2019-04-12 | Aleksandar Vuković - fot. Maciej Frydrych / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo na niedzielę: Niemożliwe

Qbas - Wiadomość archiwalna

Miesiąc temu napisałem "SNN" pt. "Projekt", w którym przedstawiłem adresowany prezesowi pomysł wychowania własnego szkoleniowca. Bo skoro z żadnym mu nie idzie, to po co szukać kolejnego? Idealnym kandydatem wydawał się być Aleksandar Vuković, któremu wówczas tymczasowo przekazano prowadzenie I drużyny. O dziwo, prezes chyba doszedł do podobnego wniosku i w piątek Vuković otrzymał roczną umowę.

Co się wydarzyło od tego czasu? Szkoleniowiec wprowadził zespół na 1. miejsce w tabeli i znalazł się w sytuacji, w której losy tytułu są w rękach Legii. Wojna więc trwa i to "Wojskowi" rozdają w niej karty. Widocznie więc dla władz klubu nie miały znaczenia dwie przegrane po drodze bitwy.

Obawiam się przy tym, że nikt w klubie nie wie, jakiego trenera ten zespół potrzebuje, o jakim profilu, jak powinien grać, jaka powinna być koncepcja, kryteria i czego wymagać od kandydata na szkoleniowca. Nie mamy realnej bazy trenerów, działu w klubie, który zajmowałby się ich monitorowaniem. Dowodem na to niech będzie, że poszukiwania trenera przy Ł3 odbywały się jak zawsze: przeglądano nadchodzące CV. Tym razem jednak został wyciągnięty słuszny wniosek - lepiej dać pracować Vukoviciowi niż trwonić pieniądze na kolejnego niezweryfikowanego, nieznającego legijnych realiów. Zwłaszcza, że czasu na ich poznanie miałby bardzo mało, a bez Ligi Europy w tym roku to możemy bardzo źle skończyć.

Uważam zresztą, że w obecnej bardzo trudnej sytuacji organizacyjno-finansowej, jakiego trenera byśmy nie pozyskali, to miałby potężne problemy. Vuković też je będzie miał. Twierdzę tak dlatego, bo pion sportowy, pod wodzą nijakiego dyrektora sportowego, jest do zaorania i wypalenia do gołej ziemi. W zakresie sportowym niewiele w Legii jest sensownie ułożone. Począwszy od fatalnie zbalansowanej I drużyny, przez Legię II i CLJ. Dość powiedzieć, że "jedynka" nie ma nawet klasycznego napastnika na poziomie predestynującym do gry o najwyższe cele w Ekstraklasie, a pomysły na rezerwy i CLJ nie dają żadnego efektu - nie widać nawet kandydatów na następców Szymańskiego, Majeckiego, czy nawet Kulenovicia. Do tego przecież zaraz kilku piłkarzy zostanie sprzedanych, kilku kończą się umowy, kilku zostało negatywnie zweryfikowanych przez puchary, a kilku w ogóle w nich nie grało. Jakie nadzieje dają tacy zawodnicy na skuteczną rywalizację międzynarodową?

Skoro o Europie mowa, to jeszcze parę lat temu celem minimum Legii była gra w fazie grupowej Ligi Europy. To nie tylko pozwalało zaspokoić potrzeby finansowe, ale w stopniu podstawowym także ambicje sportowe. Dziś LE to prawdziwa ziemia obiecana. Plan minimum zaś to mistrzostwo Polski. Plan bardzo realny i w tym roku, ale ponownie możliwy głównie dzięki słabości ligi. O ile wcześniej problemy z wywalczeniem mistrzostwa można było tłumaczyć wyczerpującymi sezonami i łączeniem ligi z europejskimi pucharami, tak w ostatnich dwóch sezonach można zauważyć po prostu niższą jakość piłkarską i trenerską.

Dość przygnębiająca jest przy tym świadomość, że w tym okresie nie potrafiono w Legii zbudować prawdziwego zespołu, a przerób piłkarzy jest niebywały. Tylko pod rządami Mioduskiego pozyskaliśmy 24 piłkarzy. Spośród nich aż połowa albo już odeszła z klubu, albo została wypożyczona, albo przesunięta do rezerw. W podstawowym składzie gra zaś ostatnio sześciu (Vesović, Remy, Rocha, Antolić, Martins, Carlitos). Więc jeśli miarą skuteczności transferów są występy w I składzie, to na poziomie 25%.

Oczywiście nie jest to tylko wina pionu sportowego. To nie jego pracownicy zmieniali co chwilę trenerów i koncepcje rozwoju, a także nie oni oddawali w sposób niekontrolowany władzę Jozakowi, Kepciji, czy Sa Pinto. To Dariusz Mioduski pozwalał, by ogon kręcił psem w ramach realizacji długofalowych wizji i projektów transformacyjnych. Częste zmiany szkoleniowców, ściąganie tabunów bezużytecznych graczy, a zwłaszcza budowa ośrodka treningowego (choć to teraz oczywiście konieczność), kosztuje dużo pieniędzy. A pamiętajmy, że Legia już jesienią została objęta nadzorem finansowym przez Komisję ds. Licencji Klubowych PZPN. Klub nie może więc sobie pozwolić na kolejne szastanie kasą. Trzeba więc było wreszcie spróbować rzeczywiście zracjonalizować wydatki poprzez minimalizację ryzyka podczas procesu wyboru trenera.

O co chodzi? Nawet w najlepszych sportowo czasach tej dekady, Legii nie było stać na zatrudnienie renomowanego szkoleniowca. Jedynym wyjątkiem jest tu Stanisław Czerczesow, ale i on wcześniej niczego w piłce nie wygrał. A tak to były albo niewiadome, albo wynalazki. A co dopiero teraz, gdy tych pieniędzy nie mamy? Znów szarżować i próbować ściągnąć nieznającego realiów cudzoziemca, czy nieobytego z presją Łazienkowskiej Polaka? W mojej ocenie, a sądzę też, że władz klubu, Vuković to ryzyko minimalne. Ma prawie wszystko, by być tu trenerem - jest wykształcony, inteligentny, doświadczony, zna klub i zawodników od podszewki. Nie ma tylko odpowiednio wysokiej jakości sportowej, o czym niech świadczy fakt, że musi znów o tytuł walczyć Hamalainenem. Pamiętajmy przy tym, że po sezonie kilku zawodników odejdzie, z kilkoma nie zostaną przedłużone umowy, ale zostanie Kucharczyk, a słychać, że też Astiz i Radović. Do tego wrócą Jodłowiec i, wg naszych źródeł, Furman.

Legia obecnie nie rokuje więc najlepiej. Mioduski przez dwa lata niczego stabilnego nie zbudował, ale już szykuje się do kolejnej rekonstrukcji. Wieczna ewolucja poprzez rewolucję. Prowadzenie klubu w oparciu o wizje, bez sensownego pionu sportowego z rozsądnym, charakternym dyrektorem, bez ludzi znających się na piłce w zarządzie, za to otaczających się klakierami i specjalistami od PR. Tak się nie da, ale boję się, że rządzący Legią tego nie dostrzegają. Od dwóch lat niby uczą się zarządzania w piłce i wszystko jak krew w piach.

Pora jasno powiedzieć: dość tego. Mioduski musi wreszcie zacząć brać realną odpowiedzialność za ten klub, a nie spychać na trenerów, których zatrudnia. To ostatni dzwonek, by działać sensownie, tak, by powolutku odbudować markę Legii, którą prezes dyletanckimi, często histerycznymi, działaniami własnymi i swoich ludzi po prostu zdeprecjonował. Niestety, doświadczenie wskazuje, że to niemożliwe.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.