mu najprostszą grę – wyjście na pozycję, pojedynek biegowy, strzał albo dośrodkowanie. I to dawało wyśmienite efekty. W pewnym momencie się jednak załamało i też trochę straciłem wiarę w trenerów Berga i Sokołowskiego. Wygląda to tak, jakby część zespołu przestało im ufać, co ma oczywiście związek z niepowodzeniami w lidze. No i wróciły stałe nawyki. Żyro, to jest podobno bardzo inteligentny, fajny chłopak, ale jednocześnie piłkarz irytujący. Widzi się ten jego ogromny potencjał, który po prostu marnuje. Ciągle gra tylko jedną nogą, nie widać, by się rozwijał. Do tego wypowiedzi Michała, w których on ma pretensję, że się jego czepiamy. No czepiamy, bo masz 23 lata i chcemy był jednym z liderów tej drużyny, a na razie wszystko kończy się na zapowiedziach. Szanuje, że on nie zamierza odchodzić do Wolverhampton, ale też oczekuję, że pokaże w Legii coś, co sprawi, że zainteresuje się nim Everton. By tak się jednak stało, to przede wszystkim musi zacząć wracać do defensywy. Każdy nasz boczny obrońca, który gra po jego stronie ma bardzo ciężko, bo po prostu nie dostaje odpowiedniego wsparcia. Kucharczyk znacznie więcej pracuje, a nawet Prijović mocno wspiera pomocników.

Co do Kucharczyka, to 5 lat temu kolega Pablopavo przepowiadał mu znakomitą przyszłość.
- Tak mówiłem? Trafiony! (śmiech) W pewnym okresie jednak miałem wątpliwości, pewnie jak my wszyscy. Ale nawet, gdy szło mu gorzej, to „Kuchy” zaciskał zęby i ciężko pracował. Właściwie u każdego trenera miał swoje problemy. Bergowi też przecież musiał udowodnić swoją przydatność, bo przecież Norweg na samym początku od razu go skreślił. Patrząc na całą drużynę, to Kucharczyk rozwinął się ostatnio najbardziej. Furman też, ale on zrobił to podczas pobytu we Francji.

Co ważne, nie wrócił tu z podkulonym ogonem, tylko wciąż patrzy do przodu, chce być lepszy.
- I tak powinno być. W całym świecie piłkarskim poza kontraktami, reklamami i pieniędzmi istnieje etos sportowca. Każdy chce zarabiać więcej, ale by tak się stało trzeba z roku na rok stawać się lepszym. Jeśli w wieku 20 lat osiągasz pewien poziom, jesteś reprezentantem młodzieżowym, to nie możesz na tym poprzestać. Masz się stawać lepszym, uczyć się, poprawiać. Marek Saganowski powiedział kiedyś, że w wieku 35 lat poprawił grę na linii spalonego. Tymczasem paru naszych młodszych zawodników spoczęło na laurach. Nie mówiąc już o tych, którzy przyszli do Legii i dla nich to jest szczyt marzeń.

Czy do tej grupy piłkarzy możemy zaliczyć też Łukasza Brozia, którego fanem talentu byłeś jeszcze w czasach jego gry w Widzewie? Niedawno przedłużył kontrakt i skończyło się granie na wysokim poziomie
- Z tego powodu mi trochę przykro, bo jak go oglądałem w Widzewie, to miałem wrażenie, że to jest facet, który regularnie będzie grał w reprezentacji. Piłkarsko nie znajduję dla niego wytłumaczenia. Nie znam pana Łukasza, ale podejrzewam, że coś tam w życiu poza piłkarskim odwraca jego uwagę. Popełnił sporo takich błędów, które nie powinny mu się przydarzyć, a przecież jest już doświadczonym zawodnikiem. Na tę chwilę Bereszyński jest dużo lepszy.

Dużo błędów ostatnio popełnia też Kuba Rzeźniczak.
- I tu też nie znajduję wytłumaczenia. Został kapitanem, sądziłem, że będzie takim Dicksonem Choto, na którego zawsze można było liczyć, ostoją defensywy. Mam wrażenie, że Kuba za bardzo chce, jest przemotywowany. Czuje się odpowiedzialnym za wszystko, chce być wszędzie. Za chwilę może więc okazać się, że kapitan straci miejsce i zagra para Pazdan – Lewczuk.

Nie bardzo wierzyłeś w Pazdana…
- I się pomyliłem. Nie byłem przekonany, czy tu sobie poradzi mentalnie, a tymczasem wszedł jak do siebie. Na pewno bardzo pomógł mu występ w reprezentacji przeciwko Gruzji. Poczuł się po nim, jak pan piłkarz i jako pan piłkarz przyszedł do Legii. Pamiętam go z czasów kadry Beenhakkera, gdy latał do wszystkich piłek, też starał się pracować za dwóch. Teraz, jak sam mówi, ogranie daje mu spokój. Wie jak się ustawić, kiedy wyskoczyć do przeciwnika.

Czy niepokoi cię fala nienawiści, jaka wylewa się z legijnego internetu na naszych piłkarzy?
- Boguś Łobacz ładnie to napisał na Twitterze. My jesteśmy Legią i jest pewna granica. Oczywiście można wkurwić się na meczu na piłkarza, to zrozumiałe. Ale, że dwa dni później ktoś obraża kapitana swojej drużyny, który rozegrał ok. 350 meczów dla Legii i nie pamiętam, by któryś odpuścił, choć zdarzały mu się błędy, to jest niewiarygodne. Czy Ratajczyk nie popełniał błędów? Pisz ich nie robił? Nie pamiętam takiego, który byłby bezbłędny. Na pewno zmieniły się czasy, jest internet, a że Kuba jest aktywny w portalach społecznościowych, to wielu wydaje się, że to jest ich kumpel, któremu można w łatwy sposób wygarnąć. Rozmawiamy po meczu z Koroną, w którym Rzeźniczak popełnił duży błąd, ale tej Koronie trzeba było najpierw strzelić 4 bramki i nie on wówczas by tego nie zrobił. Wywaliłby po prostu piłkę w aut. To tak, jak z Koseckim. Cała Polska śmiała się z tego jak wygląda, ale jak jesteś legionistą, to ty się z niego nie śmiej! Zwłaszcza, że „Kosa” nigdy nie odpuszczał. Walczył z wyższymi od siebie o 40 cm obrońcami, przepychał się, robił sprinty i wślizgi…

Jako jedyny stanął też w obronie Izy Kuś po majowym meczu z Jagiellonią, co też zostało wyszydzone przez wielu naszych kibiców…
- I bardzo dobrze, że stanął! Tylko on pokazał charakter. Śmiali się z niego, że nie miałby szans z Tarasovsem, a każdy, kto kiedykolwiek miał jakieś przygody uliczne, wie, że czasem mały to jest niezły wariat, a walczą nie tylko mięśnie. Nie wiadomo więc, jakby się to skończyło. Hejterstwo pod jego adresem jest bardzo proste – koleś inaczej wygląda, dziwnie się ubiera, jest mały i robi sobie fotki na Instagramie. Tymczasem w Legii znam paru gości, co ubierają się jak twardziele, a potem mają pełne gacie na boisku.

Wierzysz, że „Kosa” wróci jeszcze na poziom pozwalający mu na grę w Legii?
- Bardzo bym chciał. On mi nie pasuje wizerunkowo, ale na boisku, to zawsze był facet, który mi się podobał. Mam nadzieję, że odbuduje się w Niemczech. Nie wiem, czy wróci do Legii, ale szczerze mu życzę, by jeszcze zrobił karierę.

Masz koszulkę Dudy, a w niego jeszcze wierzysz?
- Bardzo niedobrze się stało, że wszyscy odbębnili ten transfer do Interu, a to nie doszło do skutku. Myślę, że mu to przeszkadza mentalnie. Dochodzą do tego kłopoty fizyczne, bo on co chwilę ma mniejsze albo większe urazy. Przyznaję się, że czasem tracę wiarę w Dudę, ale potem przypominam sobie tę jego akcję bramkową z Metalistem. Zresztą, nawet, gdy gra słabo, to zdarza mu się 5 minut, w których widać, że jest z innej bajki. Z tym, że on nie może zbyt często myśleć o tym, że przerasta całą ligę, bo skończy jak Żyro. To całe zamieszanie z Interem może mieć też negatywne skutki dla Dudy, bo inni potencjalni pracodawcy mogą zacząć się zastanawiać, dlaczego w końcu tam nie poszedł, skoro wszystko było już na ostatniej prostej? Może ma jakiś feler?

Swoją drogą ta historia dużo mówi też o tym, jak … mało znaczą przygotowania, przez cały okres których szykowany do gry był Masłowski, po czym nagle okazało się, że skoro Duda zostaje, to dla niego nie ma już miejsca.
- Mam wrażenie, że z „Masłem” jest tak, jak z Gizą. Problem siedzi w głowie. Nie można przecież nagle oduczyć się zagrywania prostopadłych podań. Gdy piłkarzowi brakuje pewności siebie, to i koledzy przestają mu ufać, a co za tym idzie zagrywać do niego piłkę. Tak jest w przypadku Masłowskiego – gra się odbywa obok niego. Dudzie natomiast ciągle ufają. Jak to chyba kiedyś powiedział Pisz: „Nieważne, czy jesteś młody, czy stary. Jak dajesz drużynie punkty, to ci zawsze podadzą”. A jak się zaczynasz zastanawiać, pękasz, boisz się, to nikt nie będzie ryzykował. I o ile w Dudę jeszcze wierzę, to w „Masło” już nie.

A wierzyłeś w Orlando Sa?
- Nie.

Od początku?
- Od pierwszego meczu. Nie podobał mi się jego stosunek do kolegów na boisku. Wszyscy się cieszyli po czyimś golu, a on podbiegał i klepał po plecach pierwszego z brzegu. Takie coś to może robić Ibrahimović, czy Ljuboja, piłkarze, którzy i tak są pewni, że sami zaraz strzelą bramkę. Sa to nie był aż tak dobry piłkarz. Nie uważam wprawdzie, że wszyscy muszą się na boisku kochać, ale nikt nie powinien robić z siebie pajaca. Mogą tylko ci, którzy są na tyle dobrzy, że to nie jest wówczas śmieszne. Sa był jednak trochę śmieszny. W jego miejsce przyszedł lepszy zawodnik, a przy okazji lepszy kumpel – Nikolić.

fot. Legionisci.com

Skoro o Ljuboji mowa, Muniek Staszczyk powiedział, że z nim przeszlibyśmy Steauę Bukareszt w eliminacjach Ligi Mistrzów w 2013 r. W dwumeczu zabrakło bowiem pewnego siebie, doświadczonego gościa, który umiałby przetrzymać piłkę, wziąć ciężar gry na siebie.
- Brakowało kogoś, kto przez pierwsze 20 minut rewanżu umiałby utrzymać się przy futbolówce na połowie rywala. „Ljubo” nie miał już szybkości, ale gdy dostawał piłkę, to jej z reguły nie tracił. Albo był na nim faul, albo odgrywał do kolegi, albo oddawał strzał. A tu szybko poszły dwie kontry i było po robocie. Steaua ograła nas wtedy doświadczeniem, którego nam zabrakło. Żałuję, że tak szybko pożegnaliśmy się z Ljuboją. Uważam, że mógł jeszcze rok z nami zostać. Pamiętam te wszystkie płacze, że młodzi się na niego skarżą, bo na nich krzyczy. Tymczasem wydaje mi się, że w zespole musi być ktoś, kto na tych młodych pokrzyczy. Nasza młodzież, która już taka młoda znowu nie jest, za szybko uwierzyła, że jest na poziomie piłkarskim „Ljubo”. Przyjąłem argumenty prezesa, ale jednak minusy tego ruchu przysłoniły plusy.

Jak oceniasz tę prezesurę?
- Klub zrobił ogromny krok do przodu. Bardzo się cieszę, mimo różnych błędów, jak choćby walkower z Celtikiem, że idziemy w dobrą stronę. W Polsce mogą tak powiedzieć jeszcze ze dwa kluby. Reszta wegetuje. Jasne, że można by zrobić więcej, jak choćby w kwestii sprzedaży praw do nazwy stadionu, ale szczerze mówiąc, mi się akurat podoba, że nie jesteśmy Pepsi Areną. To jest stadion Wojska Polskiego im. Marszałka Piłsudskiego. Podoba mi się też, że odbudowujemy inne sekcje – koszykówka, siatkówka, hokej, rugby, judo, zapasy, sekcja strzelecka… Zaczyna to przypominać trochę lata 80., gdy Legia chwaliła się, że zdobywa więcej medali olimpijskich niż Szwecja. Oceniając zaś z boku pana prezesa, nie mam wątpliwości, że on lubi trochę zabłysnąć – wbić szpilę, powiedzieć coś kontrowersyjnego, ale właściwie ok. Zwłaszcza, że na drugim biegunie mamy pana Mioduskiego, który jest takim statecznym biznesmenem. Inna sprawa, że im więcej mówi się o klubie, a również przez działania Leśnodorskiego stajemy się bardziej medialni, tym łatwiej o reklamodawców. Wszystko jest powiązane. Prezes, jako doświadczony biznesmen, dobrze o tym wie. Dzięki takiemu zachowaniu jest bardzo rozpoznawalny. Wszyscy wiedzą, kto jest prezesem Legii. A czy ktoś wiedział kim np. jest Kosmala?

A Marta Ostrowska? To też był pomysł prezesa.
- Strasznie żałuję tego, co wydarzyło się w rewanżu z Celtikiem. Bardzo wierzyłem w tamtą drużynę, bo ona po prostu świetnie grała w piłkę. Wyglądało to tak, jakby w pełni zaufali Bergowi i sami też wierzą w powodzenie. Byliśmy wtedy w sztosie. Ostrowska zawaliła, ale to nie jest tak, że odpowiedzialna jest tylko jedna osoba. Winę ponosi kilkoro ludzi. Pozostał duży niedosyt.

Po wygranej 4-1 rozmawialiśmy w „Źródełku”, że ten mecz przejdzie do historii Legii. Rozbiliśmy wielką markę.
- Celtic nie miał nic do powiedzenia. Oczywiście, nie jest to ten sam Celtic, co 20 lat temu, ale jednak to mistrz Szkocji i wciąż jedna z najbardziej znanych drużyn w Europie. Poprawiliśmy to wygraną w rewanżu, w którym też byliśmy o klasę lepsi. Niestety, polegliśmy przez głupi błąd. Klub z tego fajnie wybrnął akcją „Let football win” i przekuł to na swoją korzyść. Inna sprawa, że UEFA jest niekonsekwentna i potraktowała nas gorzej niż traktuje innych, czego najlepszym dowodem jest historia po meczu w Tiranie, gdy Albańczycy, zgodnie z przepisami, musieli zostać wykluczeni z rozgrywek, a nie zostali i rewanż się odbył. Wiadomo, że z różnych powodów nie jesteśmy lubiani w UEFA.

Podsumowując: jako klub idziemy w końcu w dobrym kierunku. Gdzie jest jednak nasza meta?
- Mówi się, że powinniśmy iść w stronę Basel, czyli ekipy, która prawie co roku gra w Lidze Mistrzów. Ale ja uważam, że mamy większy potencjał. Jest większe miasto i więcej kibiców. Jeśli więc wszystko będzie szło swoją drogą, to powiedziałbym, że nasze miejsce jest 15 minut za Szachtarem Donieck. Może więc nie wygrana w Lidze Europy, ale czemu nie półfinał, tak za 3 lata? Albo wyjście z grupy Ligi Mistrzów? Nie jesteśmy gorsi niż APOEL. A może raz na jakiś czas coś ekstra? W końcu jesteśmy niejednokrotnym półfinalistą rozgrywek europejskich. Trzeba sięgać wysoko. Legia to wielki klub i powinniśmy od niego wymagać dążenia do wielkich rzeczy.

Rozmawiał: Qbas

Pablopavo - Paweł Sołtys. Warszawiak z urodzenia i zamiłowania. Legionista od kołyski („aż po grób”). Jak sam twierdzi: estradowiec. Tak naprawdę wspaniały artysta, mający w dorobku świetne płyty. Tegoroczny laureat „Paszportu Polityki” w kategorii „muzyka popularna”. W swych piosenkach sporo opowiada o Warszawie, a przy tym pojawiają się wątki legijne. Miłośnik Kazimierza Deyny, choć przede wszystkim największy fan Dariusza Dziekanowskiego.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.