Ivan Kepcija i Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Słowo na niedzielę: Róg

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Można by zacząć cytatem z Wyspiańskiego, ale to byłoby zbyt trywialne. Tydzień temu pisałem, że w wyniku działań Dariusza Mioduskiego Legia znalazła się na skraju przepaści. Po kompletnym skompromitowaniu się z mistrzem Luksemburga, rzuciliśmy się w nią z szeroko rozwartymi ramionami.

Co dalej? Mioduski ma trzy wyjścia, z czego dwa realne. Po pierwsze, wbrew zdrowemu rozsądkowi biznesmena, może dokapitalizować Legię z własnych środków, co pozwoliłoby na spłatę podobno kilkunastomilionowego kredytu, którego termin uregulowania upływa już wkrótce. Zyska tym poklask części kibiców, którzy z zadowoleniem przyjmą zasypanie dziury budżetowej, a właściwie krateru. Wprawdzie prezes tych pieniędzy nie da, tylko pożyczy, jak to kiedyś robiło ITI, co doprowadziło do zadłużenia klubu na 80 milionów złotych. Przykłady takich działań Cupiała w Wiśle i Wojciechowskiego w Polonii również nie nastrajają optymistycznie. Do tego wydaje się, że nie tak powinien funkcjonować nowoczesny, największy i najbogatszy w Polsce, a przede wszystkim normalny, zdrowy klub. Drugie rozwiązanie, to oddanie wierzycielom części udziałów w zamian za umorzenie długów, czyli de facto dopuszczenie do współdecydowania o klubie nieznanych osób o nieokreślonych pobudkach (a jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo…). Trzecia możliwość zaś, to znalezienie inwestora. I ta jest najmniej prawdopodobna, bo skoro nie udało się w czasach prosperity, to tym trudniej będzie teraz, gdy osiedliśmy na europejskim dnie. Znając pana Mioduskiego, to druga opcja w ogóle nie wchodzi w grę i jeśli miałbym typować, to prezes ma tylko jedno wyjście – sypnąć groszem.

To jednak nie wystarczy. Trzeba będzie sprzedać kilku piłkarzy, którzy mają jeszcze jakąś wartość. W pierwszej kolejności Szymańskiego, potem Pazdana, ale z tych „sprzedawalnych” to właściwie tyle. Niezgody obecnie nikt nie kupi, bo najpierw boisko musi zweryfikować stan zdrowia jego serca. Trzeba przy tym pamiętać, że w czerwcu przyszłego roku wielu graczom kończą się umowy i trudno będzie na nich zarobić. Dziwią pomysły, by rozwiązać kontrakty kilku piłkarzy. By to się jakoś spinało, to ci musieliby się na to zgodzić. Jeśli nie, klub nadal płaciłby im pensje, a także odszkodowania, a ci nie mogliby grać. Kompletnie bez sensu. Za równie absurdalne należy uznać apele o kolejną przebudowę drużyny. Dość bowiem przypomnieć, że Legia przez nieco ponad rok pozyskała 20 piłkarzy, z czego co najmniej 17 do I drużyny (nie licząc wypożyczonych), a z podobną liczbą się pożegnano. To co? Teraz, na dwa tygodnie przed końcem okienka nagle wymienimy kolejnych 5-6? Na kogo? Jakieś pomysły, kto lepszy miałby ich zastąpić? Nie tak to miało wyglądać. Legia nie miała żyć z pospiesznych wyprzedaży ostatnich wartościowych zawodników. Ale znów – prezes jest w takim punkcie, że nie ma w zasadzie innego wyjścia.

Mioduski poszedł też na całość zatrudniając na 3 lata trenera Sa Pinto. Tymczasem Portugalczyk już po paru dniach się skompromitował, bo inaczej nie można nazwać zrzucania na arbitra winy za blamaż w Luksemburgu. Sądząc po zachowaniu szkoleniowca będziemy mieli z nim wesoło. W każdym razie uważam, że prezes musiał wreszcie zaryzykować po przebojach z chorwackimi wynalazkami i kompromitującymi klub poszukiwaniami nowego trenera. Z drugiej strony pełna odpowiedzialność za ten ruch spada na barki pana Dariusza. W razie niepowodzenia nie zrzuci winy na doradców, jak zrobił w przypadku Klafuricia. Nie znajdzie wytłumaczenia. Tu też zapędził się w kozi róg. Legia to obecnie jego w pełni autorski projekt.

Projekt, który miał być budowany na wzór chorwacki, a potem chorwacko-szwajcarski, nie wypalił, bo i też nie miał prawa wypalić z tymi ludźmi u steru. Nie ma już w klubie Jozaka, Klafuricia, Preleca (zachwalanego jako nawet najzdolniejszy chorwacki trener młodego pokolenia), Sos ma zostać przesunięty do pracy w akademii, a niedługo odejdzie też ponoć Kepcija. Swoją drogą, ciekawe, czy jeszcze kogoś prezes poświęci? I dawaj od nowa… Budujemy, potrzebujemy czasu, przebudowa, rekonstrukcja, reformacja. A my? Oczywiście w kozim rogu, bo tym razem przecież musi się udać.

Na koniec pozwolę sobie na osobistą refleksję. Legia jest jedna. Nieważne kto jest prezesem. To nasz klub. Podział na jakieś „teamy” został wprowadzony sztucznie. Wszystko przecież weryfikuje życie, czyli wyniki. To również mój klub. Krytykuję, wysyłam ostrzeżenia, przekazuję sugestie, bo mi zależy na tym by się rozwijał i w efekcie osiągał sukcesy, bo mnie one po prostu cieszą. Legia z lat 2013-2017 była mi najbliższą głównie dlatego, że staliśmy się prawdziwą potęgą na miarę naszych możliwości. Wtedy wydawało się, że możemy iść tylko wyżej, że nasze miejsce jest 15 minut za Szachtarem, jak to pięknie powiedział Pablopavo. Ale mimo tego marudziliśmy, narzekaliśmy, krytykowaliśmy, bo wiele rzeczy nam się słusznie nie podobało. Nikt nie wpadłby na to, że 1,5 roku później rąbniemy o europejskie dno. Dudelange to największa pucharowa klęska w historii Legii. Odpowiada za nią jeden człowiek, który własnymi działaniami zapędził siebie i klub w kozi róg. Właśnie do niego mam pretensje. I jednocześnie apel: panie prezesie, skoro zawsze robi pan wszystko odwrotnie niż sugerujemy na łamach Legioniści.com, to uprzejmie pana proszę, by pod żadnym pozorem nie podawał się pan do dymisji. Oczywiście dla dobra Legii Warszawa.


Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.