fot. Piotr Galas / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Lechem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Awizowany na hit kolejki mecz nie zachwycił poziomem, ale dla legionistów, którzy ciężko przepracowali ostatnie trzy tygodnie, był sygnałem, że podążają we właściwym kierunku, a ich wysiłek zaczyna dawać efekty. Lech wprawdzie jest w bardzo słabej formie i nie jest wyznacznikiem, ale to wciąż personalnie czołowy polski zespół. A przecież mistrzowie Polski, choć wygrali tylko 1-0, to tak naprawdę nie dali szans trzeciej drużynie poprzedniego sezonu.

1. Wreszcie! Choć do zachwytów daleko, to i tak po kilkunastu słabych albo przeciętnych meczach w tym sezonie w końcu z przyjemnością patrzyło się na grę legionistów. Przede wszystkim to oni głównie dyktowali warunki w tym meczu, nie pozwalali rywalom na wiele (dwie okazje w całym meczu), grali odpowiedzialnie, współpracowali ze sobą, asekurowali się wzajemnie. W ofensywie mieli jeszcze kłopoty, ale to potrafili trafić do siatki. Rywale nie. Za wcześnie chyba na wyciąganie daleko idących wniosków, ale wydaje się, że jesteśmy już na dobrych torach.

2. Inwestycja. Wygrana z Lechem to pierwszy sygnał, że idziemy w dobrym kierunku. Trener Sa Pinto postanowił niejako zainwestować – zagnał piłkarzy do ciężkiej pracy nad poprawą motoryki, siły i wytrzymałości, zbudował, a pewnie nadal buduje, podstawy na dalszą część sezonu. Jednocześnie zaryzykował straty punktów w meczach przeciwko Wiśle Płock i Cracovii. I rzeczywiście stracił ich aż pięć. W perspektywie całego sezonu musiał jednak wykonać taki ruch. To była konieczność, a jednocześnie jedyne racjonalne wyjście. Mamy wreszcie trenera, który wie co ma robić i ma na to czas, bo nie gra w Europie. Wyzwania przed nim przy tym spore, bo nie dość, że musi wejść na szczebel wyżej z przygotowaniem fizycznym, od czego zaczął, to jeszcze zachować w zespole koncentrację, nie dopuścić do wybuchów w szerokiej, niemal trzydziestoosobowej kadrze. Wierzę, że kolejny rok nie zostanie zmarnowany i nasz zespół zacznie się w końcu rozwijać.

3. Popis siły. Legioniści wygrali ten mecz właśnie przygotowaniem fizycznym. Nie mam pojęcia co gracze z Poznania robili w przerwie na kadrę, może też pracowali równie ciężko, jak ci z Warszawy, ale to właśnie mistrzowie Polski wyglądali po prostu na silniejszych. Wystarczy spojrzeć na statystyki z tego meczu – nasi przebiegli o prawie 8 km więcej (!!!), wykonali 128 sprintów przy 88 gości (!!), a w szybkim biegu zanotowali ponad 2,5 km dłuższy dystans. Nokaut. Ekstraklasę bierze się siłą. Możemy to ponownie zrobić.

4. Zamknięty mecz. Wspomniana moc, w połączeniu z wysokimi, jak na ligę, umiejętnościami to na pewno da efekty. Będziemy grali lepiej. Możliwe przy tym, że wczoraj zobaczyliśmy namiastkę takiej Legii, jaką widzi ją wkrótce Sa Pinto – staliśmy się wybiegani, dzięki czemu mogliśmy starać się wysoko odbierać piłkę, szybko kasować próby konstruowania akcji przez rywali. Graliśmy przy tym racjonalnie, na chłodno, nie wchodziliśmy w wymianę ciosów. Nie próbowaliśmy grać otwartej piłki za wszelką cenę, ale dzięki temu mieliśmy kontrolę nad meczem. Legia grała w wyrachowany sposób i bardzo mi się to podobało. Oczywiście, do poprawy jest jeszcze sporo, choćby te dwie sytuacje Lecha, to efekt poważnych błędów w grze defensywnej. Niemniej przez zdecydowaną większość czasu można było oglądać ten mecz bez żadnych obaw o to, że Lech może wygrać w Warszawie. Poznaniacy jakby nie mieli siły otworzyć zamka „Wojskowych”, przejść do ofensywy (bali się kontr?), co wynikało z ich słabości, ale i naszej siły. W efekcie czego z przebiegu gry nie można było liczyć, że któraś z drużyn się rozbuja.

5. „Jędza” lider? Artur Jędrzejczyk po raz drugi w tym sezonie pełnił funkcję kapitana drużyny. I ponownie zagrał na środku obrony. Trzeba przyznać, że po okresie, gdy władze klubu próbowały absurdalnie przymusić go do odejścia i odsunęły od drużyny, stał się prawdziwym liderem defensywy. Sa Pinto wystawia go na środku obrony i wydaje się, że jest to pozycja, na której „Jędza” powinien grać (gdy ostatnio wrócił do Legii, to taki był plan – wiosna 2017 r. na prawej obronie, a potem miał zostać przesunięty do środka). Mam przy tym wrażenie, że jakby wreszcie zaczynał grać na miarę możliwości, jakby skoncentrował się na futbolu. Jeśli tak jest, to możemy mieć z niego jeszcze dużo pożytku, którego oczekiwaliśmy od blisko dwóch lat.

6. Zero z tyłu. Drużynę zawsze buduje się od tyłu i cieszy, że treningi przynoszą efekty. Świadczą o tym fakty - drugi raz z rzędu nie straciliśmy bramki, a co więcej, widać progres w grze obronnej całej drużyny. Z czystym kontem skończył znów Cierzniak, ale mało w tym jego zasługi. Więcej kolegów z pola i niemrawości lechitów. Sądzę jednak, że Radek nie jest z tego powodu niezadowolony.

8. Mizerny Lech. Dostrzegając postępy Legii, poprawę w przygotowaniu kondycyjnym i organizacji gry, nie zapominajmy jednak, że mierzyliśmy się w niedzielę z bardzo słabym Lechem. Najsłabszym od … majowego starcia w Poznaniu. Nie wiem, co się dzieje z tamtą drużyną i nie jest to nasz problem, ale kto by tam nie przyszedł, to wciąż wyglądają fatalnie. Od strony kibicowskiej, ze względów prestiżowych ta wygrana bardzo cieszy. Ale sportowo Lech nie miał niczego do zaoferowania.

9. Przełamania? Nagy wrócił do Warszawy po półrocznym wypożyczeniu do Ferencvarosu. W Budapeszcie nieszczególnie błyszczał, ale i nie zawodził. U siebie w kraju miał nieco ochłonąć, dojrzeć, może zmądrzeć. Wrócił, ma pewne miejsce w „osiemnastce” i rozegrał 11 meczów na 15 rozegranych przez Legię. Nagy wyróżnia się … pracowitością. Zwykle biega bardzo dużo, jest w czołówce drużyny. Miewa też momenty dobrej gry, które pokazał też w niedzielę. Strzelił zwycięskiego gola po idealnie dopasowanym w czasie wbiegnięciu w strefę obronną Lecha. Genialną asystę zanotował natomiast Szymański. Dokonał tego po raz pierwszy w sezonie i choć wciąż pozostaje bez gola, to chyba możemy mieć nadzieję na przełamanie. Dwaj filigranowi młodzi pomocnicy mają potencjał, by w najbliższych tygodniach zostać kluczowymi zawodnikami Legii. Oby ta akcja bramkowa była tego zwiastunem.

10. Ewidentny karny. Wydawało mi się, że VAR jest po to, by korygować złe decyzje sędziów, a nie by te dobre zastępować złymi. Pan Stefański prawidłowo zinterpretował sytuację, w której w polu karnym Lecha faulowany był Nagy – obrońca złapał go za ramię i trzymając za koszulkę, ściągnął na murawę. Arbiter był nieźle ustawiony, widział wszystko z odległości ok. 10-11 metrów i odgwizdał „jedenastkę”. No i nagle sygnalizacja od pana Musiała z wozu VAR, weryfikacja i anulowanie rzutu karnego. Kompletny absurd, zwłaszcza że w ostatniej powtórce w nc+ widać wyraźnie, jak obrońca ciągnie za koszulkę i powoduje upadek Nagya. O co tu chodzi? Racjonalnego wytłumaczenia nie ma. Jest natomiast skandal sędziowski, który został pominięty tylko dlatego, że Legia wygrała.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.