Aleksandar Prijović - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 31. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Hucznie zapowiadane w zeszłym miesiącu odchamianie się niespecjalnie wyszło drużynie Lecha, a że przed wojną Warszawę określano Paryżem Północy, to poznaniacy czym prędzej postanowili odwiedzić stolicę. My na szczęście nie musimy nigdzie jeździć by zaznać wyższej kultury, mało tego, czasem wystarczy po prostu spędzić chwilę przy ekranie telefonu lub komputera. W odpowiedzi na poszukiwanie sztuki w życiu codziennym, zapraszamy Was na najbardziej kulturalne podsumowanie kolejki na świecie.

Pogoń Szczecin 1-1 Ruch Chorzów
Ruch zasmucony faktem, że w rundzie finałowej nie będzie miał dane zagrać w Wielkich Derbach Śląska, postanowił zorganizować szybkie zastępstwo i już w 1 kolejce po podziale, chorzowianie pojechali do Szczecina na Derby Stadionów Archaicznych. Wygląd widowiska dostosował się do poziomu infrastrukturalnego aren, na których rozgrywają swoje mecze obydwa zespoły. Najpierw goście pobawili się w Marcina Najmana, bo poklepali piłką równie szybko jak on w matę i Mariusz Stępiński wyprowadził Ruch na prowadzenie. Na tym „Niebiescy” zakończyli swoją działalność ofensywną, bo zgodnie ustalili między sobą, że skoro do ósemki weszli dzięki uprzejmości jednej z drużyn w niej grających, to nie ma sensu za bardzo się w niej wychylać. Pogoń natomiast ostatnie zwycięstwo odniosła 2 miesiące temu, a że przyszło jej się mierzyć z najniżej notowanym rywalem w grupie mistrzowskiej, to „Portowcy” zadali sobie pytanie „kiedy jak nie dziś?” i ruszyli do ataku. A no nie dziś. Co prawda po godzinie gry wyrównał Rafał Murawski, ale dalsze strzały gospodarzy albo lądowały daleko za bramką, albo trafiały prosto w bramkarza. Na uwagę zasługuje sytuacja, z 37 minuty, kiedy Adam Frączczak otrzymał znakomite podanie górą od kolegów, urwał się obrońcom, ale spojrzał w przerażone oczy Matusa Putnocky'ego i zrobiło mu się żal golkipera Ruchu, więc zupełnie skiksował i z czystym sumieniem mógł zapewnić, że bardziej już nie potrafił zepsuć tego strzału. „Portowcy” po raz kolejny stracili punkty, notując już 17 w tym sezonie remis. Jeśli akurat ktoś z Was jest zdezorientowany tempem zmian, jakie zachodzą w jego życiu, to niech odpali sobie tabelę najlepszej ligi świata i spojrzy na wyniki Pogoni. Naprawdę, są jeszcze we wszechświecie rzeczy niezmienne.

VIDEO: Frączczak nie zamierza niepokoić Putnocky`ego

Legia Warszawa 1-0 Lech Poznań
Ostatnio Nicki Bille Nielsen stwierdził, że rano najpierw pije kawę, a potem myśli o tym, jak bardzo nienawidzi Legii. Moje myśli o niechęci do poznańskiego zespołu pojawiają się zazwyczaj w dniu meczu z nim i w hierarchii ważności zajmują miejsce zaraz za rozważaniami na temat popołudniowego wypróżnienia. Duńczyk do swojej nudnej sfery erotycznej (o której pisałem trzy odcinki temu, gdy stwierdził, że atmosfera na Lechu jest lepsza niż seks) dorzuca jeszcze niezbyt ciekawe życie osobiste. Napastnik "Kolejorza" wszystkie swoje szare komórki skupił na mówieniu o "Wojskowych", a że do Einsteina trochę mu jeszcze brakuje, to podczas intensywnego procesu myślowego nie wpadł na to, że najlepszym sposobem na zaszkodzenie Legii jest strzelenie jej gola. Nickiego strasznie drażniła "elka" na piersi Arkadiusza Malarza i gdy tylko miał okazję do strzału, to ze złości kopał prosto w niego. W szczytowym momencie znienawidził nawet bramkę warszawiaków i potężnym uderzeniem postanowił wymierzyć sprawiedliwość jej słupkowi. Zupełnie inny styl na boisku prezentował Aleksandar Prijović. Napastnik Legii to niezwykle sympatyczny facet, który lubi wyznaczać sobie w życiu wysokie cele. Kiedy w pierwszej połowie trzykrotnie stawał przed szansą zdobycia bramki, to albo chciał dać szansę Jasmirowi Buriciowi, albo też po prostu stwierdzał, że sytuacje strzeleckie są zbyt proste i takie to można sobie wykorzystywać na treningach. Nemanja Nikolić przyznał rację koledze i przeprosił go za wykładanie mu piłki na patelni, co mogło stanowić wyraz braku wiary w umiejętności partnera. Co innego zagranie za plecy, kiedy "Prijo" miał na plecach obrońcę – taka sytuacja odznaczała się już pewnym poziomem trudności, wobec czego nasz "Zlatan" bez problemu potężnym kopnięciem załadował piłkę do siatki. Co ciekawe, z bramki wylewnie cieszył się Radosław Cierzniak. Tak to już jest z tym Lechem – wielkie aspiracje, wielkie nadzieje (i wielkie kompleksy też), a jak przychodzi co do czego, to z bramek dla rywala radują się nawet jego kibice. Wcale się zresztą Radkowi nie dziwię, w końcu w serialu "Bodo" główny bohater otrzymawszy ofertę wyjazdu do Poznania odpowiedział: "Nie po to przyjeżdżałem do Warszawy, żeby teraz jechać na prowincję".

VIDEO: Arajuuri asystuje Prijoviciowi, ale ten nie chce iść na łatwiznę

Korona Kielce 1-1 Śląsk Wrocław
Na naukę nigdy nie jest za późno, więc piłkarze obydwu zespołów postanowili nadrobić zaległości w lekturach szkolnych i na pierwszy ogień upatrzyli sobie "Zemstę" Aleksandra Fredry. Wiadomo jednak, że w tak napiętym grafiku, jakim są 2 godziny treningu dziennie, pozostałe 22 z pewnością nie wystarczyłyby na przeczytanie dramatu, wobec czego piłkarze postanowili poszukać sobie przystępnego streszczenia. Wiedzieli doskonale, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, więc swoją postawą na placu gry postanowili doprowadzić właśnie do ich zemsty. Już na początku gospodarze w jednej akcji obili słupek, obrońcę i boczną siatkę bramki, goście zaś zrewanżowali się trafieniem w bramkarza. Potem Koronie należał się jeszcze rzut karny, ale sędzia nie musi przecież wszystkiego widzieć, więc skończyło się bezowocnymi protestami "Scyzoryków". Po pewnym czasie Robert Pich zobaczył kładącego się na ziemi Dariusza Trelę, który tym samym odsłonił pół bramki, więc aby dopełnić procedury marnowania sytuacji, z całej siły huknął w słupek. Jacek Kiełb natomiast zaatakował Diawa łokciem, a wiadomo, że kiedy biały bije czarnego sensacja jest gotowa. Arbiter w obawie przed natychmiastowym zablokowaniem placu gry przez Amnesty International, Hejtstop i Partię Razem zdecydował się więc wyrzucić napastnika z boiska. Wszystkie te okazje musiały w końcu wywołać upragniony rezultat ich zemsty. Lasza Dwali po prostu wycofał piłkę do Mateusza Abramowicza, po którym od razu widać, że treningi z Mariuszem Pawełkiem nie idą na marne. Być może golkiper Śląska chciał odegrać do obrońcy, być może postanowił wykopać piłkę jak najdalej, ale od pomysłu do realizacji było bardzo daleko, bo zamiast tego trafił piłkę nie tym sękiem co trzeba i poleciała ona prosto do nadbiegającego Airama Cabrery, który zapewnił gospodarzom na prowadzenie. Przyjezdni próbowali zaatakować i wychodziło im to średnio, póki sprzymierzeńca nie znaleźli w postawie Bartosza Rymaniaka z Korony, bo ten po wrzucie z autu, głową skierował futbolówkę prosto pod nogi Celebana. Chyba nie do końca o taką "Zemstę" chodziło, ale na brak zagrań z najniższej półki, absolutnie nie mogliśmy narzekać.

VIDEO: Abramowicz musiał uważnie trenować z Pawełkiem

Zagłębie Lubin 1-2 Lechia Gdańsk
Legia i Piast znajdują się co prawda na nieosiągalnej dla większości pozycji, ale reszta tabeli przypomina kolejkę po karpia w Wigilię – każdy walczy o najmniejszy nawet kawałek zdobyczy. Nic więc dziwnego, że Zagłębie i Lechia rzuciły się na siebie już od początku spotkania. Pierwsi groźnie zaatakowali gospodarze, ale tych od gola powstrzymała osławiona noga Jakuba Wawrzyniaka. Goście postanowili zrewanżować się swoimi akcjami – w 30 minucie Grzegorz Kuświk uwolnił się od Lubomira Guldana łatwiej niż Mateusz Kijowski od płacenia alimentów i strzałem po koźle pokonał Polacka. Zagłębie zastanawiało się jak napsuć krwi gościom, a szansę ku temu stworzyło mu sprawdzone przysłowie. Papadopulos i Maloca skakali do zagranej górą piłki i tak skupili się na walce ze sobą, że zupełnie wyleciał im z głowy cel owej bitwy, jakim było przejęcie futbolówki. Gdzie dwóch się biło tam trzeci skorzystał, bo szczęśliwie dla gospodarzy skupił się na niej Krzysztof Piątek i niepokojony przez prawie nikogo odegrał ją do wzbudzającego jeszcze mniejsze zainteresowanie obrońców Łukasza Janoszki, który wyrównał stan rywalizacji. No i w 69 minucie mieliśmy prawdziwą esencję naszej ligi – goście próbowali wycofywać do wbiegającego kolegi, usiłowali uderzać z kilku metrów, jednak nie zakończyło się to wielkim sukcesem. Co zatem zrobić? Wiadomo, że im mniej prawdopodobna sytuacja (co doskonale mogliśmy zaobserwować na przykładzie Prijovicia), tym bardziej prawdopodobna bramka. Flavio Paixao uderzył więc... przewrotką i choć Lechia nie tak dawno broniła się przed spadkiem, teraz śmiało może walczyć o europejskie puchary.

VIDEO: Paixao radzi: jeśli nie potrafisz strzelać, strzel przewrotką

Piast Gliwice 1-1 Cracovia Kraków
Podobno nie da się walczyć o mistrzostwo nie strzelając na bramkę, ale i ten mit zdecydowali się obalić zawodnicy Piasta, bo w jej światło przez cały mecz piłkę skierowali zaledwie dwa razy. Martin Nespor uderzył ile sił w nodze, a Grzegorz Sandomierski pozwolił sobie na wypróbowanie nowej techniki łapania piłki, bo postanowił chwycić ją nogami. Nie wyszło mu to najlepiej i Mateusz Mak z najbliższej odległości przerzucił piłkę nad bezradnym bramkarzem. Choć postawa golkipera Cracovii wyglądała niezwykle przaśnie, to trzeba oddać mu, że powtórka wykazała rykoszet, który znacząco wpłynął na zachowanie bramkarza. Nie zmienia to oczywiście faktu, że odpowiedni poziom artystyczny został tutaj zaprezentowany. Goście desperacko usiłowali trafić do siatki i byli niepocieszeni, bo nieustannie utrudniał im to bramkarz Piasta, a gdy akurat znajdowali się w sytuacji, w której nic do powiedzenia nie miałby sam Manuel Nuer, to na przeszkodzie stawały im własne nogi. I kiedy kibice w Warszawie nerwowo spoglądali na zegar, Urosa Koruna tak podnieciła wizja zbliżenia się do Legii na 1 punkt, że zupełnie przestał zwracać uwagę na znajdującego się za jego plecami Miroslava Covilo, który najpierw zastanowił się dlaczego w ogóle ma tyle miejsca, a potem strzałem głową ucieszył pół Krakowa i całą Warszawę. "Piastunki" we wtorek grają z Lechem, więc niezależnie od wyniku meczu będziemy zadowoleni. Widzicie jaka sympatyczna ta nasza liga?

VIDEO: Sandomierski usiłuje złapać piłkę nogami

Jagiellonia Białystok 2-0 Górnik Łęczna
Przypomnijcie sobie proszę, co ostatnio robiliście aż 54-krotnie? Nie jest to łatwo wiele razy być w czymś tak konsekwentnym, dlatego tym większe brawa należą się bramkarzom Jagiellonii, którzy przez cały sezon właśnie tyle razy wyciągali piłkę z siatki. Piłkarze „Jagi” postanowili jednak zakończyć ten niechlubny proceder i rozpaczliwie poszukiwali sposobu, który pozwoliłby im się z tym uporać. Strzałem w dziesiątkę okazały się mecze z Górnikiem Łęczna, który mimowolnie stał się kołem ratunkowym białostocczan, będąc ostatnio jedyną drużyną, z którą potrafią poradzić sobie piłkarze z Podlasia. Statystyka straconych goli przez Jagiellonię jest imponująca, jednak 45 wpuszczonych bramek przez Łęczną, to również nie byle amatorka. Napastnicy obydwu drużyn wywnioskowali więc, że co jak co, ale strzelanie bramek nie powinno być szczególnie skomplikowane. I tutaj mieliśmy pierwsze zaskoczenie, bo zarówno Sergiusz Prusak jak i Bartłomiej Drągowski na linii bramkowej pląsali jak tancereczki, co rusz powstrzymując kolejne uderzenia rywali. Może nawet skończyłoby się jakimś dennym 0-0, ale z jakiegoś powodu Ekstraklasa na swoją renomę sobie zasłużyła. Bohaterem spotkania bez dwóch zdań został Damian Jakubik. Obrońca łęcznian we własnym polu karnym zanotował przyjęcie, po którym piłka odskoczyła mu na dobrych kilka metrów, więc defensor przyjezdnych doszedł do wniosku, że nie ma co kombinować i trzeba ją po prostu wybić jak najdalej. Pomysł był naprawdę dobry, a byłby jeszcze lepszy, gdyby tylko Jakubik kopniakiem posłał w powietrze futbolówkę, a nie Karola Mackiewicza. „Jedenastkę” wykorzystał Piotr Tomasik i gospodarze mogli cieszyć się z prowadzenia, a w doliczonym czasie pierwszej połowy Konstantin Wasiljew ładnym strzałem z dystansu ustalił wynik spotkania. Goście co prawda mieli jeszcze kilka okazji, ale kolejnymi pudłami w najbardziej oczywistych sytuacjach udowodnili, że górnicy najlepiej czują się na samym dole.

VIDEO: Jakubik myli Mackiewicza z piłką

Podbeskidzie Bielsko-Biała 0-1 Termalica Bruk-Bet Nieciecza
Nie wiem gdzie w okolicy Bielska odbywał się najbliższy odpust parafialny, ale takiej jarmarcznej atmosfery jak na stadionie Podbeskidzia, z pewnością nie udało się tam osiągnąć. Od jakiegoś czasu po sieci krążą nagrania pokazujące niezwykle sympatyczne stosunki kibiców obydwu drużyn i chyba wszyscy zgodzimy się, że taka przyjaźń była wyłącznie kwestią czasu. Równie przyjemno-przaśnie było na boisku. Najpierw Rober Demjan otrzymał podanie na 5 metrze i mając przed sobą wyłącznie bramkarza, wykonał efektowną akrobację, która polegała na tym, że absolutnie nie wolno mu było dotknąć futbolówki. Termalica odpowiedziała zagraniami stojącymi na podobnym poziomie i przez godzinę obydwa zespoły wcielały się w studentów na egzaminie – trochę wszyscy postrzelali, ale nikt nie liczył na specjalne powodzenie. Po 60 minutach gry, jak na każdym szanującym się jarmarku, musiało dojść do przepychanek. Poszukiwanie wstrzelonej w pole karne Podbeskidzia piłki przypominało próby znalezienia czegokolwiek w damskiej torebce, a najbystrzejszy w ogólnym zamieszaniu okazał się Mateusz Kupczak, który przewracając się, zdołał jeszcze kopnąć piłkę do bramki. Termalica miała jeszcze szansę na podwyższenie wyniku w doliczonym czasie gry, kiedy Jakub Biskup wyłożył piłkę na tacy Patrikowi Misakowi, ale ten jako gorliwy patriota postanowił solidaryzować się z Robertem Demjanem i choć nie było łatwo, to udało mu się powtórzyć wyczyn rodaka z pierwszej części spotkania.

VIDEO: Robert Demjan po raz kolejny zostaje gwiazdą Kopała Ekstraklasa

Wisła Kraków 3-1 Górnik Zabrze
Ostatnio poruszenie wywołał fakt, że rząd brytyjski wyraża zaniepokojenie z powodu mody na miłość analną wśród młodych Brytyjczyków. Taki typ stosunku zdecydowanie zwiększa ryzyko chorób, a za jego popularyzację David Cameron i spółka obarczają pornografię. Filmy dla dorosłych nie mają tutaj nic do rzeczy, Anglicy po prostu naoglądali się meczów Górnika Zabrze, bo takiej ilości – jak to po porażce z Wisłą subtelnie powiedział Aleksander Kwiek – "ładowania w dupę", nie widziano jeszcze w żadnej produkcji +18. Pasywną postawę goście zaczęli prezentować już w 7 minucie. Najwyraźniej obrońcy i bramkarz Górnika nasłuchali się legionistów, którzy podważają płeć Małeckiego, bo pod wpływem emocji musieli uznać napastnika Wisły za atrakcyjną kobietę i bez żadnego problemu wpuścili go we własne pole karne, czego ten nie omieszkał wykorzystać. Kilkanaście minut później wszyscy przy Reymonta przeżyli niemały szok, bo Richard Guzmics najwyraźniej obstawił u bukmachera trafienie Romana Gergela, a że ten nie strzelił gola od Grudnia i nie zamierzał specjalnie walczyć o poprawienie statystyki, to obrońca "Białej Gwiazdy" wyłożył mu piłkę do praktycznie pustej bramki, czego już naprawdę nie wypadało zmarnować. Niedługo później gospodarzom prowadzenie załatwił Rafał Wolski, który na raty pokonał Kasprzika – brawo, chłopaku – walczyć, trenować, a Legia może przyjedzie kupować. 3-1 zrobiło się po bramce Ondraska i Górnik Zabrze może zacząć już pakować walizki na podróż do 1 ligi. Kiedy Lech spadł po kradzieży nam mistrzostwa w 1993 roku, legioniści wywiesili pamiętny transparent: "VII: nie kradnij. Ku pamięci i przestrodze, tak skończył Lech – złodziej". Radziłbym już myśleć nad płótnem upamiętniającym zeszłoroczną wyprzedaż w Zabrzu.

VIDEO: Gergel strzela dzięki uprzejmości Guzmicsa

Mem kolejki:

fot. Facebook

Wpis kolejki:

fot. Facebook

PS. Wspólnie dobrnęliśmy do kolejnego małego jubileuszu, bo Kopała Ekstraklasa zaliczyła właśnie dwadzieścia odcinków. Z tej okazji chciałbym zaprosić Was na mojego Twittera (@JelenLL), na którym obecnie co prawda robię mniej niż Górnik w walce o utrzymanie, ale skoro Wdowczyk rozkręcił Wisłę, to chyba damy radę wprowadzić tam nieco polotu i finezji :)

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.