2016-09-10 Termalica Nieciecza - Legia Warszawa, Adam Hlousek - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Kopała Ekstraklasa - podsumowanie 8. kolejki

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Oglądanie Ekstraklasy jest jak urlop w listopadzie – niby przyjemność, ale zawsze wątpliwa. Ten sezon póki co nie jest dla nas listopadowymi wczasami, a raczej wypoczynkiem gdzieś na Syberii. Zapraszamy zatem na podsumowanie 8. kolejki zmagań najbardziej zimnej i nieprzyjaznej ligi na świecie.

Cracovia Kraków 0-1 Lechia Gdańsk
Czasem tak bywa, że wystarczy kupić jednego piłkarza, a ten diametralnie odmienia grę swojego zespołu. Tak było również w tym przypadku – transfer Tomka Brzyskiego do Cracovii i po 55 latach „Pasom” wreszcie udało się przegrać z Lechią na własnym stadionie. Gospodarze co prawda zaatakowali jako pierwsi, jednak prezentowali wykończenie, jakie mógłby pochwalić jedynie pan Wiesio z „Blok Ekipy”. Szczęścia postanowili spróbować gdańszczanie. Rafał Wolski pobawił się z Hubertem Wołąkiewiczem w kręcenie karuzeli i obrońca gospodarzy nie mógł wydostać się z leja, jaki stworzyły jego intensywne obroty wokół własnej osi. „Wolak” wyłożył piłkę Flavio Paixao, lecz Portugalczyk zamiast w futbolówkę kopnął we własną nogę, po czym zwalił się jak kłoda. Od czego jest jednak rodzina? Marco z zażenowaniem spojrzał na wygibasy brata, po czym sam wykończył zagranie, jakie przeleciało między nogami Flavio ze sprawnością rasowej córy Koryntu. Przez resztę spotkania jedni i drudzy silili się jeszcze na zmianę wyniku, ale że kopnięcie prosto piłki stanowiło dla nich pewien problem, to ten do końca nie uległ już zmianie i Lechia wygrała przy Kałuży pierwszy raz od 1961 roku. Tomek Brzyski rzeczywiście wprowadził nową jakość w krakowski football.

Gdzie Flavio nie może tam Marco pomoże – magiczna zamiana kiksu w gola

Zagłębie Lubin 1-2 Wisła Płock
Mecz trwa 90 minut, ale polscy futboliści nie należą do najbardziej pracowitych na świecie. Piłkarze Wisły postanowili więc załatwić sprawę w 3 minuty i przez kolejnych 87 spokojnie poświęcić się rozmyślaniom nad układaniem fryzur, nowymi kolekcjami mody i premierą iPhone’a 7. Najpierw piłka po strzale z dystansu została odbita przez Martina Polacka, Lubomir Guldan postanowił wybić ją poza pole karne, ale zamiast w futbolówkę kopnął w Sergieja Krivca i arbiter bez wahania wskazał na wapno. Tutaj mieliśmy niepowtarzalną okazję zaobserwowania wykonywania jedenastki. Kopnąć do bramki potrafi każdy głupi, ale były kreator gry z Łazienkowskiej wykazał się nie lada inteligencją. Uderzona piłka odbiła się od prawego i lewego słupka, a następnie trafiła pod nogi Merebaszwilego. Chwilę potem akcję zamknął Kun, więc było już 0-2. Guldan czując się winnym za sprokurowanie karnego sam strzelił bramkę, uspokajając tym samym wyrzuty sumienia, przy okazji dając kibicom nadzieję na remis. Nadzieja umiera ostatnia, a jej trumnę osobiście zakopał Martin Nespor, kiedy w doliczonym czasie gry z piątego metra chciał wykończyć akcję za pomocą piszczela. Taka technika nie znalazła ani aprobaty kibiców, ani drogi do bramki, przez co Zagłębie Lubin w końcu zaznało smaku prawdziwej Ekstraklasy – smaku porażki.

Karny wykonany z furmańską fantazją

Piast Gliwice 3-3 Górnik Łęczna
Czasami jest tak, że po prostu nie potrafimy odnaleźć się w nowej, niespotykanej sytuacji. Nie inaczej było w przypadku Piasta Gliwice. Gospodarze prowadzili już od 2 minuty, co wywołało na ich twarzach zdziwienie. Ogromnym zaskoczeniem stała się 9 minuta, kiedy „Piastunki” objęły dwubramkowe prowadzenie. 3-0 po 25 minutach było już szokiem, a to zdecydowanie przerosło gliwicką psychikę. Z każdą upływającą minutą gospodarze zdawali się oswajać z obecnym stanem rzeczy. Ekstraklasa nie jest jednak błędem Rzeźniczaka, żeby być tak przewidywalną, więc swoją klasę pokazała dopiero w 90 minucie. Bayer Leverkusen ma swojego Hernandeza, swojego ma także Górnik Łęczna. Hiszpan w doliczonym czasie gry zdobył dwa gole (drugie trafienie zaliczył dzięki uprzejmości defensywy Piasta) i skończyło się 3-3. Jakby powiedział Fred w „Chłopaki nie płaczą” – rozstrzelali się chłopcy.

Jak zepsuć wygrany mecz – poradnik gliwickiej obrony

Korona Kielce 1-0 Arka Gdynia
Jak śpiewał Czesław Niemen, dziwny jest ten świat. Zespoły, które były głównymi kandydatami do spadku walczyły sobie właśnie o pozycję lidera, podczas gdy mistrz Polski i uczestnik Ligi Mistrzów dostaje właśnie oklep od zespołu, który jest reklamą kostki brukowej. Zarówno Korona jak i Arka od pierwszych minut doszły do wniosku, że skoro po 7 kolejkach zgromadziły przypadkiem całkiem pokaźną ilość punktów, to teraz można naprawdę się zaangażować, więc ruszyły do boju. Bój był to rozpaczliwy, piłka bowiem po niejednym uderzeniu zdawała się płakać, turlając się w stronę bramki, lub też krzyczeć, gdy potężne uderzenie sękiem posyłało ją daleko na trybuny. Wreszcie nadeszła 39 minuta i akcja kieleckiej Korony, będąca prawdziwie kombinacyjną, bo tak rozpaczliwego kombinowania próżno szukać w jakiejkolwiek innej lidze świata. Palanca urwał się sam na sam, kopnął w bramkarza, odbitą piłkę uderzał głową Mateusz Szwoch, aż ta wreszcie doleciała do Łukasza Sekulskiego, który wbił ją do siatki razem z obrońcą Arki Gdynia. Pozostała jeszcze prawie godzina gry, ale nikt nie uznał za stosowne spróbować jakiegoś konstruktywnego ataku i Korona wygrała 1-0 z zespołem, który ostatnio wbił Legii 3 bramki na Łazienkowskiej. Trener Hasi już bierze środki uspokajające na myśl o meczu ze „Scyzorami”.

Akcja kombinacyjna na miarę naszych możliwości

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 2-1 Legia Warszawa
Właściwie mógłbym zostawić tutaj puste miejsce, bo trudno słowami oddać fakt, że drużyna z miasta, w którym dokoła piętrzą się wieżowce, przegrywa z zespołem z miejsca, gdzie piętrzyć może się co najwyżej kukurydza. Już w 20 minucie Kuba Rzeźniczak postanowił wzorować się na wybitnym bramkarzu z legendarnego filmu z trenerem Wójcikiem, na którym „idiota Fabik w siatkówkę odbija” i nasz obrońca stulecia w sprytny sposób zdecydował się na zablokowanie piłki ręką we własnym polu karnym. Jovanović także sprytnie wykonał podyktowany rzut karny i było 1-0 dla gospodarzy. Trudno było ośmieszyć się jeszcze bardziej, ale nasi warszawscy mistrzowie piłkarskiego fachu nie takie rzeczy mają za sobą. Nemanja Nikolić na dobre zaaklimatyzował się w Ekstraklasie, bo w sytuacjach, w których jeszcze rok temu zaliczałby trafienia, teraz udawał, że zamiast stóp ma pęciny i futbolówka trafiała wszędzie, tylko nie do bramki. Legioniści dawali ciała, lecz postanowili nie ograniczać się i iść na całość. Kuba Czerwiński sprokurował kolejną jedenastkę, którą na bramkę pewnie zamienił Kędziora. W doliczonym czasie gry Nikolić chciał odmienić losy meczu i choćby punktem zapewnić Legii bezpieczeństwo w tabeli, wobec czego zdobył naprawdę ładną bramkę z rzutu wolnego. Było to jednak tak samo bezpieczne jak założenie prezerwatywy po skończonym stosunku i Bruk-Bet Termalica Nieciecza [no jak to w ogóle brzmi – red.] jest jedyną drużyną w lidze, która nigdy nie przegrała z Legią.

Ręka Boga po warszawsku

Lech Poznań 3-1 Pogoń Szczecin
„Są takie rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się waszym filozofom”. William Shakespeare pisząc to zdanie z pewnością musiał mieć na myśli wynik meczu Lecha z Pogonią, bo na pytanie w jaki sposób poznaniacy wygrali to spotkanie odpowiedź zna prawdopodobnie tylko Bóg. Kibice Lecha nie byli zbyt ochoczo nastawieni do oglądania gry swoich podopiecznych, bo na początku meczu zadymili boisko, dzięki czemu nikt nie widział jak Łukasz Zwoliński posyła do pustej bramki piłkę zagraną ze skrzydła. Pogoń prowadzeniem pocieszyła się całe 2 minuty, bo Robak minął bramkarza i zrobiło się 1-1. Tutaj Pogoń miała szansę na objęcie prowadzenia, jednak dla Zwoliński tak zaaferował się możliwością strzelenia drugiego gola, że w sytuacji, w której wystarczyło dołożyć stopę, piłkarz zaplątał się o własne nogi i runął jak długi. Widząc formę gości, piłkarze „ Kolejorza” postanowili przycisnąć, i wątpliwy rzut karny (no ale czego też spodziewać się po sędzi Marciniaku w Poznaniu) wykorzystał Robak. „Portowcy” mieli szansę odpowiedzieć, ale prawa noga Zwolińskiego znów przegrała walkę z lewą i futbolówkę o co najmniej dziwnym torze lotu złapał golkiper. 63 minuta była podsumowaniem dramatycznej gry napastnika gości, bo ten z rzutu karnego najpierw uderzył w środek bramki, a potem mając przed sobą jedynie leżącego bramkarza posłał piłkę dobre półtora metra od celu. Lech dobił Pogoń pod koniec meczu, a Łukaszowi Zwolińskiemu odradziłbym spacery po mieście przez przynajmniej tydzień.

Zwoliński radzi jak zepsuć rzut karny w 150%

Jagiellonia Białystok 2-1 Wisła Kraków
W tym sezonie pewne są dwie rzeczy – błąd Kuby Rzeźniczaka i porażka krakowskiej Wisły. Nie inaczej musiało być więc w Białymstoku. Michał Miśkiewicz to bardzo ciekawy przypadek – najpierw fenomenalnie obronił strzał głową z 3 metra, a zaraz potem zamiast złapać piłkę uderzoną przez Komczenowskiego, po prostu wturlał ją sobie do bramki. O ile pierwszy gol dla „Jagi” to kartofliska świata, o tyle trafienie Wasiljewa na 2-0 było naprawdę pięknej urody. Piękno nie jest jednak motywem przewodnim Kopała Ekstraklasa, więc piłkarze Wisły w zadbali o nasze dobre samopoczucie i materiały do tekstu, kiedy to Boban Jović z metra zdecydował się na kopnięcie prosto w nogę Mariana Kelemena. Honor Wisły chciał ratować Patryk Małecki golem w końcówce. Jeśli o ratowanie chodzi, to radziłbym raczej ratować się mu z tonącego okrętu Wisły Kraków.

Michał Miśkiewicz gra w piłka parzy

Śląsk Wrocław 1-2 Ruch Chorzów
Niedziela, godzina siedemnasta – powszechnie wiadomo, że Piotrowi Ćwielongowi takie warunki nie sprzyjają. Co innego poniedziałek – tutaj „Pepe” gra pierwsze skrzypce. Pomocnik gości zmarnował w tym sezonie cały wianek sytuacji, aż wreszcie stwierdził, że w sumie to można by postrzelać i swojemu byłemu zespołowi zapakował dwa gole. Wrocławianie rzecz jasna mieli nawet kilka okazji, by zrewanżować się za swój bezlitośnie łojony tyłek, ale futboliści z Dolnego Śląska zgodnie ze swoim pochodzeniem, szczególnie umiłowali sobie dół tabeli. Kilkanaście minut przed końcem Morioka wykorzystał jeszcze rzut karny i 8. kolejkę nędzy i rozpaczy nareszcie można uznać za zakończoną.

Ćwielong wita się z Wrocławiem

Mem kolejki:


Wpis kolejki:


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.