fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Lechem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia po raz drugi w tym roku przegrała w Poznaniu i skomplikowała sobie sytuację w tabeli. Przed legionistami trudne mecze o mistrzostwo Polski z liderującą Lechią i trzecim Piastem. Znów więc szykuje się niesamowicie ciekawa końcówka sezonu. Wciąż jednak wszystko pozostaje w rękach, nogach i głowach „Wojskowych”.

1. Kontrolowany minimalizm? Patrząc na postawę Legii, która zwalniała grę już w pierwszej połowie, jakby bardziej skupiona była na zabezpieczeniu tyłów niż na atakowaniu, wydaje się, że przyjechała do Poznania po remis. Oczywiście, stworzyła sobie kilka znakomitych sytuacji bramkowych i mogła przecież to spotkanie wygrać, ale celem było przede wszystkim nie przegrać. I ten minimalizm został ukarany. Dlaczego takie podejście? Czy Lech w obecnej sytuacji to na tyle trudny rywal, by potraktować go z nadmiernym respektem? W mojej ocenie trener Vuković mógł mieć powody, by zagrać w ten sposób. Choćby dlatego, że wypadło mu ze składu dwóch podstawowych zawodników. Co ciekawe, sam zdecydował, że na ławce zasiądą kolejni dwaj – Rocha i Szymański. Nie wiemy przy tym, jakie są wyniki badań poziomu zmęczenia zawodników. Tempo, w którym grali w Poznaniu, a także swoiste oklapnięcie kilku zawodników (np. Antolić, Kucharczyk, Cafu, Nagy), nakazują podchodzić do nich z rezerwą. Nie zdziwiłbym się więc, gdyby Vuković niejako poświęcił mecz z Lechem, mając na uwadze powyższe kwestie i w pamięci, z kim zagra już w sobotę i że ten ktoś będzie tuż przed finałem pucharu Polski oraz dość komfortową sytuację w tabeli przed meczem. Podobne manewry stosował już Czerczesow (0-2 w Gdańsku w 2016 r.) i Magiera (0-0 w Białymstoku w 2017 r.). Pozostaje wierzyć, że trener i w tym przypadku wie co robi. Mecz z Lechią te tezy zweryfikuje. Na razie jednak przez ten minimalizm straciliśmy ważne punkty. Oby ich nie zabrakło w końcowym rozliczeniu.

2. Kto grał o tytuł? Zakładając jednak nawet, że powyższe rozważania odpowiadają rzeczywistości, trudno wytłumaczyć swoistą pasywność legionistów w tym meczu. Po okresie, gdy narzucili swoje warunki gry na początku, dość szybko pozwolili lechitom na rozwinięcie skrzydeł. Z trybun wyglądało to tak, jakby gospodarzom bardziej się chciało, byli bardziej zdeterminowani. Jakby to oni walczyli o tytuł, a nie Legia. Nie umiem przy tym wytłumaczyć, jak to możliwe, że Marchwiński przed oddaniem strzału przy akcji bramkowej biegł i biegł w asyście Remy`ego, a ten go choćby nie wytrącił z rytmu biegu? Jak to możliwe, że Antolić i Szymański odpuścili rywala tak, jakby nie mieli już sił, a wcześniej „Szymi” tak nonszalancko, nieodpowiedzialnie, niedokładnie podał piłkę we własnej strefie obronnej? Inna sprawa, że lechita faulował Chorwata chwilę wcześniej, a Cierzniak był źle ustawiony i nie sięgnął niezbyt mocno uderzonej piłki.

4. Mimo wszystko… … sytuacje były. Legia stworzyła sobie więcej dogodnych okazji. Nagy, Carlitos, Szymański… To były właściwie setki. Lech był na tyle piłkarsko słaby, że pozwolił niemrawym legionistom na wiele. A jednak i tak wygrał.

4. Rozczarowanie Cafu. Prawdę mówiąc liczyłem, że Portugalczyk wróci do składu i miejsca w nim już nie odda do końca sezonu. Miał długą przerwę w grze, nie wydawał się być przemęczony. Sądziłem, że będzie liderem środka pola pod nieobecność Martinsa. I co? I wielkie rozczarowanie. Cafu był powolny, niedokładny i trochę nieporadny (tylko 44% wygranych pojedynków). Nie potrafili z Antoliciem opanować środka pola, a jeśli już to na krótko. Miałem nadzieję, że Cafu będzie w stanie nadać drużynie rozpędu, wziąć grę na siebie, posłać dokładne podanie, czy przerzutem szybko przenieść jej ciężar. W dodatku otrzymał jeszcze głupią żółtą kartkę za dyskusje z sędzią i będzie pauzował w Gdańsku, co tak wyprowadziło z równowagi trenera Vukovicia, że został odesłany na trybuny. Sądzę, że trudno będzie Portugalczykowi ponownie wrócić do wyjściowego zestawienia.

5. Beznadziejne stałe fragmenty gry. Głównie rzuty rożne Szymańskiego. Albo za słabe, albo za wolno lecące piłki, albo przeciągnięte. Szymański ani razu nie zagrał dobrze. Proponuję, by nasza nadzieja zaczęła zostawać po treningach i ćwiczyć takie podania, bo to żadna sztuka się tego nauczyć. Nie to, że od razu Leszek Pisz, ale by choć 30% dośrodkowań było w miarę dobrych. W miarę stanowi już przeciwieństwo beznadziejnych.

6. Trener nie pomógł zmianami. Niestety, Szymański i Kulenović nie tylko nic nie wnieśli do gry drużyny, ale wręcz przeszkadzali. Chorwat nie mógł sobie znaleźć miejsca na boisku, nie potrafił wykorzystać swego wzrostu, widać było jego braki techniczne i motoryczne. O „Szymim” już było – kolejny raz raziła jego niedokładność, nonszalancja, po prostu brak jakości. Jedynym zmiennikiem, do którego trudno się przyczepić, jest Radović. Wprawdzie niczego wielkiego nie zwojował, ale starał się, potrafił stworzyć okazje, dać zespołowi impuls do odrabiania strat.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.