fot.Warsaw Fanatics
REKLAMA

Słowo na niedzielę: Styl

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Przyczynkiem do napisania tego „Słowa na niedzielę” była dyskusja na Twitterze o stylu, w jakim gra Legia. I wieczne narzekanie, że słabo to wygląda. Fakt, nie gramy najlepiej. Problem jednak w tym, że ciężko mi sobie przypomnieć Legię, która porywa swoimi występami i w rezultacie zdobywa mistrzostwo. Przez 26 lat kibicowania „Wojskowym” widziałem różne drużyny, ale trudno mi sobie przypomnieć taką, która łączyła mistrzowskie tytuły z efektowną grą.

W 1993 r. roku nasi piłkarze grali bardzo nierówno. Wiosną nie wygrali aż 5 spotkań, z czego 3 razy przegrali. Często zaś wygrywali 1 bramką. W 1994 r. wyglądało to już lepiej, pamiętamy wygrane po 5-0 z Miliarderem Pniewy i Hutnikiem Kraków, czy 6-0 z Zawiszą w Bydgoszczy, ale w całym sezonie wygrali tylko 19 spośród 34 meczów. Rok 1995? Spójrzmy na bilans z wiosny: 1-0, 0-1, 3-2, 2-1, 1-0, 2-1, 4-0, 2-0, 2-1, 1-0, 0-1, 0-0, 1-0, 2-0, 3-0, 1-2, 2-0. Nie powala na kolana. Mistrzostwo w 2002 r.? Wygrana u siebie, remis na wyjeździe, wygrana, remis, wygrana, remis, wygrana… Tytuł z 2006 r. został zdobyty pod wodzą trenera Wdowczyka, o którego drużynach nieprzypadkowo mówiło się, że grają w stylu reprezentacji NRD. Podobnie zresztą grała mistrzowska drużyna pod wodzą Stanisława Czerczesowa – bieganie, walka, pressing. Ciężko się na to patrzyło, zwłaszcza, że wiosną wygrali tylko 62% swych meczów.

Właściwie tylko tytuły z 2013 i 2014 r. można od biedy uznać za wywalczone w dobrym stylu. Nie to, że Legia wówczas porywała, ale na grę patrzyło się raczej z przyjemnością, zwłaszcza w 2014 r. Paradoksalnie najlepiej wspominam grę „Wojskowych” w sezonach, w których kończyli na 2. miejscu. Tak było w 1996 r., gdy gromili przeciwników wspaniałą paką z Ligi Mistrzów i zgromadzili aż 85 punktów, jak również w 2004 r., gdy wiosną tylko dwukrotnie stracili punkty, a w ataku szalał niezapomniany duet Saganowski-Włodarczyk.

Nie wiem więc skąd te wieczne utyskiwania na styl Legii. Przez tyle lat można się już było przyzwyczaić, że jeśli już wygrywamy, to w co najwyżej średnim stylu. Teraz apetyty rozbudziła z pewnością udana końcówka jesieni, w której legioniści co chwilę wygrywali i to najczęściej wysoko, a do tego wyszli z grupy śmierci Ligi Mistrzów. Wiosna 2017 r. to wciąż 63% wygranych meczów, ale już bez polotu. Zwycięstwa wymęczone, ciężko wybiegane. Do tego punkty potracone w spotkaniach ze słabeuszami pokroju Ruchu, czy w starciu przeciw Wiśle, po którym wiele sobie obiecywaliśmy, bo przecież mieliśmy w końcu zobaczyć Legię świeżą, swobodną, grającą widowiskowo. I to nawet się udało, ale dopiero w ostatnich 30 minutach. Wcześniej patrzyliśmy na ciężkostrawny zakalec.

Proponuję zapomnieć o stylu. Jak widać po powyższych przykładach, jest nieco przereklamowany i nikt o nim potem nie pamięta. Trudno go zresztą wypracować, gdy latem z drużyny odchodzi trzech reprezentantów Polski, zimą dwóch najlepszych napastników, kolejny reprezentant i nie wypalają tegoroczne transfery, a jeszcze w międzyczasie zmienia się trener. Jeśli dodamy do tego trudną do pogodzenia z występami w lidze grę w europejskich pucharach mamy pełnię problemów tego zespołu. Jemu nie trzeba wymyślać więcej kłopotów, ma dość swoich.

Skupmy się na wygrywaniu. Za chwilę mecz w Szczecinie i trzeba po prostu zwyciężyć. Nieważne jak. Jedyny cel to punkty, bo nie mamy już miejsca na pomyłki. Swoją drogą, w mojej ocenie, to i tak cud, że wciąż liczymy się w walce o mistrzostwo. Ale właśnie to jest Legia Warszawa – ciągle się liczymy.

Autor: Jakub Majewski Qbas
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.