Michał Kucharczyk - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 20. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Za nami 20. kolejka i jak się tak zastanowić, to jesteśmy bliżej niż dalej końca. Końca nie tylko rozgrywek, ale także wytrzymałości psychicznej. Cóż jednak poradzić – życie nie rozpieszcza nikogo, a już na pewno nie kibica Legii. Dobrze chociaż, że w tym całym ligowym marazmie i syfie znajdzie się kilka smaczków. Zapraszamy zatem na tradycyjne podsumowanie i życzymy smacznego.

Śląsk Wrocław 2-1 Górnik Łęczna

Gdyby ktoś kibicom Śląska powiedział przed meczem, że po siedemnastu minutach gry padną aż trzy bramki, to pewnie z bólem serca byliby w stanie uwierzyć, że Łęczna przejedzie się po nich jak walec. Natomiast żaden z nich nawet nie marzył, że aż dwa z trzech trafień będą autorstwa wrocławskiej drużyny. Najpierw kibice WKS-u przecierali oczy ze zdumienia, gdy po niespełna sześciu minutach gry Dudu Paraiba postanowił uderzyć w prawy róg bramki. Jego postanowienia przejrzał Sergiusz Prusak, całe więc szczęście, że z zamysłu wyszły nici i futbolówka zaskakując każdego (ze strzelcem włącznie), strąciła pajęczynkę z lewego okienka. Śląsk objął prowadzenie po raz pierwszy od września, nic więc dziwnego, że z takim szokiem nie potrafił sobie poradzić młodziutki Jakub Wrąbel, który minutę później podczas dośrodkowania zamiast piłki zdecydował się na chwyt Przemysława Pitrego. Niepoczytalność golkipera gospodarzy wykorzystał Jakub Świerczok, tym samym wyrównując wynik rywalizacji. Wrocławianie pomyśleli jednak, że skoro udało się raz to można by spróbować i drugi. No i bingo! Biliński po dryblingu bardziej przypadkowym niż znajomość pewnych warszawskich nastolatek z członkami murzyńskiej kapeli, wyprowadza WKS na prowadzenie. Tak się chłopak rozochocił, że atakował jeszcze dwa razy, ale przytomnie postanowił zmarnować swoje sytuacje – wszak taka ilość bramek zespołu z Dolnego Śląska mogłaby spowodować nieodwracalne zmiany w psychice kibiców. Skończyło się zatem 2-1 i Śląsk choć na chwilę odbił się od dna.

VIDEO: Wrąbel myli Pitrego z piłką

Ruch Chorzów 0-4 Jagiellonia Białystok

Jagiellonia przez chwilę poczuła się jak w zeszłym sezonie. Cztery gole, pewne prowadzenie od początku do końca i całkowita kontrola nad meczem. Jak jednak do tego doszło, w jaki sposób drużyna grająca tak typowo polski futbol wzniosła się na wyżyny piłkarskiego fachu? Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Goście atakowali od początku, ale na drodze stawał im Matus Putnocky. W takiej dyspozycji Słowak był nie do pokonania, zatem białostocczanie wpadli na rewolucyjne rozwiązanie – należy wyeliminować bramkarza. Fiodor Cernych popędził sam na sam i zamiast strzelać zrobił wszystko, by wychodzący z bramki golkiper chociaż trochę go trafił. Plan udał się w 100%, bo Cernych znalazł się na ziemi, a Putnocky chwilę później w szatni. Na boisko wkroczył więc nasz ulubieniec, Wojtek Skaba. To musiało zakończyć się sukcesem. Jagiellonii wystarczyło w zasadzie trafiać w bramkę, by odnieść upragnione zwycięstwo. Wojtek swoją postawą walnie przyczynił się do czterech goli „Jagi” i aż łezka w oku się kręci, że po ligowych boiskach nie biega już taki Rysiek Zajac, albo chociaż Michał Gliwa...

VIDEO: Wojtek Skaba znów w gazie

Pogoń Szczecin 2-0 Podbeskidzie Bielsko-Biała

Zaczęło się prawdziwie ekstraklasowo. Dośrodkowanie Podbeskidzia, piłka trafia do Kowalskiego, który składa się do woleja i jak można się spodziewać, nie trafia w piłkę. Po swoim koledze próbował poprawić Kołodziej, któremu co prawda udało się kopnąć w futbolówkę, ale ta odbiła się od tej części ciała Listkowskiego, którą minister Sienkiewicz umieścił między ch... a kamieni kupą. Piłka poszybowała w drugą stronę i dosłownie zrobiła nam się sytuacja z dupy. Kato na środku boiska zachował się gorzej niż przewidują jakiekolwiek normy międzynarodowe, bo mimo że miał napastnika Pogoni dziesięć metrów za swoimi plecami, to udało mu się zanotować stratę. Listkowski popędził sam na sam, Zubas wyszedł z bramki i... zatrzymał piłkę ręką, a sędzia przewinienia się nie dopatrzył. Całe szczęście, że chłopina nie gra w Legii, bo do domu właśnie wjeżdżałoby mu CBA, a kable od internetu w Poznaniu, Krakowie i Białymstoku nie wytrzymałyby natężenia bólu istnienia spływającego z klawiatury. Na szczęście to tylko Podbeskidzie i wszyscy przeszli nad sprawą do porządku dziennego. W poprzednim meczu z rozżaleniem wspominaliśmy Skabę, teraz możemy wrócić pamięcią do czasów gry pewnego kaukaskiego czołgu. Władek Dwaliszwili pojawił się na boisku po przerwie i w pół godziny zapewnił „Portowcom” 3 punkty. Strach się bać, co po Skabie i Włodku mogą zaserwować nam niebawem inni ex-legioniści.

VIDEO: Esencja naszych ligowych zmagań

Górnik Zabrze 0-0 Termalica Bruk-Bet Nieciecza

Znacie wszyscy moją opinię na temat takich wyników. Może w Zabrzu nie było to takie dno, na jakim obecnie rozgościł się Michał Kucharczyk, niemniej fajerwerków też raczej nie odpalano. Zaatakowali gospodarze, obronili się goście, skontrowali przyjezdni i z ich atakiem poradziła sobie zabrzańska defensywa. Ot, zabawa dwóch drużyn z końca tabeli. Najciekawszym momentem była absolutnie fenomenalna interwencja Witana, ale ten materiał nie powstał po to, by doceniać zagrania takie jak to. No co poradzę – nie ma bramek, nie ma o czym pisać. To znaczy przepraszam, jest jedna rzecz, która może śmieszyć – z każdą z tych drużyn straciliśmy punkty. Jeśli jesteście szczególnie zainteresowani spotkaniem trzynastego z szesnastym zespołem ligi, to łapcie skrót.

VIDEO: Kopanie się Górnika i Termaliki

Lechia Gdańsk 2-0 Wisła Kraków

Jeśli ktoś jeszcze podnieca się wygraną z Wisłą w Krakowie, to może już przestać, bo „Białą Gwiazdę” opędzlowała nawet Lechia Gdańsk. Gdańszczanie są w ogóle bardzo ciekawą drużyną – raz patrzę w tabelę i bronią się przed spadkiem, zerkam drugi raz, a ci awansują sobie do czołowej ósemki. Wniosek jest prosty: w tabelę lepiej nie patrzeć. Z całą pewnością nie powinni robić tego piłkarze z Krakowa, bo właśnie spadli na dziesiąte miejsce i jeśli jeszcze nie wiedzą, że znajdują się aktualnie w grupie spadkowej, to nie ma sensu chłopaków denerwować. Wiślacy w ogóle zagrali, jakby mało co zajmowało ich myśli. Lechia atakowała raz, drugi i trzeci, co w końcu musiało skończyć się bramką. Utrata gola również średnio obeszła futbolistów z Reymonta, więc gdańszczanie wykorzystali szansę i wpakowali piłkę do siatki po raz drugi, pakując tym samym walizki krakowiaków na podróż w dół tabeli. Mogło być spokojnie nawet i 3-0, ale Maciek Makuszewski na szczęście pamiętał, że to przecież mecz przyjaźni i większa niż dwubramkowa przewaga zwyczajnie Lechii nie przystoi.

VIDEO: Makuszewski nie chce sprawiać przykrości przyjaciołom z Krakowa

Lech Poznań 2-0 Zagłębie Lubin

Zagłębie jest jak Lannisterowie z „Gry o tron” - zawsze płaci swe długi. Wygrało z Koroną 2-0, więc w następnej kolejce uległo takim wynikiem Jagiellonii, po to, by pokonać dwoma golami Termalicę, a teraz grzecznie identycznym rezultatem przegrać z Lechem. Czego jak czego, ale konsekwencji i tradycjonalizmu „Miedziowym” odmówić nie można. Da się to jednak zrobić jeśli chodzi o umiejętności gry w piłkę. Ta akurat u drużyny gości szwankowała dość mocno. Najpierw wybijali futbolówkę trzy razy, aż w końcu stwierdzili, że ten Lech to i tak jakieś bramki strzeli, więc kulturalnie oddali ją Hamalainenowi, a ten precyzyjnym kopnięciem wyprowadził „Kolejorza” na prowadzenie. Potem obrońcy mieli kryzys tożsamości – zapomnieli bowiem po co znajdują się na boisku i Pawłowski podwyższył na 2-0. Mógł strzelić nawet gola numer trzy, ale bieg sam na sam przez pół boiska nie jest sytuacją, którą przecież koniecznie trzeba wykorzystać. Podobnie zachował się Krzysztof Piątek z Zagłębia, u którego poziom drewna we krwi również nie pozwolił na wykorzystanie sytuacji jeden na jeden i zmniejszenie strat. No cóż, tradycja to tradycja. W następnej kolejce Zagłębie gra z Górnikiem – aż się przejdę do bukmachera obstawić 2-0.

VIDEO: Obrońcy Zagłębia nie wiedzą co się dzieje

Legia Warszawa 1-1 Piast Gliwice

Szczere gratulacje dla naszych obrońców, uszanowanko, panowie. Trzy razy w jednej akcji oddalać niebezpieczeństwo i mimo to stracić bramkę – taka postawa zdecydowanie zasługuje na wyrazy uznania. Przyjeżdża do nas ekipa, która nigdy w historii wszechświata i okolic nie wywiozła z Łazienkowskiej choćby punktu, a teraz zamyka Legię na własnej połowie i „Wojskowi” dwa razy muszą wybijać piłkę z pustej bramki. Nie ma sensu jakiekolwiek silenie się na wyszukiwanie plusów, bo po takich meczach przeciętnego kibica trafia szlag. I tutaj naprawdę nie pomoże nowa kolekcja odzieżowa – my wszyscy chcemy po prostu dobrej drużyny.

VIDEO: Obrona Legii zapomniała kogo broni

Cracovia Kraków 2-2 Korona Kielce

Spotkanie przypominało trochę czeski film – nikt nic nie wiedział. Najpierw obrońcy Korony nie wiedzieli skąd w ich polu karnym wziął się Rakels, później defensorzy Cracovii również nie połapali się o co chodzi z tym Airamem Cabrerą i tym sposobem mieliśmy 1-1. Wkrótce powinno być 2-1 dla gospodarzy, bo Aankour zdecydował się stracić piłkę, wypuszczając tym samym Cetnarskiego sam na sam, ale nie od dzisiaj oglądamy Ekstraklasę i wiemy, czym się takie akcje kończą. Wynik utrzymywał się do 58 minuty, bo wtedy „Pasy” po raz kolejny nie miały pojęcia jak pokryć Cabrerę. Hiszpan powinien skompletować hat-tricka, ponieważ przypadł mu zaszczyt wykonywania jedenastki, ale tym razem Sandomierski jako jedyny na boisku wiedział co ma robić i próbę gracza Korony obronił. Pachniało sensacją, jednak Rakels jest Nikoliciem Cracovii, więc Łotyszowi 10 minut przed końcem udało się uratować remis i zakończyć ligowe strzelanie.

VIDEO: Cetnarski odrzuca podarunek Aankoura

Mem kolejki:

fot. Facebook

Wpis kolejki:

fot. Facebook

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.