Bryan Ruiz i Miroslav Radović - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu ze Sportingiem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia poleciała do Lizbony z nowym trenerem i nowymi nadziejami. Choć rzeczywiście wstydu nie było, to jednak mecz ten udowodnił, jak daleko jesteśmy sportowo w tyle względem rywali z europejskiej pierwszej ligi. Niesprawiedliwym byłoby pochwalić „Wojskowych” za postęp w grze względem starcia z Borussią, bo trudno wyobrazić sobie, by można było zagrać równie źle lub gorzej, ale odnotować trzeba: podopieczni Magiery wypadli znacznie lepiej niż przed dwoma tygodniami. Tyle, że znów zasłużenie przegrali.

1. Za wysokie progi. Za wolno myślący i biegający – to podstawowy zarzut wobec piłkarzy Legii w meczach przeciwko rywalom na poziomie Sportingu. Zarzut, który stawiają nawet futbolowi laicy i który można podnieść również po spotkaniu w Lizbonie. Mistrzom Polski zbyt wiele czasu zabierało podjęcie decyzji, co zrobić z futbolówką. Nie mieli chwili do namysłu, czego nie brakuje w Ekstraklasie, bo zaraz doskakiwał do nich przeciwnik albo dwóch. Nie było też czasu na kilka kontaktów z piłką, w czym przoduje zwłaszcza pieszczący się z futbolówką Guilherme. W efekcie czego mnożyły się niedokładności. Do tego legioniści przegrywali pojedynki biegowe i chyba żaden z nich nie był szybszy od swojego konkurenta. Jeśli dołożyć do tego niższe umiejętności techniczne i złą sytuację w drużynie, można dojść do wniosku, że nie można było mieć złudzeń, co do wyniku tej konfrontacji. Nie ma co się oszukiwać, piłkarsko nie pasujemy do Ligi Mistrzów. Przynajmniej na ten moment.

2. Nieskuteczny Sporting. Jak stoi we wstępie, wstydu nie było, ale mimo to Legia mogła przegrać wysoko. Gdyby wynik końcowy, mimo, co godne odnotowania, odważnej postawy naszego zespołu w pierwszych 10 minutach, brzmiałby 0-5, to też nie moglibyśmy mieć wielkich pretensji. Na szczęście, gospodarze często posyłali piłkę poza obręb bramki Malarza. Do tego nasz bramkarz potwierdził wysoką dyspozycję i obronił kilka niezwykle niebezpiecznych strzałów. Można więc uznać to 0-2 za sprawiedliwy wynik, choć nieoddający przewagi Sportingu.

3. Debiut Magiery. Trudno jednoznacznie ocenić premierowy występ Jacka Magiery w roli trenera Legii. Na pewno dobrze nastawił zespół psychicznie, dał im spokój, przywrócił ochotę do gry w piłkę. „Magic” miał bardzo mało czasu i wydaje się, że zrobił to co mógł. Patrząc jednak na przebieg meczu, można uznać, że pomylił się podczas ustalania składu. Wystawienie na szpicy Radovicia i Odjidji-Ofoe w środku pola w II połowie dało znacznie lepsze rezultaty niż gra z Nikoliciem. „Rado” potrafił przytrzymać piłkę z przodu, szukał gry, potrafił zwodami oszukać obrońców. Belg też nie przestraszył się przeciwników, zagrał walecznie i parokrotnie ciekawie rozegrał piłkę z Miro. Wydaje się więc, że ten duet byłby lepszym rozwiązaniem już od 1. minuty.

4. Nieszczęsne stałe fragmenty. Legia znów po takim rozegraniu straciła gola. I choć tym razem była to bramka przypadkowa, to Sporting kilkukrotnie zaskoczył legionistów rozwiązaniami stałych fragmentach gry. Fakty są jednak takie, że „Wojskowi” stracili w ten sposób już 18 gola w bieżącym sezonie.

5. Powrót Rzeźniczaka. Kontuzja Pazdana i fatalna dyspozycja fizyczna Dąbrowskiego sprawiły, że do składu powrócił Jakub Rzeźniczak. Co bardzo cieszy, „Rzeźnik” wyraźnie odżył przy doskonale mu znanym Magierze i zanotował dobry występ w Lizbonie. Szczególnie imponował skutecznymi wślizgami, skutecznymi odbiorami i niezwykłą determinacją w grze. Czy wrócił stary, dobry Rzeźniczak? Można mieć nadzieję, że tak. Brawo, k…!

6. Tęsknota za Kucharczykiem. Nie lubię Michała, zresztą i on mnie też. Niemniej, doceniam jego wartość, osiągnięcia i statystyki w Legii, a także sposób gry. Szczególnie, gdy zestawiam to wszystko z poczynaniami kolejnych wynalazków, które miałby go zastąpić na skrzydle. Nigdy nie sądziłem, że to napiszę, ale w Lizbonie brakowało „Kuchego”. Faceta, który z całym poświęceniem wspierałby obronę i biegał w wywieszonym językiem w tę i z powrotem, a przy tym nie odstawał szybkościowo od przeciwników. Obaj panowie, którzy wyszli, by grać na lewym skrzydle po prostu nie nadają się do gry w Legii. Kucharczyk też nie jest orłem, ale Langil i Aleksandrow nawet fruwać nie potrafią.

7. Straty, straty, straty… Wiele rzeczy można rozumieć, wiele z czegoś się bierze, ale problemy z przyjęciem i w efekcie straty piłki na równym przecież boisku trudno wyjaśnić inaczej niż brakiem podstawowych umiejętności. Na stadionie Alvalade parokrotnie wiedzieliśmy takie sytuacje, a najczęściej główną rolę grał w nich Moulin.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.