fot. Bodziach / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Komentarz: Legionista przejmuje stery

Woytek - Wiadomość archiwalna

Jeżeli oczekujecie w tym tekście odpowiedzi na pytanie, czy decyzja o podpisaniu podpisanie umowy z Aleksandarem Vukoviciem na przyszły sezon trzy kolejki przed końcem aktualnego jest dobra, to was rozczaruję. Jeżeli jednak chcecie poznać moje przemyślenia na temat bieżącej sytuacji w Legii, które miały ujrzeć światło dzienne dopiero po sezonie, to zapraszam do lektury. Szybszy niż wszyscy zakładaliśmy wybór trenera spowodował, że pora na publikację jest odpowiednia.

Czy chciałbym teraz być w skórze prezesa Dariusza Mioduskiego i podejmować decyzję o wyborze pierwszego trenera? Zdecydowanie nie, ale to nie oznacza, że mu współczuję. Właściciel Legii sam siebie w niej postawił i to po raz szósty w ciągu ostatnich 21 miesięcy: 1. Zwolnienie Magiery / zatrudnienie Jozaka; 2. Zwolnienienie Jozaka / zatrudnienie Klafuricia; 3. Wybór Klafuricia na nowy sezon; 4. Zwolnienie Klafuricia / zatrudnienie Sa Pinto; 5. Zwolnienie Sa Pinto / zatrudnienie Vukovicia; 6. Wybór Vukovicia na nowy sezon.

Uważam, że na przestrzeni ostatnich 24 miesięcy Legia pod wodzą Mioduskiego doszła do ściany, a po drodze do odbijała się od ścian z lewej strony i z prawej strony. Przez ostatnie 2 lata nieco się na to uodporniłem. Przyzwyczaiłem się do zmienności koncepcji obecnego właściciela, choć on sam uważa, że koncepcja się nie zmienia, bo jest nią wygrywanie, a zmieniają się tylko ludzie, którzy mają postawione cele osiągnąć. Bardzo wygodne tłumaczenie, ale długofalowości i strategii - powiedzmy uczciwie - nie ma w tym żadnej. Nie sądzę, żeby to mogło ulec radykalnej zmianie bez zmiany prezesa, bez zbudowania mocnego pionu sportowego. "Mamy taki moment w klubie, że potrzeba więcej legijności" - powiedział Mioduski po ogłoszeniu nowej umowy z Vukoviciem. Pytam: Panie prezesie, co Pan zrobił z tą legijnością, że jej obecnie brakuje?
W strukturach klubu od ponad 2 lat trwa permanentna przebudowa, wdrażane są nowe wizje, nowe standardy, zatrudniani są nowi ludzie. Następnie, po kilku miesiącach, wszystko to jest orane i tworzone od nowa - z boku wygląda to jak praca rolnika w polu. Może co roku zbierze nowy plon, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie taki sam. A Legia naszych marzeń po Lidze Mistrzów miała się rozwijać i iść do przodu, bardziej to jednak przypomina to wegetację na ugorze. Na szczęście jest jeden pozytywny wyjątek - oranie ziemi w gminie Grodzisk Mazowiecki, za które Dariuszowi Mioduskiemu należy się duży plus.

Zanim przystąpiłem do pisania tego tekstu, wróciłem do komentarzy, które publikowaliśmy na łamach serwisu w ubiegłym roku. Pierwszy był po sezonie, w którym wzywaliśmy prezesa do zatrudnienia trenera po nieudanym eksperymencie z Romeo Jozakiem. Wówczas - po zakończeniu sezonu, ale jeszcze przed przedłużeniem umowy z Deanem Klafuriciem - wytknęliśmy klubowym decydentom, że nie przygotowują mu odpowiedniego gruntu na dalsze prowadzenie drużyny: "Gdyby Klafurić naprawdę miał prowadzić Legię w nadchodzącym sezonie, to taka decyzja już dawno powinna być podjęta. Natychmiast po zdobyciu mistrzostwa szefostwo mogło ugruntować pozycję „Klafa” i dać jasny sygnał piłkarzom: to jest właściwy człowiek na właściwym miejscu! Tak jednak nie było i wszyscy rozjechali się na urlopy." Tym razem Dariusz Mioduski nie czekał na koniec rozgrywek, choć wcale nie wiadomo, czy obecnej drużynie uda się obronić tytuł. Zespół dostał jednak jasny sygnał, kto w czerwcu rozpocznie przygotowania do europejskich pucharów. Element decyzyjnej niepewności został więc usunięty - to plus.

Informację o przedłużeniu umowy z Klafuriciem skomentowaliśmy słowem "prowizorka": "Czy uda mu się osiągnąć kolejne sukcesy z drużyną? Próżno szukać ku temu racjonalnie przekonywających przesłanek. (...) jak będzie, gdy przyjdą pierwsze niepowodzenia? A przecież przyjść muszą. (...) Zresztą, jakby tego ruchu nie tłumaczyć, to i tak trudno oprzeć się uczuciu tymczasowości. Niby jest, ale wcale nie zdziwimy się jakby za chwilę go już nie było. To nie daje komfortu współpracy.". Słowa te szybko znalazły potwierdzenie w pucharowej rzeczywistości.

Powtórka z rozrywki?

Rozumiem reakcje części kibiców, piszących o powtórce sprzed roku, o braku uczenia się na własnych błędach. Bez wnikania w szczegóły, tak to z boku wygląda. Nie bez powodu jednak dodałem w śródtytule znak zapytania, bo czy te sytuacje można porównać? Moim zdaniem są one podobne tylko na pierwszy rzut oka. Trudno bowiem zestawić obok siebie wieloletniego legionistę z człowiekiem znikąd, który wraz z Jozakiem nie potrafił przygotować fizycznie drużyny zimą i w nagrodę dostał taką szansę latem. Teraz, w przeciwieństwie do sytuacji sprzed roku, nikt nie kwestionuje efektów zimowej pracy Ricardo Sa Pinto. Choć Portugalczyk pozostawił po sobie zgliszcza w całym klubie pod kątem mentalnym i nie mogło to dłużej trwać, to zawodnicy mają siłę biegać. Vuković o tym wie i publicznie podkreślał już kilka razy.

"Aco" ma bez wątpienia zdecydowanie ogromną wiedzę o Legii, o samych zawodnikach i przede wszystkim specyfice pracy przy Łazienkowskiej 3. Z warszawską drużyną związany jest od 2001 roku, z przerwą na grę w Koronie Kielce. Przyglądał się pracy Berga (w małym stopniu jako asystent trenera rezerw), był asystentem w sztabie Czczerczesowa, Hasiego, Magiery, Jozaka, Klafuricia i Sa Pinto, a w tym samym czasie zdobywał wykształcenie trenerskie na kursie UEFA Pro i niedawno go ukończył. Nadeszła więc pora na samodzielne poprowadzenie drużyny. Ale czy musi to być od razu Legia? No, nie musi, ale jest. Na pewno dla Vukovicia jest to spełnienie marzeń, tak samo jak swego czasu było dla Jacka Magiery. I to jest w sporcie piękne.

Uważam jednak, że kluczowym argumentem o pozostawieniu Vukovicia na stanowisku były kwestie finansowe. To konsekwencja serii wcześniejszych złych decyzji. Włodarzom trafił się legionista z krwi i kości, a nie kolejny królik z kapelusza, więc z tego skorzystali, tak samo jak w 2016 roku z Magiery. Nie jest więc powtórka z rozrywki, ale jest to po prostu spora niewiadoma. Trudno mi sobie wyobrazić kibica Legii, który nie będzie trenerowi życzył powodzenia i nie będzie mu mocno kibicował. Cóż może być piękniejszego, niż legionista prowadzący z sukcesami pierwszą drużynę? Vuković twierdzi, że czuje się gotowy. Kibicuję mu mocno, bo to świetna osoba, ale mam obawy. I nie chodzi o samą gotowość Vukovicia, a bardziej o to, jakie warunki stworzy mu zarząd i pion sportowy. Wiadomo, że drużyna będzie przebudowywana. Czy dyrektor sportowy zapewni mu zawodników na odpowiednim poziomie? Hasi, Jozak, Sa Pinto sprowadzali swoich ludzi. Nie sądzę, by taki komfort pracy miał Serb. Jak wysoko należy więc zawiesić poprzeczkę szkoleniowcowi? Już na dzień dobry ma zdobyć mistrzostwo. Klub zdaje sobie przecież sprawę z tego, że oczekiwania kibiców się nie zmienią.

W jakim miejscu jest teraz Legia? Spodziewam się, że prędzej niż później nadejdzie kolejny sztorm i kluczowe będzie to, czy prezes Dariusz Mioduski będzie na niego gotowy. Czy ma plan, którego będzie się trzymał, czy znowu będzie działał tak jak do tej pory, czyli spontanicznie, ale zarazem bardzo przewidywalne. A może opcje na plany awaryjne się skończyły wraz z zerknięciem na stan klubowej kasy? Liczę na to, że Legia przygotowuje się na najgorsze. Jednocześnie liczę na to, że w końcu poważnie będzie rozważany scenariusz przetrwania ewentualnej burzy bez roszad na stanowisku szkoleniowca. I nie chodzi o osobę Aleksandara Vukovicia, a o ogólne funkcjonowanie aktualnych mistrzów Polski na boisku, które przez częste zmiany wygląda jak wygląda. Może to jest niezbędne, by zbudować nowe solidne podstawy?

Kibiców zawsze będą interesowały jedynie dobre wyniki, a przed nami kolejne ciężkie lato. Vuković zdaje sobie z tego sprawę. Wie, że okres letni związany z walką we wszystkich rundach eliminacyjnych do europejskich pucharów jest najtrudniejszy. Wie, że nikomu nie udało się jeszcze optymalnie przygotować drużyny w ostatnich latach. Oby wyciągnął z tego wszystkiego odpowiednie wnioski - materiału porównawczego ma aż nadto. Od kilku sezonów nie przejmuję się letnimi wynikami w Ekstraklasie. W zasadzie do końca sierpnia możemy na zmianę wygrywać, przegrywać i remisować - najważniejsze jest to, by awansować do fazy grupowej europucharów. No, może przydałoby się wygrać w końcu Superpuchar... ;)

Oczekiwania kontra rzeczywistość

Vuković jest opcją oszczędnościową, bo Legii nie stać teraz na doświadczonego szkoleniowca z wyższej półki. Takie są fakty. Oczekiwania kibiców przerastają aktualnie możliwości klubu. To już nie jest Legia z Ligi Mistrzów 2016. Z tamtego okresu zostały tylko piękne wspomnienia, które raczej szybko nie wrócą. Obecna Legia jest zadłużona, z trudem wiążąca koniec z końcem, mająca długi u wielu podwykonawców, problemy z licencją, biorąca kredyty, szukająca oszczędności i licząca na sprzedaż najbardziej perspektywicznych zawodników za miliony euro, które ustabilizują nieco budżet. To Legia, która dopiero skończyła płacić Deanowi Klafuriciowi, a już w kolejce ustawił się Ricardo Sa Pinto i przez kolejny rok będzie pobierał sowitą pensję, bo - do dziś nie pojmuję jakim cudem - klub podpisał z nim trzyletni kontrakt. To Legia, która spadła z pozycji drużyny wystającej ponad tę ligę dzięki regularnej grze w europejskich pucharach na poziom zwykłego ligowca - pisaliśmy o tym tutaj. Ewentualne kolejne mistrzostwo tego nie zmieni. Tylko awans do Ligi Europy może przywrócić klub na wcześniejsze właściwe tory, ale podobnie jak w poprzednich latach, łatwo nie będzie. A jeżeli nie będzie tytułu mistrzowskiego, to wydaje się to wręcz niemożliwe do zrealizowania.

Poznań bis? Oby nie!

Zakończę nieco przerysowanym porównaniem. Wprawdzie Lech znajduje się w znacznie gorszej sytuacji niż Legia, ale trudno nie dostrzec pewnej analogii. Przed oczami mam słynną ubiegłoroczną konferencję z Poznania. Krótko po kompromitującej porażce w lidze wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski z entuzjazmem patrzył w przyszłość, zapowiadał, że nigdy się nie podda, że od lat klub przygotowywał do objęcia funkcji trenera Ivana Djurdjevicia, że trener będzie miał stuprocentowe wparcie, by dokonać koniecznych zmian. Trudno nie zauważyć, że Vuković może być właśnie takim Djurdjeviciem. Oby jednak nie został potraktowany w podobny sposób. Oby pełne zaufanie prezesa i przekonanie do tego, że się uda, nie skończyło się wraz z pierwszymi niepowodzeniami. Tym bardziej, że warunki do pracy i materiał ludzki Vuković będzie miał raczej gorsze niż jego poprzednicy, a na dodatek w dużej mierze będzie musiał składać zespół od nowa.

Na jednej z ostatnich konferencji Vuković powiedział, że mimo porażki Liverpoolu z Barceloną 0-3 Jurgen Klopp jest najlepszym trenerem na świecie. Wtedy jeszcze nie wiedział, że w rewanżu Anglicy rozniosą Katalończyków. Życzę mu, żeby przy pierwszej takiej porażce nie został skreślony i otrzymał szansę na rewanż.

Powodzenia, "Aco"!

Woytek

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.