Kibice Legii w Luksemburgu - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Dziękujemy za puchary!

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Jeśli jeszcze niedawno ktoś powiedziałby, że Legia odpadnie z europejskich pucharów z mistrzem Luksemburga, pewnie byśmy go wyśmiali. Tymczasem w czwartek byliśmy świadkami tego... historycznego wyczynu naszych przepłacanych gwiazdeczek, którzy zadbali dla nas o wolne czwartki, więcej czasu dla rodziny oraz bardziej zbilansowane budżety domowe.

Ci, którzy jeżdżenie zamierzali rozpocząć od fazy grupowej, pewnie jeszcze długie lata nie będą mieli okazji wspierać Legii w Europie - jeśli zarządzanie naszym klubem nie zmieni się natychmiast. Tymczasem do małego państewka leżącego pomiędzy Niemcami i Francją, wybrało się ponad 200 fanów ze stolicy.

Po tym jak UEFA ukarała nasz klub zakazem wyjazdowym na jeden mecz w Lidze Europy za pirotechnikę w Trnawie, wyjazd do Luksemburga stanął pod znakiem zapytania. Pomimo niepewności wejścia na obiekt, decyzja była jedna - jedziemy. Luksemburczycy "ze względów bezpieczeństwa" sprzedaż wejściówek zakończyli dwa dni przed meczem. Ponadto spotkanie zostało przeniesione do stolicy Luksemburga, leżącego kilkanaście kilometrów od Dudelange, w której mieści się siedziba aktualnego mistrza tego kraju.

Fani Legii do celu ruszyli na różne sposoby. Nie brakowało osób podróżujących transportem kołowym - wszak do celu trzeba było przejechać ok. 12,5 godziny w jedną stronę i to całkiem niezłymi drogami. Nie brakowało również osób korzystających z różnych połączeń lotniczych - od bezpośredniego Warszawa - Luksemburg (najszybsze, ale jednocześnie najdroższe rozwiązanie), po kombinowane loty np. do Charleroi, skąd do celu pozostawało zaledwie 150 km.

Od rana widoczne były kibolskie twarze na mieście, podziwiające urokliwe uliczki starego miasta w Luksemburgu oraz delektujące się złocistymi napojami w tej pięknej, skąpanej w słońcu scenerii. Miejscowa policja była czujna - już na lotnisku uważnie "obcinała" łysych łobuziaków. Na mieście również sprawdzała teren, ale z bezpiecznej odległości, aby za bardzo nie prowokować owianych złą sławą kiboli.

Na półtorej godziny przed meczem grupa fanów, która wybrała się na wyjazd, zebrała się w pobliżu jednej z knajp, około dwa kilometry od stadionu. Początkowo biletów mieliśmy do dyspozycji zaledwie kilkadziesiąt, ale nie załamywaliśmy rąk i robiliśmy wszystko co w naszej mocy, by dostać się na stadion. Część wejściówek udało się odkupić od miejscowych (w cenie 20 i 25 euro), którzy w dniu meczu mogli odbierać rezerwowane wcześniej mailowo bilety. Im bliżej było rozpoczęcia meczu, tym większa grupa osób w białych koszulkach zajmowała miejsca na środku trybuny prostej - naprzeciwko trybuny krytej.



Doping prowadziliśmy od pierwszej minuty, skandując m.in. "Ch... z zakazami, hej Legio jesteśmy z Wami" oraz "Fuck UEFA". Niestety piłkarze kolejny raz pokazali, że mocni są jedynie w pomeczowych wypowiedziach. "Odrobimy straty, na pewno awansujemy" - od początku sezonu słyszymy te bez pokrycia zapewnienia, a następnie ogrywają ich piekarze i listonosze. Kiedy nasi "zawodowcy" po 17 minutach przegrywali już 0-2, wkur... sięgnęło zenitu. "Legia grać, k... mać!" - skandowali legioniści, których z minuty na minutę przybywało na trybunach. Chyba każdy z nas zdawał sobie sprawę z tego, że wyjazd do Rumunii w rundzie czwartej oddala się znacznie, a w Europie pozostało nam ostatnich kilkadziesiąt minut. Dlatego też, każdy z nas w tych ostatnich minutach starał się dać z siebie jak najwięcej.

W przerwie cała nasza grupa przemieściła się na łuk za jedną z bramek, a miejscowi w końcu przestali robić problemy z wpuszczeniem zebranych pod stadionem fanów. Łącznie zebrało się nas ponad dwustu, a na płocie wywieszona została jedna flaga - reprezentacyjna "Legia". Dopingiem kierował niestrudzony "Staruch", który z każdą minutą starał się zmobilizować nas do maksymalnego wysiłku - bez względu na postawę grajków. Ci co prawda doprowadzili do remisu, ale by awansować potrzeba była jeszcze jedna bramka. "Mistrzem Polski jest, ukochana ma..." - niosło się w ostatnich minutach z naszego sektora, gdzie kibicowska brać dopingowała bez koszulek. Po końcowym gwizdku złość była przeolbrzymia - oto legioniści odpadli z mistrzem Luksemburga, co będzie wypominane im przez kolejnych kilkadziesiąt lat... "Co ja widzę, o mój Boże, tu Mourinho nie pomoże" oraz "Dziękujemy za puchary!" - to hasła skandowane pod adresem piłkarzy.

Dość szybko po meczu opuściliśmy stadion. Na ulicy szybko dało się zobaczyć jak na nasz przyjazd przygotowała się miejscowa psiarnia. Mundurowi w pełnym rynsztunku, z armatką wodną spodziewali się chyba, że rozniesiemy całe maleńkie państewko. Większość z nas udała się na nocleg, by dopiero następnego dnia ruszyć w stronę Polski, zdecydowanie zbyt szybko kończąc europejską przygodę w sezonie 2018/19. Część z nas - tak zwani optymiści - pozostali z biletami lotniczymi do Kluż-Napoki, gdzie zamiast Legii zagra wielka siła europejskiej piłki, F91 Dudelange.

Z pucharów pozostał nam więc jedynie wrześniowy mecz z Chojniczanką Chojnice, a teraz czas skupić się na wspieraniu Legii w lidze. Już w niedzielę na Łazienkowską przyjeżdża zaprzyjaźnione z nami Zagłębie Sosnowiec - będzie to pierwszy od jedenastu lat mecz przyjaźni, więc tym bardziej warto w niedzielne popołudnie pofatygować się na Ł3.

Frekwencja: 2500
Kibiców gości: 220
Flagi gości: 1

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.