fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Miedzią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legnica rzadko bywa odwiedzana przez Legię, ale gdy już ją gości, to jest niezwykle serdeczna. „Wojskowi” zagrali tam po raz drugi w oficjalnym meczu i znów strzelili cztery gole. Choć oczywiście najważniejsze były trzy punkty, to ten mecz był jeszcze bardzo istotny, bo miał dać odpowiedź na pytanie, czy wygrana z Lechem, choć w nie najlepszym stylu, była sygnałem świadczącym o wkroczeniu na dobrą drogę. Dał. Pozytywną.

1. Tak trzeba żyć. Przyjeżdża sobie mistrz Polski na stadion beniaminka. Wygrywa 4-1. Odjeżdża. Tak to powinno mniej więcej wyglądać i z reguły się dzieje w najsilniejszych ligach. W Polsce, jak to w Polsce, bywa różnie, dlatego przed spotkaniem można było mieć pewne obawy, może nie tyle o wynik, co o podejście legionistów, poziom ich koncentracji. Te względem rezultatu okazały się płonne, te do poziomu skupienia u niektórych piłkarzy (Stolarski, Szymański, a zwłaszcza Kucharczyk) były zasadne. W każdym razie jednak Legia pokazała siłę, może nie tak wielką, by wygrać 4-1 bez problemów, ale już wystarczającą, by wierzyć, że weszła na mistrzowską ścieżkę.

2. Idzie dobre. Problemy z przygotowaniem fizycznym drużyny wydają się być już przeszłością. Legioniści znów pokazali, że biegają więcej i szybciej od rywali, ale też że wykonują więcej sprintów. Mają siłę, co widać było wyraźnie w ostatniej tercji meczu, gdy gospodarze w tym aspekcie nie byli w stanie dotrzymać kroku mistrzom Polski. A jako że ligę wygrywa się głównie siłą, wytrzymałością i wybieganiem, to… Koniaczek?

3. W stylu Sa Pinto. Koncentracja, skupienie, spokój, konsekwencja, pewność siebie – tak wygląda Legia ulepiona przez Portugalczyka. Pinto, jak to już pisałem po meczu z Lechem, zaczął budowę od tyłu. Dużo pracy włożył w uporządkowanie gry obronnej i to przynosi efekty – w ostatnich trzech meczach legioniści stracili tylko jednego gola i pozwolili na oddanie średnio 2,66 celnych strzałów na bramkę Cierzniaka (a propos – chyba mógł lepiej się zachować przy golu na 1-1). Z przodu wygląda to gorzej, nie ma jeszcze wyćwiczonych schematów, nie wszyscy zawodnicy się odnajdują, ale ponieważ w wysokiej formie są Carlitos, Nagy, Cafu, a przebłyski miewa Szymański, to i tak wystarczy do rozmontowania obrony większości ligowych przeciwników. Warto przy tym podkreślić, że „Wojskowi” mają nowe rozwiązania stałych fragmentów gry, choćby przy dalekich wrzutach z autu. Z tego co wiemy o drużynach Sa Pinto, to fajerwerków nie mamy co się spodziewać, przynajmniej na razie, ale, biorąc pod uwagę obecne okoliczności, to wyników już tak.

4. Nieoczywisty mecz. Samo spotkanie długo nie było jednostronne. Powiedziałbym nawet, że Legia nie zdominowała Miedzi, jak mógłby wskazywać na to wynik. Nie prowadziliśmy bowiem gry, nie opanowaliśmy środka pola, na co wpływ miała też ostrożna gra czyhających na kontry gospodarzy, którzy wyszli bez napastnika i zagęścili tę strefę. Mistrzom trudno było coś wykreować, ale gdy już nadarzały się okazje, to wspaniale potrafili je wykorzystać. Legia ma lepszych piłkarsko zawodników i to na pewno było czynnikiem, który przesądził o losach zwycięstwa, ale też fajnie wreszcie widzieć, że te poszczególne trybiki działają w całym mechanizmie, tworząc drużynę.

5. Błędy, błędy… Fajnie byłoby powiedzieć, że Sa Pinto po miesiącu pracy poukładał wszystko w zespole. Tak jeszcze nie jest, bo to nie cudotwórca, a po prostu trener i zwyczajnie potrzebuje czasu. Na ten moment chyba najbardziej szwankuje gra obronna środkowych pomocników. Cafu i Antolić mieli kłopoty z przemieszczaniem się na przedpolu pola karnego. Chorwat parokrotnie nie przesunął się do przeciwnika, Portugalczyk za głęboko wszedł w strefę obronną np. przy golu Forsella (naprawić to próbował Szymański), a nie był to jedyny raz, gdy nieumiejętnie się ustawił, bo np. chwilę potem, dla odmiany, nie wbiegł za rywalem w pole karne, gdy z bliska przestrzelił Marquitos. Kucharczyk zaś nie pomagał w defensywie Stolarskiemu, bywało, że tylko pozorował pracę, jak w sytuacji z 2 min., gdy po swobodnym rozegraniu piłką Cierzniak obronił strzał Forsella z ostrego kąta. W pewnych okresach meczu brakowało też agresywności, doskoku do rywala i próby odbioru futbolówki, jakbyśmy sami siebie usypiali, co najbardziej było widoczne w akcji na 1-1, podczas której Miedź utrzymywała się przy piłce dobrą minutę.

6. Znów Nagy! Dobry mecz rozegrał duet Jędrzejczyk - Wieteska, świetnie, szczególnie w ofensywie spisał się Cafu, błysnął Carlitos, ale z prawdziwą przyjemnością patrzyło się na odmienionego Nagya. Węgier nie tylko znów biegał najwięcej w zespole, ale też imponował rozmachem, dynamiką, pomysłowością, kreatywnością i techniką. Nie bał się pojedynków, brał grę na siebie (jak Carlitos, czy Cafu), był trudny do powstrzymania. Nagy w tej formie może być gwiazdą ligi. Oby tylko tym razem głowa wytrzymała.

7. Typowy Kucharczyk. Zagraj słaby mecz, nie miej okazji, nie potraf odnaleźć się na boisku, pozoruj pracę w defensywie, niechlujnie wykonaj karnego i zdobądź z niego kluczową dla losów meczu bramkę. Bądź jak Michał Kucharczyk w Legnicy.

8. Królowie wyjazdów. Za czasów trenera Magiery Legia szczyciła się serią 10 wyjazdowych zwycięstw w lidze. Teraz też nie wygląda to najgorzej. „Wojskowi” w gościach przegrali bowiem ostatnio 31 marca 2018 r. w Gdyni. Od tamtej pory są niepokonani w dziesięciu meczach wyjazdowych we wszystkich rozgrywkach, z czego cztery zremisowali.

9. Co było fajne? Wysoka wygrana, skuteczność, bomba z dystansu Cafu na 4-1, asysta piętą Nagya, gol Carlitosa, bo zawsze fajnie, jak „strzelba” strzela.

10. Co było słabe? Okresy dekoncentracji, gra Kucharczyka, problemy Stolarskiego z Ojammą.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.