Jakub Rzeźniczak z pucharem za mistrzostwo Polski - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Rzeźniczak: Celem faza grupowa europejskich pucharów

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Wysoka porażka z Lechem w meczu o Superpuchar pogłębiła niezbyt optymistyczne nastroje panujące przed nowym sezonem wśród kibiców Legii. O sytuacji w zespole porozmawialiśmy więc z jego kapitanem Jakubem Rzeźniczakiem, który ma na swoim koncie już 350 występów w koszulce z "eLką". Kuba opowiedział nam o trenerze Hasim, kłopotach podczas przygotowań, celach na przyszłość, grze po czterdziestce i tęsknocie za Radoviciem. Zapraszamy do lektury.

Co to się wydarzyło w tym Superpucharze?
Jakub Rzeźniczak: - Jak to zauważył trener, po tym meczu najbardziej złości sam wynik. Nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę. Nie odzwierciedla ona bowiem wydarzeń na boisku. Lech wykorzystał nasze błędy, zwłaszcza gapiostwo przy stałych fragmentach. A potem już nas dobili w samej końcówce.

No dobrze, ale ten wynik jednak niepokoi.
- Superpuchar jednak już za nami, nie zmienimy tego. Mamy przed sobą decydujące 1,5 miesiąca. Najbliższe mecze zdeterminują to, co będzie się działo dalej. Minimum, by zagrać w fazie grupowej europejskich pucharów. Ale chcemy walczyć o Ligę Mistrzów.

fot. Mishka / Legionisci.com

Graliście w czwartek w nowym ustawieniu 1-4-1-2-2-1 albo po prostu 1-4-3-3.
- Tak, to ustawienie pozwala na dużą elastyczność i trener na pewno przygotuje kilka wariantów. Pierwszy raz tak graliśmy. Z reguły mieliśmy dwóch defensywnych pomocników w sparingach. Nie wyglądało to źle. Rafał Makowski był takim libero pomocy i jego zadaniem było ubezpieczać kolegów z ofensywy. Makowski zagrał naprawdę dobrze i będziemy mieli z niego jeszcze sporo pożytku. Rafał ma odpowiednie warunki fizyczne, a do tego efektywnie wykorzystał czas, podczas którego nie grał w piłkę z powodu kontuzji. Jest znacznie silniejszy, a myślę, że może to jeszcze poprawić. Warto przy tym podkreślić, że nie miał łatwego zadania przeciwko Trałce i Tettehowi. Wydaje mi się, że trener będzie na niego stawiał. To cieszy, bo jest fajnym, młodym chłopakiem.

Wy sami macie spokój po tej porażce?
- Po meczach sparingowych na obozie byłem trochę zaniepokojony, bo nie prezentowaliśmy się dobrze. Natomiast w tym czwartkowym sparingu wypadliśmy już lepiej, były okresy, w których wyglądaliśmy zupełnie nieźle. Powoli odzyskujemy świeżość, bo mieliśmy bardzo ciężki obóz w Austrii.

Ćwiczyliście na dużej intensywności przez całe zgrupowanie.
- Za Czerczesowa trenowaliśmy bardzo mocno, ale bywały dni, gdy zajęcia były dużo lżejsze. U Hasiego mieliśmy po dwa ciężkie treningi każdego dnia, więc organizmy nie miały czasu odpocząć. Zdążymy odzyskać świeżość do meczu przeciwko Mostarowi i myślę, że we wtorek będzie dobrze.

Co już wiecie o Mostarze?
- Najpierw rozpracowywali ich trenerzy. Obserwowali ich mecze towarzyskie, zbierali uwagi i spostrzeżenia. Następnym krokiem są odprawy z zawodnikami. Musimy ich przejść, to obecnie najważniejsza sprawa.

Czy Euro, jak pisał prezes, mocno pokrzyżowało wam szyki podczas przygotowań?
- Najbardziej oczywiście trenerowi. Nie miał przecież do dyspozycji najlepszych zawodników, a i obecnie nie wie, z kogo będzie mógł skorzystać. Tymczasem najważniejsze mecze tuż tuż. Nie jest to komfortowa sytuacja. Ze strony piłkarzy obecnych w klubie mogę zagwarantować, że zrobimy wszystko, by zagwarantować Legii wyniki dające awans do kolejnej rundy. Czekamy oczywiście na kolegów reprezentantów. Powinni zresztą szybko dojść do właściwej dyspozycji, bo mieli tylko tydzień wolnego, a taki okres da się błyskawicznie nadrobić.

Nie boisz się, że zawieruchę personalną w drużynie możemy mieć duże problemy z realizacją tych założeń?
- Staram się o tym nie myśleć. Nie wyobrażam sobie jednak byśmy mieli nie przejść przynajmniej dwóch pierwszych rund. To byłoby już realizacją planu minimum i dało nam awans do fazy grupowej Ligi Europy. Natomiast w czwartej rundzie trafimy na rozstawionego, teoretycznie silniejszego rywala. Przy odrobinie szczęścia różnie może być. Sprawa jest więc jasna – nieważne jak, nieważne kto będzie grał, musimy przejść dwie pierwsze rundy. To da nam spokój, zarówno trenerowi, jak i zawodnikom, a klubowi pewność pod względem finansowym. Zaś potem? Potem już wszystko będzie możliwe.

Jaki wpływ na waszą postawę ma fakt, że w przeciągu roku pracujecie już z trzecim trenerem?
- Nie mamy większego problemu z przystosowaniem się do wymagań nowych szkoleniowców. Zmiany w piłce są czymś normalnym i przez lata gry przywykliśmy do tego. Trudne bywają jedynie początki, bo każdy wprowadza swoje zwyczaje, ma swoje ulubione założenia taktyczne.

fot. Woytek / Legionisci.com

Wygląda na to, że teraz będziecie grać zupełnie inaczej niż za czasów Czerczesowa.
- Za jego czasów nasza gra była bardziej bezpośrednia, nastawiona na pressing. Teraz jest jakby więcej spokoju. Mamy dłużej utrzymywać się przy piłce i stwarzać sytuacje poprzez podłączanie się do ataków bocznych obrońców, którzy mają grać bardzo wysoko, a defensywny pomocnik ma ubezpieczać ich pozycje. Zobaczymy też jak będziemy grali, gdy wrócą inni zawodnicy i dojdą nowi. Sądzę, że ustawienie z czwartkowego meczu było też podyktowane tym, jaki trener miał wybór, a wiadomo, że nie był on duży.

Taktyka Czerczesowa była skrojona jakby pod was. Dużo biegania, walki. Dawaliście sobie z tym radę. Jesteście przecież silni, wybiegani, zostaliście przygotowani kondycyjnie. Sądzisz, że w takim stanie osobowym, nawet przy założeniu, że do drużyny dołączą wszyscy reprezentanci, będziecie potrafili grać tak, jak oczekuje tego Hasi?
- Oczywiście teraz trudno jest przewidzieć, jak będziemy wyglądać personalnie, ale w optymalnym składzie jestem przekonany, że tak. Jakość gry w stosunku choćby do tej z meczu z Lechem z pewnością się podniesie. Trudno się przecież gra bez 3-4 podstawowych zawodników. To jest duża strata.

Jaki jest Hasi?
- Podobnie, jak Czerczesow ma bardzo twardy charakter. Potrafi krzyknąć i nie owija w bawełnę. Jeśli coś mu się nie podoba, ktoś nie spełnił określonych założeń, to mówi to prosto w oczy. Wymaga dużego zaangażowania w grę defensywną od wszystkich zawodników, co często podkreśla. Ponadto jest bardzo zdyscyplinowany. Porządek jest u niego na pierwszym miejscu. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Dba o najdrobniejsze szczegóły i bywa bardzo niezadowolony, jeśli coś nie jest tak, jak zostało ustalone. Uważam, że to dobrze, bo jak ktoś jest zdyscyplinowany w życiu prywatnym, to ma to pozytywne przełożenie też na boisko. Jestem więc przekonany, że tak będzie wyglądała również nasza gra. Natomiast na zewnątrz, jako nasz trener, wygląda na to, że Hasi będzie o nas dbał, choćby poprzez obronę przed mediami. Wiadomo jak jest w Legii – jak się noga powinie, to od razu jest atak.

A jakbyś ocenił Moulin`a? Jak na razie to nasze jedyne realne wzmocnienie.
- Lubi brać grę na siebie. Często cofa się do środkowych obrońców po piłkę, a następnie rozrzuca ją po całym boisku. Jest kreatywny, zaawansowany technicznie. Jego statystyki z poprzedniego sezonu nie są przypadkiem i u nas też będzie miał sporo asyst i pewnie kilka bramek.

Czujesz się dobrze przygotowany do rozgrywek?
- Przede wszystkim cieszę się, że jestem zdrowy, bo poprzedni sezon był dla mnie ciężki ze względu na urazy. Praktycznie od listopada cały czas coś mnie bolało. Na zgrupowaniach na Malcie jechałem ciągle na środkach przeciwbólowych. Trudno w pełni skupić się na grze, gdy walczy się z bólem. Wiosną jednak trzeba było zacisnąć zęby. Musieliśmy przecież na stulecie zrealizować cel, jakim był dublet.

350 meczów w Legii, 266 w Ekstraklasie. 11 trofeów, w tym 4 mistrzostwa. Jesteś najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii naszego klubu. Tymczasem ciągle wyglądasz, jakby ci było jeszcze mało. Co cię jeszcze nakręca do gry?
- Każdy sportowiec ma w sobie gen wygrywania. Niezależnie ile tytułów zdobył, to każdy kolejny cieszy podobnie. Do tego w Legii ciężko zejść z tej adrenaliny. Jest ciągła presja ze strony kibiców, mediów i to mi bardzo odpowiada. Tutaj cały czas liczy się tylko zwycięstwo. Poza tym ja po prostu nienawidzę przegrywać. Od zawsze. Kiedyś się płakało, teraz wkurza się i odreagowuje nieco inny sposób. Ale każda porażka wciąż bardzo boli.

Naszą rozmowę sprzed ponad siedmiu lat zatytułowałem „Pozostać w notesie Beenhakkera”. Nie udało się.
- Był taki moment, że często jeździłem na kadrę i głównie siedziałem na ławce rezerwowych. Nie miałem jednak ciśnienia na kadrę, nie oczekiwałem z wypiekami na powołania. Skupiałem się na grze w klubie i cierpliwie czekałem na swoją szansę. Wiadomo, że każdy selekcjoner ma piłkarzy, na których stawia. Akurat ja się nigdy do takich grup nie łapałem. Trudno. Nikomu nie mam za złe.

Tobie chyba zaszkodziły zmiany pozycji. Gdy wówczas rozmawialiśmy byłeś tuż po przesunięciu na prawą obronę przez Urbana i wydawało się, że to jest twoje miejsce na boisku. Potem Skorża wystawiał cię nawet na defensywnym pomocniku, aż wreszcie wrócił Urban i znów, nieco z konieczności, przywrócił cię na środek obrony.
- Różnie można na to patrzeć. Z jednej strony szkoleniowcy cenią graczy uniwersalnych. Z drugiej mówi się, że jak ktoś jest niezły we wszystkim, to nie jest dobry w niczym. Uważam jednak, że ta uniwersalność bardziej mi pomogła. Dzięki temu mogłem więcej grać, dawać trenerom większe możliwości wyboru.

fot. Mishka / Legionisci.com

Czy w obecnej szatni są liderzy pokroju Vrdoljaka, czy Radovicia?
- Mamy mało aż tak doświadczonych graczy. Ostatnio w szatni siedzieliśmy z Broziem, a wokół nas było 11 zawodników poniżej 20. roku życia…

Jesteście dziady!(śmiech)
- Mi w tym roku stuknie trzydziestka. Czas zasuwa… Ale wracając do pytania, to moim zdaniem brakuje nam takich osób, jak Ivica i „Rado”. Szczególnie na boisku. W obronie mamy doświadczonych graczy, ale w ofensywie też przydałby się nam ktoś taki, jak Miro. Cały czas podkreślam, że żałuję, że on nie wrócił do Legii. Robiłby tutaj kawał naprawdę dobrej roboty, nie tylko na boisku, ale i poza nim. Wszyscy w drużynie go często wspominamy i brakuje nam takiego zawodnika, który jednym balansikiem potrafił zmylić trzech na raz. Zarzucił trochę brzuszkiem (śmiech), ale jednak robił dużą różnicę.

Dużo spekuluje się o transferach z klubu. A ty się przypadkiem nigdzie nie wybierasz?
- Rozchwytywani są chłopaki, którzy byli na Euro. Mi tutaj dobrze. Gdzie ja się będę ruszał? Warszawa to moje miasto, Legia to mój klub. Bywały różne zapytania, ale nigdy nie doszło do konkretnych rozmów. Legia zawsze była priorytetem i chcę więc tu zostać jak najdłużej. Ostatnio czytałem o piłkarzu z lidera brazylijskiej ekstraklasy, który ma 42 lata…

Jakbyś dociągnął do takiego wieku, to grałbyś przy Łazienkowskiej prawie przez ćwierć wieku!
- Czemu nie? Przy dobrym prowadzeniu się i dbaniu o siebie przede mną jeszcze parę ładnych lata grania na wysokim poziomie.

30 lat na karku, żona, kontrakt jeszcze przez 2 sezony. Pełna stabilizacja.
- Na pewno większa odpowiedzialność. Z upływem lat jestem coraz bardziej doświadczony, wiem coraz więcej. Muszę jeszcze jednak popracować nad sobą, zwłaszcza opanować nerwowe reakcje po decyzjach sędziów. Życie się zmienia, ja się zmieniam, ale jedno pozostaje niezmienne – całe moje dorosłe życie podporządkowałem Legii i pewnie tak już będzie do końca kariery. Wiele tu przeżyłem, doświadczyłem chwil lepszych i gorszych. Nie przesadzę jeśli powiem, że Legia mnie wychowała.

Rozmawiał Jakub Majewski "Qbas"

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.