fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 32. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Ostatnio Ekstraklasa nie daje o sobie zapomnieć i puka do naszych drzwi częściej niż świadkowie Jehowy. Natężenie meczów sprawiło, że co poniektórzy boją się otworzyć lodówkę, w obawie przed wyjściem z niej rodzimych rozgrywek. Życie jednak toczy w coraz szybszym tempie, a nasza liga również pędzi jak szalona. Na szczęście czasem wszyscy możemy zwolnić i na spokojnie to wszystko pokontemplować – zapraszamy do lektury kolejnego podsumowania najbardziej filozoficznej ligi na świecie.

Cracovia Kraków 1-0 Zagłębie Lubin
Ciężko mi przypomnieć sobie rok, w którym znacząca część społeczeństwa przed eliminacjami do pucharów europejskich, nie posługiwałaby się sławetnym określeniem „eurowpierdol”. Nic w tym zresztą dziwnego, bo takowy w ostatecznym rozrachunku i tak musi nadejść – pytanie tylko, czy od Ajaxu Amsterdam, czy też może od drużyny islandzkich kelnerów. Cracovia oraz Zagłębie stanęły przed trudnym wyborem – wygrać mecz i zbliżyć się do strefy pucharowej, w której udział może zakończyć się kompromitacją w Europie, czy też może bezpieczniej zebrać oklep i spokojnie kopać sobie na krajowym podwórku. Oba zespoły bardzo długo biły się z myślami, bo przez ponad godzinę nie potrafiły zdecydować, która opcja będzie mimo wszystko bardziej korzystna. Wreszcie nerwy puściły Martinowi Polackowi, kiedy golkipera Zagłębia przeraziła wizja krwiożerczej Ligi Europy. Postanowił on wyjść do dośrodkowania, wyciągnąć ręce po piłkę, ale broń Boże jej nie łapać. Futbolówka spadła pod nogi piłkarza Cracovii, lecz Tomas Vestenicky był tak zdziwiony obrotem sytuacji, że zgłupiał i zamiast strzelać na bramkę, to dośrodkował on prosto w obrońców. Na szczęście dla gospodarzy, po chwili arbiter podyktował „jedenastkę” i Mateusz Cetnarski bez problemów zapewnił im prowadzenie. „Pasy” miały jeszcze jedną szansę na poprawienie wyniku, ale Martin Polacek przekonał Tomasa Vestenickiego, że ta Europa to naprawdę straszna rzecz, więc napastnik Cracovii otrzymawszy podanie na 3 metrze od bramki, wspiął się na wyżyny swoich umiejętności i choć zmarnowanie takiej okazji wymagało naprawdę dużego nakładu pracy, to Słowak udowodnił, że w Ekstraklasie absolutnie znalazł swoje miejsce na ziemi.

VIDEO: Trzy metry od bramki=trzy metry nad bramką

Lech Poznań 2-2 Piast Gliwice
Podejrzewam, że zdecydowana większość z Was oglądała „Poranek Kojota” i pamięta słynną scenę w Zoo, kiedy Prezes zamierzał wrzucić do lwów Noemi. Wyrzucił jej wówczas, że nie okazywała mu szacunku, a to boli, jak drzazga w pewnym miejscu, w którym każdy mężczyzna zdecydowanie wolałby tej drzazgi nie mieć. Dokładnie podobny dyskomfort od zawsze sprawia poznaniakom porażka z Legią, więc nic dziwnego, że już od pierwszych minut rzucili się na Piasta, chcąc zapomnieć o traumatycznych przeżyciach z zeszłego tygodnia. Już po 5 minutach gry zrobiło się 1-0, a potem Nicki Bille przypomniał sobie o swojej nienawiści do Legii, a że jak wspominałem procesy myślowe przebiegają u niego nie najlepiej, to swoim trafieniem o zdecydowanie kartofliskowej urodzie, postanowił pomóc „Wojskowym”. Z takim obrotem spraw nie chcieli zgodzić się goście, którzy przegrywając 0-2 stwierdzili, że w sumie to nie ma nic do stracenia, yolo, zabawmy się w Barcelonę. No i bingo! Najpierw Vacek z 30 metrów poczęstował Żivca podaniem górą, a ten z pierwszej piłki przelobował wychodzącego Buricia. Gospodarze nieprzyzwyczajeni do footballu na wyższym poziomie, usiłowali zrozumieć co się w ogóle stało, ale zanim doszli do jakichkolwiek wniosków, to przepięknym uderzeniem „fałszem”, Patrik Mraz zdobył bramkę na 2-2. Wniosek jest prosty – naszej ligi nie ma co analizować, czy próbować przewidywać, pozwólmy jej po prostu żyć własnym życiem.

VIDEO: Nielsen znajduje kompromis pomiędzy golem a spudłowaniem

Lechia Gdańsk 2-0 Pogoń Szczecin
Nasi ligowi wirtuozi mają to do siebie, że jeśli raz będą mieli więcej szczęścia niż rozumu i na boisku wyjdzie im coś naprawdę przepięknego, wówczas każdy z nich zaczyna uważać się za światowego specjalistę w dziedzinie zagrania, którym akurat udało mu się popisać. W Legii mamy przecież słynne uderzenia z dystansu Ariela Borysiuka, czy jeszcze bardziej znakomite kręcenie kółeczek Ondreja Dudy, natomiast Gdańsk pławi się w blasku chwały przewrotki Flavio Paixao. Portugalczyk już na początku meczu chciał po raz kolejny oczarować wszystkich swoją techniką i w 9 minucie zapragnął powtórzyć swój wyczyn z Lubina. Udało mu się połowicznie, bo owszem, złożył się do przewrotki, ba, trafił nawet w piłkę, jednak futbolówka zamiast w stronę bramki poleciała prosto w murawę. Szczęśliwie dla napastnika Lechii w pobliżu znajdował się Milos Krasić i zepsuty strzał zamienił się w naprawdę efektowną asystę. Podjudziło to apetyty gospodarzy, którzy rozpoczęli taki ostrzał bramki Pogoni, że „Portowcy” śmiało mogli zacząć ubiegać się o azyl z powodu działań wojennych. Wreszcie na 2-0 trafił Wojtkowiak i drużyna, która jeszcze niedawno gryzła trawę by wejść do top8, teraz śmiało może walczyć o europejskie puchary. I powiedzcie mi tylko, że ta liga jest nudna.

VIDEO: Paixao zamienia brzydki strzał w piękną asystę

Ruch Chorzów 0-0 Legia Warszawa
Co prawda poziom widowiska nie był tak niesamowicie drętwy jak ostatnio w Szczecinie, ale porównywać te dwa spotkania to trochę tak jakby w wyborach miss Polski musieć wybrać między dwoma pannami – jedną bez oka i zębów, a drugą tylko bez oka. Pewnie więcej sympatyków pozyskałaby sobie niewiasta z pełnym uzębieniem, jednak nie oznacza to, że mogłaby uważać się za piękną kobietę. Początek meczu nie wyglądał nawet źle i po cichu liczyłem na powtórzenie wyniku z jesieni. Zawiedziona nadzieja jest jednak nieodłącznym elementem kibicowania „Wojskowym” i już w 11 minucie przypomniał o tym Aleksandar Prijović, który po raz kolejny pogardził wykorzystaniem stuprocentowej sytuacji. Piłkarze Ruchu bacznie obserwowali poczynania legionistów i stwierdziwszy, że skuteczność zdecydowanie nie jest ich najmocniejszą stroną, postanowili zaatakować. Arek Malarz odbijał piłki jak natchniony co bardzo zaimponowało kolegom z zespołu, którzy dosłownie zaniemówili i z podziwem oglądali wyczyny partnera, nie zamierzając przeszkadzać rywalom w dostarczaniu mu kolejnych okazji do popisu. W końcu pod koniec meczu przypomnieli sobie, że jednak wypadałoby wygrać, ale uderzenie piłki piszczelem w najważniejszej akcji meczu, nigdy nie jest najmądrzejszym pomysłem. Koniec końców bramki nikt nie strzelił, ale pewien organ rozrodczy większość kibiców strzelił na pewno.

VIDEO: Hamalainen jest tak dobrym technikiem, że próbuje wykończenia piszczelem

Górnik Łęczna 0-3 Wisła Kraków
Czy można wygrać bez celnego uderzania na bramkę? O ile nie jesteś Podbeskidziem i nie grasz akurat z Jagiellonią, to raczej może być ciężko. Gospodarze na plac gry wyszli mniej więcej z takim nastawieniem co Gołota na walkę z Tysonem, a ich najmocniejszą stroną był fakt, że na boisku pojawiło się ich jedenastu. Miejscowi realnie ocenili swoje szanse i doszli do wniosku, że jeśli i tak nie uda im się strzelić bramek, to fajnie byłoby spróbować również ich nie tracić. Ku zdziwieniu kibiców, a przede wszystkim swojemu własnemu, ta sztuka udawała się Górnikowi przez blisko 70 minut. I w tym momencie z rękawa Wisły wyskoczył prawdziwy as – Łukasz Bogusławski. Piłkarz ten bardzo sprytnie przez ponad godzinę udawał obrońcę Łęcznej, by w najmniej oczekiwanym momencie zadać decydujące ciosy. Najpierw symulował, że przyjmuje wykopaną przez defensywę Wisły piłkę i kiedy wszyscy oczekiwali wybicia, ten przepuścił ją pod nogami, umożliwiając Rafałowi Wolskiemu sam na sam, które skończyło się wykorzystanym rzutem karnym dla „Białej Gwiazdy”. Bogusławski nie mógł doczekać się kolejnej akcji dywersyjnej, więc kilka minut później sam wykończył dogranie Wolskiego i było już 0-2, a w doliczonym czasie gry grzecznie wpuścił we własną szesnastkę Bałaszowa, którego zdecydowanie niegrzecznie równo z trawą wyciął Sergiusz Prusak. 0-3 i piłkarze gospodarzy powoli ruszają na malowniczą wycieczkę do 1 ligi.

VIDEO: Bogusławski mistrzem dywersji

Termalica Bruk-Bet Nieciecza 0-0 Korona Kielce
Poziom zawartości drewna na metr kwadratowy boiska jest wprost proporcjonalny do ilości nic nie znaczących sytuacji zawartych w pomeczowym skrócie. Jestem przekonany, że streszczenie meczu w Niecieczy tworzyła pani redaktor, bo tylko kobieta łącząc ze sobą zupełnie nieistotne rzeczy, jest w stanie wymyślić problem, którym potem każe się wszystkim interesować. No właśnie, kobiety. Każdy facet chciałby im zaimponować, a wyjątkiem od tej reguły z pewnością nie jest Dariusz Trela. Golkiper Korony nudził się w bramce, więc przez cały czas podziwiał zgromadzone na niecieczańskim estadio niewiasty. Długo myślał nad tym jak się wykazać, aż wreszcie wpadł na pewien pomysł. Nie złapał lecącej godzinę piłki po uderzeniu Misaka, ale wypluł ją prosto pod nogi Fryca, po czym rzucił się na niego jak Rejtan, by fenomenalną paradą zapobiec dobitce oraz utracie gola. Dziewczyny piszczały, wieś tańczyła i śpiewała, a czas nieubłaganie zbliżał się do końca. Musiał więc nadejść moment decydujący i takim właśnie była 88 minuta meczu. Foszmańczyk wpadł w pole karne, skupił na sobie uwagę obrońcy oraz bramkarza, by jednym zagraniem wyłożyć piłkę do pustej bramki wbiegającemu Kędziorze. Nie mogło, a musiało być 1-0, bo pewnych sytuacji w żadnej normalnej lidze na świecie, po prostu się nie marnuje. Na szczęście Ekstraklasa rządzi się swoimi prawami i Wojciech Kędziora z czystym sumieniem mógł posłać futbolówkę w pobliskie porzeczki.

VIDEO: Kędziora łamie kolejne granice brawury

Górnik Zabrze 1-0 Podbeskidzie Bielsko-Biała
Tak naprawdę miało nie być tego odcinka Kopała Ekstraklasa, bo za wygraną u bukmachera powinienem właśnie opalać się na jednej z karaibskich plaż, sączyć pinacoladę i klepać murzynki po tyłkach. Moje plany brutalnie zweryfikował jednak Górnik Zabrze, który podobnie jak przed rokiem, za nic nie mógł pozwolić, by ktokolwiek związany z Legią miał powody do uśmiechu Zaczęło się od tradycyjnego kopania w środkowej strefie boiska, aż tu nagle Cerimagić urwał się lewym skrzydłem i dośrodkował w pole karne ile sił. To jeszcze nie było najgroźniejsze, bo napastnicy z Zabrza już nie raz i nie dziesięć udowadniali, że nawet w najprostszych sytuacjach wysokoprocentowy to może być alkohol, a nie szansa na zdobycie gola. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że Adam Mójta to entuzjasta tańca towarzyskiego, który postanowi ćwiczyć kroki samby i cha-chy akurat we własnym polu karnym. Piłka trafiła w nogę znajdującego się aktualnie w świecie latynoamerykańskiej muzyki Mójtę i stadion eksplodował większą radością, niż Łazienkowska 3 podczas gola Prijovicia z Lechem. Mogło być jeszcze weselej, kiedy po kolejnym błędzie obrony sam na sam z Zubasem wyszedł Jose Kante, ale Hiszpan najwyraźniej bał się szału jaki mógłby nastąpić po ewentualnym golu strzelonym przez piłkarzy Górnika i choć nie było łatwo, to uderzył, a potem dobił swój strzał prosto w leżącego bramkarza. Goście przypomnieli sobie wtedy, że atakowanie na bramkę jest jednak całkiem spoko, ale gospodarze musieli jakoś dowiedzieć się o moim kuponie i w bólach dowieźli zwycięstwo do końca. Jednego dnia jesteś w top8, drugiego znajdujesz się na ostatnim bezpiecznym miejscu w tabeli. Premier League i inne La Ligi to mogą Ekstraklasie buty czyścić.

VIDEO: Mójta obraca wniwecz kupony i jakikolwiek ligowy rozsądek

Śląsk Wrocław 3-1 Jagiellonia Białystok
Nie minął kwadrans środowego spotkania, a już mieliśmy pierwszą sensację, bo do siatki drugą kolejkę z rzędu trafił Bence Mervo, którego dotychczas interesowało uderzanie piłki wszędzie tylko nie tam. Zaledwie 5 minut od tego wydarzenia potrzebowaliśmy na to, by zobaczyć najciekawszą sytuację tego meczu. Fiodor Cernych spróbował dośrodkowania w pole karne, ale widząc, jaką świecę posłał w szesnastkę, nawet specjalnie nie zainteresował się dalszymi losami piłki, bo ta spadała prosto w wyciągnięte ręce Abramowicza. Ekstraklasa jest jednak ligą pełną wzruszeń, a Mariuszowi Pawełkowi z pewnością zakręciła się łezka w oku, kiedy jego młodszy kolega zamiast złapać futbolówkę, postanowił wrzucić ją do własnej bramki. Rzecz jasna nie można porównywać okazałego dorobku baboli Pawełka i dopiero szkolącego się w tej materii Abramowicza, ale widać, że w tym przypadku ziarno zdecydowanie trafiło na żyzną ziemię. Jagiellonia miała jeszcze kilka swoich szans, ale jak już zdążyliśmy zauważyć wcześniej, bardzo trudno jest strzelić bramkę nie uderzając w nią. Ta sztuka udała się natomiast Mervo i Morioce, którzy we dwóch rozstrzygnęli losy spotkania. Wtórować próbowali im Pich oraz Alvarinho, lecz kopnięcie do pustej bramki zdecydowanie przerastało ich możliwości fizyczne i intelektualne. Skończyło się 3-1 i mecz pewnie przeszedłby bez echa, gdyby nie moment narodzin nowej bramkarskiej legendy.

VIDEO: Abramowicz przejmuje schedę po Pawełku

Mem kolejki:

fot. Gruby na bramkę

Wpis kolejki:

fot. Ekstraklasa Trolls

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.