Jarosław Niezgoda wrócił do składu i znów strzelił! - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Pogonią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia właściwie musiała wygrać ze szczecinianami, by utrzymać się w realnej grze o mistrzostwo Polski. Do tego zwycięstwo było potrzebne z psychologicznego punktu widzenia: zespół nie potrafił go odnieść od trzech spotkań, w których w strzelił tylko jednego gola. Oczekiwaliśmy więc kompletu punktów i wyniku, który pozwoliłby myśleć o przełamaniu. Doczekaliśmy się.

1. Potrójna radość. Wygrana, w dodatku wysoka i bez straty gola – to trzy główne powody do zadowolenia po tym spotkaniu. Podobnie jak trzy bramki. Do pełni szczęścia zabrakło dobrej gry, ale w sumie jeśli w słabej formie jesteśmy w stanie ogrywać ligowych rywali 3-0, to trudno na to narzekać. Najważniejsze przy tym, że zespół, po różnych zawirowaniach, może na nowo nabrać pewności siebie. Praca wykonana w ostatnim czasie przyniosła efekt. Ta wygrana może stanowić nowe paliwo dla auta o marce „Legia”. Czasem w piłce nie wszystko musi być skomplikowane. Wystarczy strzelić jednego, dwa gole, wygrać i zaczyna iść. Trudno wprawdzie uwierzyć, by nagle mistrzowie Polski zaczęli seryjnie wygrywać i w dodatku z fasonem, aż tak daleko idących wniosków nie powinniśmy wyciągać. Niemniej, od czegoś trzeba było zacząć. To był ten pierwszy krok. Wszystko obecnie zależy od Jozaka i jego ekipy. Jeśli zwyciężą w 7 pozostałych meczach, na pewno zostaną mistrzem.

2. Słaby mecz. Nie można jednak bez komentarza pozostawić poziomu spotkania. Trener Jozak ponownie zdecydował się zagrać w „starym” systemie 1-4-2-3-1, a przy tym tradycyjnie zamieszał personalnie. No i Legia nie zachwyciła. Dość powiedzieć, że jedyną godną uwagi sytuacją „Wojskowych” w I połowie był gol Hamalainena (po rykoszecie). Co więcej, to goście przynajmniej dwukrotnie poważnie zagrozili bramce Malarza, ale ten, jak zwykle, spisał się doskonale. Na murawie ogólnie jednak działo się niewiele. A to legioniści częściej gościli na połowie Pogoni, a to z kolei „Portowcy” prowadzili grę. Piłkarsko było widać, że to gracze z Warszawy są lepsi indywidualnie, ale to rywale wydawali się być lepiej poukładani jako zespół. Z tym że błędy, jakie popełniali na Łazienkowskiej były karygodne i tej kary się doczekały. Trzykrotnie. Jakości naszym jednak brakowało. Byli dość przewidywalni, grali jednostajnie, zbyt rzadko próbowali pressingu (gdy już go stosowali, to potrafili zmusić rywali do błędu) i co najgorsze stworzyli właściwie tylko te okazje, po których padły bramki.

3. Nieoczekiwane bramki. Legia strzelała gole w takich fazach meczu, w których się na nie zanosiło. 1-0 – akurat Pogoń miała swój czas, gdy prowadziła grę. 2-0 – tuż po przerwie, gdy jeszcze nic się nie działo. 3-0 – kontratak po pechowej stracie Pogoni. Ale cóż, to już ich problemy, że rozdają prezenty. My musimy umieć z nich skorzystać. I za to brawo. Z drugiej strony, mała liczba okazji strzeleckich, to jednak feler jozakowego 1-4-2-3-1, co już przerabialiśmy jesienią. Tym większe pochwały należą się naszym piłkarzom za skuteczność. 4 celne strzały i 3 razy piłka wylądowała w bramce Załuski.

4. Powroty. Niezgoda jest naszym najlepszym strzelcem i choć znów przez większość meczu był niewidoczny, to jednak właśnie on najczęściej uderzał na bramkę rywali. Dwukrotnie niecelnie i raz prosto do siatki (pomógł mu rykoszet). Trzeba podkreślić, że tę bramkę można w pełni zaliczyć na jego konto – przyjął piłkę, podciągnął do pola karnego i trafił. Jarek po prostu potrafi to robić – podejmuje decyzje o strzałach w nieoczywistych sytuacjach. No i w lidze nazbierał 12 bramek. Po kuriozalnym zamieszaniu, zesłaniu do rezerw i nagłym powrocie do „jedynki”, na boisku pojawił się także Kucharczyk. Zagrał nieźle. Nadał rozmachu akcjom kolegów, mógł zdobyć bramkę, miał asystę. Nie wdając się w szczegóły, na ten moment Legia potrzebuje „Kuchego”. Po prostu. I dajmy już spokój wydumanym aferom. Warto przy tym zauważyć asystę i gola Szymańskiego, który chyba na dobre zadomowił się w I składzie.

5. Waleczny Antolić. Chorwat po tym meczu został zapamiętany głównie z tego, że trafił w poprzeczkę. Tymczasem wykonał ogromną pracę w środku pola. Stoczył aż 26 pojedynków (19 wygranych), wykonał aż 62 podania (81% celnych, lepszy w Legii był tylko Pazdan i Mączyński, ale ten drugi wykonał dwa razy mniej podań), 50 podań przyjął (lepszy też tylko Pazdan) miał 7 odbiorów (100% skuteczności) i 5 przechwytów (choć też należy podkreślić, że sześciokrotnie tracił piłkę). Można więc stwierdzić, że druga linia opierała się na Antoliciu, ale też wydaje się, że możemy wymagać od niego więcej. Chciałoby się, by bardziej brał na siebie grę, jak choćby Vrdoljak, zawodnik do którego jest porównywany i człowiek, który reprezentuje jego interesy w Polsce, za najlepszych czasów. Z drugiej strony może mamy wygórowane oczekiwania? Nasz były kapitan kosztował ponad dwukrotnie więcej i to 8 lat temu. To też wiele tłumaczy. Niemniej, dobra robota panie Antolić.

6. Niestabilna gra obronna. Nieważne ostatnio, czy gramy 1-4-3-3, czy 1-4-2-3-1, pozwalamy rywalom na zbyt wiele pod naszą bramką. W mojej ocenie największy wpływ na to mają ciągłe rotacje pana Jozaka. Zmieniamy ustawienie, zmieniamy koncepcję gry obronnej i personalia. Najczęściej w drużyna gra w obronie w składzie Jędrzejczyk, Pazdan, Remy, Hlousek. Ale to i tak jedynie miało miejsce w 40% spotkań (wyliczenie Kuby Żywki na czarna-elka.pl). Jeśli dodamy do tego częste zmiany na pozycjach defensywnych pomocników, to mamy pełnię nieciekawego obrazu naszej sytuacji. Legia dopuszcza rywali nie tylko do wielu okazji, ale też nader dużo z nich kończy się groźnymi strzałami. Tak też było w spotkaniu z Pogonią. Szczecinianie powinni byli strzelić przynajmniej jednego gola (Frączczak), a mieli jeszcze ze dwie dogodne okazje. Ten element w grze „Wojskowych” wymaga znacznej poprawy, ale wątpliwe, czy jest to możliwe jeszcze w tym sezonie.

7. Piękna uroczystość. Przed meczem na trybunie prasowej odsłonięta została pamiątkowa tablica Wiesława Gilera, założyciela i redaktora naczelnego „Naszej Legii”, jak również prawdziwego legionisty – pozytywisty, zarażającego miłością do klubu tysiące dzieci i dorosłych. Pomysł klubu godny docenienia. Duże brawa!

8. Co było fajne? Wygrana, wynik, skuteczność, gra Malarza, Pazdana, Antolicia i kołyska dla jego synka, krystalizujący się (chyba) szkielet zespołu na mecze rundy finałowej oraz nierodzące wątpliwości sędziowanie p. Złotka.

9. Co było słabe? Jakość gry, jej schematyczność i jednostajne tempo, wyraźne błędy w grze defensywnej.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.