fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Wisłą Płock

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Ledwo 1-0, po słabym meczu, w dodatku takim, w którym Legia, mierząca się z bardzo przeciętnym rywalem, budowała akcje oparte główne na kontrach? W normalnych okolicznościach można byłoby bardzo kręcić nosem. W obecnych realiach należy być jednak zadowolonym. Celem było bowiem wygrać w Płocku i dać odpocząć podstawowym zawodnikom przed meczem ostatniej szansy w europejskich pucharach. Jak to połączyć? Trener Magiera miał pomysł.

1. Zmiennicy. Przede wszystkim rotacja. We wszystkich nieszczęściach związanych z kontuzjami podstawowych piłkarzy wciąż powodem do radości jest szeroka kadra „Wojskowych”. Wprawdzie ilość nie przekłada się na oczekiwaną przez kibiców jakość zawodników, ale i tak są to gracze, którzy radzą sobie w Ekstraklasie. W Płocku zagrało tylko trzech legionistów, którzy wystąpili w czwartkowym meczu przeciwko Sheriffowi, w tym Jędrzejczyk został przesunięty z prawej na lewą obronę. Może nie wszyscy zmiennicy wykorzystali swą szansę, ale też nie próbowali na siłę zaistnieć (może tylko raz Hildeberto). Za to razem tworzyli zespół, który bardzo się starał, by wygrać.

2. Bardzo ważna wygrana. Znowu. Gdy jeszcze przed meczem patrzyliśmy w redakcji na tabelę, to pojawiły się obawy. Porażka mogła bowiem doprowadzić do straty aż 8 punktów do lidera. Wygrana pozwoliła nie tylko na utrzymanie kontaktu z czołówką, ale też uwierzyć trenerowi, że w kryzysowych momentach może liczyć na zawodników z drugiego szeregu. Wprawdzie Legia rywalizowała tylko z Wisłą Płock, więc Magierze z pewnością łatwiej było podjąć decyzję o dokonaniu wielu zmian w składzie.

3. Jaka piękna kopanina. Po takich spotkaniach niektórzy mówią, że bolą ich oczy. Określa się je mianem ligowej młócki. Powiadają, że to antyreklama polskiej piłki. Możliwe, że to wszystko prawda. Legia jednak miała swoje zadanie w Płocku. Wygrać. Po prostu wygrać. Nie było ważne nic poza tym i zdrowiem piłkarzy. Trener Magiera świadomie nastawił zespół na walkę, grę z kontrataku. Pozwolił, by to rywale dłużej utrzymywali się przy piłce. Wiedział jakich piłkarzy posyła na boisko i czego może się po nich spodziewać. A ci poszli się bić. Razem. I tę bójkę wygrali.

4. Udane powroty. W Płocku kilku piłkarzy wróciło do grania dla Legii. Największe wrażenie zrobił Jodłowiec, dla którego był to pierwszy występ od maja. „Jodła” udowodnił, że właśnie dla takich meczów przyszedł na świat. Walka wręcz, rozpychanie, holowanie piłki, pojedynki powietrzne – to jego żywioł. W takiej grze czuje się najlepiej i jest najbardziej przydatny dla drużyny. Ma swoje ograniczenia, wszyscy są tego świadomi, że co do zasady jest za wolny do wizji gry Magiery. Ale gdy od tej wizji należy odejść, gdy trzeba walczyć, wciąż jest bardzo przydatny. Mecz w Płocku był też skrojony pod Niezgodę, który świetnie odnajdywał się w grze z kontrataku. Pokazał cechy, za które ceniony był w Ruchu – przebojowość, świetne przyspieszenie i dobrą szybkość. Parokrotnie uciekał obrońcom, a po jednym z kontrataków zdobył zwycięską bramkę. W II połowie wprawdzie zgasł, ale pamiętajmy, że on nie tylko nie grał przez 1,5 miesiąca w pierwszej drużynie z powodu kontuzji, ale i nie przepracował odpowiednio okresu przygotowawczego. Trzecim powracającym był Astiz, którego pozbyto się 2 lata temu. Hiszpan spędził ten czas w najlepszej cypryjskiej drużynie i po zaskakującym przejściu do Legii, paru dniach treningów wypadł więcej niż przyzwoicie. Przede wszystkim przez cały mecz był bardzo skoncentrowany (z jednym wyjątkiem, gdy dał się łatwo ograć Kante w II połowie), wygrywał niemal wszystkie pojedynki, szczególnie te powietrzne.

5. Nowe skrzydła. Na tych pozycjach po raz pierwszy od początku zagrali Chukwu i Hildeberto. Nie wiem, jak wy, ale ja nie wierzę, że Chukwu będzie w Legii kimś więcej niż tylko bardzo drogim uzupełnieniem składu. Daniel zagrał słabo, a sposób, w jaki parokrotnie przyjął futbolówkę świadczy o braku elementarnych umiejętności piłkarskich. Do tego po godzinie gry zaczęło mu brakować sił. Nie nadążał. Bałem się, że albo złapie drugą żółtą kartkę i wyleci z boiska, albo przepuści rywala ze swojej strefy. Chukwu mało wnosił do gry Legii. Nawet nie do końca przygotowany „Berto” wydawał być bardziej wartościowy dla drużyny niż Nigeryjczyk. Portugalczyk ponownie wypadł obiecująco. Ma pozytywne nastawienie do gry, wydaje się czerpać z niej radość. Jestem bardzo ciekawy, jak będzie sobie radził, gdy wreszcie doprowadzi się do właściwej wagi.

6. Gościnny Płock. Niedzielna wygrana legionistów w Płocku była szóstą z rzędu we wszystkich rozgrywkach (choć w 2008 r. w Pucharze Polski potrzebna była dogrywka). Ostatni raz w tym mieście nie wygraliśmy w 2005 r., a w składzie Legii wybiegli m. in. obecni trenerzy Magiera i Vuković. Inna sprawa, że tym razem siłą „Wojskowych” była też słabość gospodarzy. Podopieczni Brzęczka tak naprawdę ani razu nie byli w stanie zagrozić bramce Cierzniaka.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.