fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Górnikiem

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Pierwszy mecz w lidze zakończył się pierwszą kompromitacją – ciężko bowiem inaczej nazwać sobotnią porażkę z beniaminkiem Ekstraklasy, który przejechał się po „Wojskowych” wygrywając 3-1. Zapraszamy na podsumowanie tej bolesnej wycieczki na Śląsk.

Dominik Nagy + – Był jedynym promyczkiem słońca w mroku legijnej beznadziei. Wszędzie było go pełno, imponowały jego odważne wejścia między obrońców, z których niejedno zakończyło się stałym fragmentem dla Legii. Niemal każda akcja „Wojskowych” przechodziła przez nogi naszego pomocnika, bo Węgier był chyba jedynym piłkarzem, który poczuwał się do odpowiedzialności za konstruowanie gry ofensywnej. Dobrą postawę przypieczętował asystą, gdy efektownie zgrał piłkę do wbiegającego Sadiku. Czyli co, w tym Zabrzu chyba jednak dało się grać w piłkę.

Thibault Moulin – Pierwszy i ostatni obok Nagya, który próbował jakkolwiek odmienić losy meczu. Duch był wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe, bo choć Moulinowi wyraźnie zależało na zmianie wyniku – o czym świadczy jego zapędzanie się pod bramkę gospodarzy i próby uderzeń z dystansu – to nie ustrzegł się on błędów takich jak niedokładne podania, czy straty. Widać jednak było w nim nieprzeciętną wolę walki, której tak bardzo zabrakło na boisku całej drużynie.

Guilherme - – Zaczął od głupio złapanej kartki, później wydawał się wskoczyć na odpowiednie obroty (nieźle rozgrywał i oddał kąśliwy strzał na bramkę Loski), ale płomyk nadziei na dobry występ Brazylijczyka zgasł nadzwyczaj szybko. Mnóstwo strat, podania do nikogo i zupełnie nieudane dryblingi sprawiły, że „Gui” w Zabrzu wyglądał na zupełnie zagubionego.

Adam Hlousek - – Zadziwiające jak facet mający za sobą występy w Bundeslidze przegrał z kretesem pojedynek główkowy z 20-latkiem, który odszedł do Górnika, bo w Legii nie mógł liczyć na regularną grę. Mateusz Wieteska dograł wtedy piłkę Suarezowi, który zalutował bramkę na 1-0. Oprócz tego Czech w obronie raczej już nie zawinił, ale jego dośrodkowania przy podłączaniu się do akcji ofensywnych wołały o pomstę do nieba. Zawalił z tyłu, zawalił z przodu – nie ma co, było stabilnie.

Arkadiusz Malarz - – Fatalnie zachował się przy bramce na 1-0, kiedy zawahał się w połowie wyjścia do piłki, przez co znacząco ułatwił rywalom trafienie do siatki. Można dyskutować czy nie powinien wyjść wyżej przy rajdzie Angulo, który zakończył się drugą bramką, ale winienie bramkarza za wpuszczenie gola po tym jak napastnik przebiegł z piłką pół boiska, byłoby po prostu niepoważne. Na boisku Arek zawalił, ale poza nim pokazał charakter i mentalność prawdziwego legionisty. Gdyby wszyscy piłkarze mieli jego charakter, na Walentynki zabieralibyśmy kobiety na mistrzowską fetę.

Michał Kopczyński - – Jak zwykle najsurowiej dostało mu się od kibiców (w ocenach za mecz dostał najgorszą notę). Okej, porywający występ to to raczej nie był, Michał poziomem nie odbiegał specjalnie od swoich kolegów, ale z drugiej strony przerwał on parę akcji Górnika i szukał podaniami partnerów z przodu. Wraz z rozwojem sytuacji na boisku pomocnik grał coraz gorzej, momentami dawał się objeżdżać jak dzieciak, ale twierdzenie, że zawalił bardziej niż duet naszych stoperów jest bardzo grubą przesadą.

Łukasz Broź - – Porównując środowy występ Brozia do tego z soboty można się zastanawiać, czy nasz obrońca nie ma czasem brata bliźniaka, któremu gra w piłkę nie idzie za dobrze. Nasz zawodnik miał trudności ze znalezieniem sobie miejsca zarówno z przodu jak i z tyłu – widać było go bardzo mało, a kiedy już dawał o sobie znać to w obronie objeżdżali go rywale, a w ataku z łatwością zabierali mu piłkę. Kiedy schodził z boiska w 60. minucie, pewnie niejeden kibic dopiero zdał sobie sprawę z jego obecności na placu gry.

Kasper Hamalainen - – Przez cały mecz miał jedna dobrą okazję po podaniu Nagya, ale trafił prosto w wychodzącego Loskę. „Hama” w sobotę był uosobieniem tego jak nie powinien wyglądać napastnik – ospały, wolno myślący, bez polotu. Parafrazując komedię sprzed lat: Na Mariehamn to może i to było dobre, ale tu jest Warszawa – Paryż Północy.

Maciej Dąbrowski - – Przyzwyczaił nas do świetnej formy, więc w sobotę spadł z tak wysokiego konia, że dobrze, iż się przy tym nie połamał. „Dąber” najpierw w 17. minucie kompletnie zgubił piłkę w polu karnym, z czego z wdzięcznością skorzystał Suarez, potem zaś dał się objechać rywalowi w kompromitujący sposób, bo doprowadziło do sam na sam Angulo, bramki na 2-0 i urazu głowy Arka Malarza. Ostatni raz Maciek gorzej zagrał chyba tylko w meczu przegranym 0-6 z Borussią Dortmund.

Mateusz Szwoch - – Chłopak jest sympatyczny, miły i gorliwie pracuje na treningach, ale zastąpić nim Vadisa to jak przesiąść się z Aston Martina do Fiata Stilo. Szwoch niespecjalnie wyróżniał się nawet w Arce, więc jak może pomóc swoją grą Legii, znajdującej się o kilka pięter wyżej? Powiedzmy sobie szczerze – od 2014 roku miał naprawdę sporo szans żeby się wykazać (kolejna nadarzyła się w sobotę, bo kiedy jak nie w meczu z beniaminkiem) i nie wykorzystał żadnej. Jego występ w Zabrzu był katastrofalny: mnóstwo niecelnych podań, jeszcze więcej przestrzelonych dośrodkowań i kompletnie żadnego, ale to żadnego pomysłu na grę, co w przypadku bycia rozgrywającym wygląda raczej nie najlepiej. Ufamy Jackowi Magierze, ale jeśli ktoś nie odpalił przez 3 lata, to może nie odpalić już wcale.

Artur Jędrzejczyk - – Jedyne słowo, które nasuwa się do opisu gry „Jędzy” w pierwszej kolejce to kompromitacja. Artur popełniał rażące błędy w defensywie – najpierw kompletnie zgubił krycie Angulo i przez kilkadziesiąt metrów nie był w stanie dogonić biegnącego z piłką Hiszpana, a potem spektakularnym kiksem umożliwił mu kolejny rajd na bramkę, będący gwoździem do trumny Legii w tym spotkaniu. Bardziej denerwujący niż ostatni występ Jędrzejczyka na stoperze jest chyba tylko „Bumerang” Ewy Farny.

Zmiennicy:

Armando Sadiku + – Wszedł na boisko i od razu pokazał, że potrafi zrobić sporo zamieszania z przodu. Najpierw jego strzał obronił Loska, ale potem nie miał już nic do powiedzenia przy bombie Albańczyka. Zamiast próbować wejść z piłką do bramki wystarczyło solidnie przyłożyć – i co, da się?

Radosław Cierzniak – Odkąd pojawił się na boisku rywalom najwyraźniej przeszłą ochota na nękanie naszej bramki, toteż Radek specjalnie się nie napracował. Przy bramce na 3-0 nie mógł zrobić kompletnie nic.

Krzysztof Mączyński - – Wszedł na boisko za Brozia i wniósł do gry mniej więcej tyle ile ten, którego zmienił. To była „Mąka”, z której nie dało się upiec chleba.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.