Kątem oka
REKLAMA

Kątem oka - 31. tydzień z głowy

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Nawet jeśli się skompromitujemy z Irlandczykami, to tego wspaniałego tygodnia nikt nam nie odbierze. Euforia po wylosowaniu Dundalk FC była podobna do tej sprzed 5 laty, gdy wyeliminowaliśmy Spartaka Moskwa. W sumie trudno się dziwić. Mamy przecież Ligę Mistrzów na wyciągnięcie ręki więc lepiej cieszyć się na zaś. Tak w razie czego. Inna kwestia, że na drodze do realizacji marzeń los postawił nam ogórki, a z nimi wiadomo co się robi.

Poniedziałek. Maciej Dąbrowski, nowy stoper Legii, stwierdził, że oferta naszego klubu była nie do odrzucenia. No raczej. Mistrzowie Polski jeśli już kogoś chcą pozyskać, to płacą nieporównywalnie więcej od rywali z Dupoklasy, bo ich po prostu stać. W końcu, choć Lech, jak uważa ich prezes, nam mocno odjechał, jesteśmy najbogatszym klubem w kraju. Przypomniały się czasy Wisły, choć przecież zupełnie inaczej budowanej, która brała z ligi kogo chciała i przebijała każdą konkurencyjną ofertę z Warszawy. Przez to na Łazienkowską nie trafili m. in. Kałużny, Żurawski i Szymkowiak. Mogliśmy za to podziwiać innych asów w osobach Macieja Janiaka, Sebastiana Nowaka, łódzkiego zaciągu Smudy, czy też perełek z Afryki. Piękne to były czasy, aż łza się w oku kręci.


(źr. 90minut.pl)
A kuku!

Wtorek. Przed rewanżem z AS Trencin słowacki trener zapowiedział, że jego zespół od razu ruszy do ataku. Bardzo doceniam takie deklaracje. Facet wprost powiedział, jaki ma plan na mecz. Wprawdzie nic z tego nie wyszło, to ataki jego podopiecznych były jednak znacznie bardziej niemrawe niż w Żylinie, a i legioniści lepiej przygotowani, ale w sumie fajnie, że Trenczyn ambitnie podszedł do sprawy, dał z siebie wszystko. Patrząc na formę Legii nie było to jednak zbyt wiele.

Środa. Ale i wystarczająco dużo, by na Łazienkowskiej nie przegrać. „Wojskowi” zresztą nie napinali się na wygraną. Zagrali mądrze wynikiem z I meczu. Awansowali i zrealizowali cel na ten sezon – dzień dobry fazo grupowa Ligi Europy. Kasa więc będzie się zgadzać. A skoro tak, to czas spróbować sięgnąć po coś więcej. Inna sprawa, że z taką grą, jak przeciwko Słowakom, mistrzowie Polski mogą zostać okrzyknięci mistrzami nudy. Może to właściwa metoda? Zamęczyć rywali, zamęczyć kibiców i krok po kroku zbliżać się do Ligi Mistrzów? Tymczasem fart nadal był z nami, bo z rywalizacji o LM odpadł Olympiakos i Legia została włączona do drużyn rozstawionych w ostatniej fazie eliminacji!

Czwartek. Tak naprawdę, to mało kogo z nas obchodziło coś innego niż piątkowe losowanie. W tzw. międzyczasie Kosecki odszedł na dobre do 2. Bundesligi i wydaje się, że to byłby na tyle, jeśli chodzi o jego poważne granie w piłkę, choć akurat przykład bramkarza Gikiewicza mówi co innego. Gra w drugiej lidze niemieckiej może być całkiem dobrą trampoliną do Bundesligi, choćby nawet austriackiej. Wyżej to już „Kosa” niestety raczej nie podskoczy. Jego powrót do Legii to była męka. Chciał, starał się, próbował, szarpał, ale nie wychodziło mu kompletnie nic. Przypadek wręcz kliniczny.

Piątek. Prezes Leśnodorski obawiał się Dinama Zagrzeb. Inni obawiali się Łudogoraca i FC Kopenhaga, a tymczasem nasz najlepszy kumpel fart postanowił zrobić nam prezent i miły pan, zastępujący w losowaniu, miejmy nadzieję, że już na dobre, Łysego z UEFA połączył Legię z mistrzem Irlandii – Dundalk FC. Wyspiarze wprawdzie odprawili z kwitkiem BATE Borysów, ale wiadomo, że cuda w piłce zdarzają się tylko raz na jakiś czas. Legia musi opędzlować Iroli i basta. Nawet w mękach, bólach i podpierając się nosem. Jak nie, to publicznie zobowiązuję się przygotować petycję o rozwiązanie sekcji piłkarskiej. Na razie jednak żyjemy w euforii i przeświadczeniu, że już wkrótce będziemy mierzyć z różnymi Bayernami, Manchesterami, czy innymi Juventusami. Oj… Będzie zabawa, będzie się działo! Działo się też w Kielcach, gdzie zespół z Poznania zebrał spektakularne 1-4, a Tetteh w końcu wyleciał z boiska, choć tym razem za faul taktyczny. Poznaniacy pewnie za chwilę ponownie zmienią trenera. A nuż tym razem się uda? W sumie u nich constans, sytuacja jak co lato. Piłkarzy mają zblazowanych, kibiców sfrustrowanych, a zarząd wykonuje konwulsyjne ruchy. Dobrze choć, że wszyscy solidarnie nienawidzą Legii. Zwłaszcza ten gruby Duńczyk.

Weekend. Warszawa nie przestała jeszcze opijać szczęśliwego losowania, zresztą podobnie, jak fani Dundalk, a tu przyszło już mierzyć się z Piastem, wicemistrzem przecież. Legia tym razem zagrała całkiem przyzwoicie, ze swobodą budowała ataki, popełniała mniej błędów w obronie. Tyle tylko, że zapomniała strzelić gola. Niby bardzo się starała, a zwłaszcza mocno angażował się w tę kwestię Nikolić, ale wszystko na nic. „Niko”, jak to on, czasem przestaje strzelać, ale jak tylko ureguluje celownik w swoim karabinku, to wszystko wróci do normy. Zwłaszcza, że okazji mu nie brakuje.

Kącik „Ulubieńcy lat minionych” ma dziś niezwykłego gościa. Piłkarza, który akurat teraz obchodzi swe 35. urodziny. Naszego najdroższego. Panie i panowie, Bartłomiej Grzelak. Napastnik. 600 tys. euro. 13 goli w lidze przez 4,5 sezonu, mówi Wam to coś?

fot. Legionisci.com
fot. Adam Polak / Legionisci.com

To było grane.

Niemal dokładnie 22 lata temu też graliśmy o Ligę Mistrzów i skończyło się to srogo…




Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.