fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Jagiellonią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W Białymstoku Legia przegrała trzeci mecz w grupie mistrzowskiej i w praktyce pożegnała się z marzeniami o mistrzowskim tytule. Podopieczni trenera Vukovicia przez zdecydowaną większość meczu grali słabo, zwłaszcza w ofensywie, choć stworzyli kilka okazji i nie musieli tego meczu przegrać. Inna sprawa, że remis też nic nam nie dawał.

1. Tak się nie walczy o tytuł. Siedem punktów w pięciu meczach grupy mistrzowskiej – tak wyglądał bilans Legii przed wczorajszym meczem. Spotkanie z Jagiellonią idealnie odzwierciedliło, że nie ma w tym przypadku. Rozumiem, że zespół ma bliżej niezdiagnozowany problem z grą w piłkę i potrafi to robić tylko w określonych fragmentach meczów, ale skoro zawodnicy mają siłę biegać (a podobno mają), to niewytłumaczalne jest, że wyglądają tak, jakby im w pełni nie zależało na wygranych. Nie ma na to żadnego uzasadnienia. Nie chcę szafować sloganami, że tu jest Legia i tu się zasuwa, bo profesjonalista powinien robić to wszędzie, ale tej walki po prostu brakuje. Może to kwestia podejścia? Skoro nawet są w klubie pracownicy, którzy mówią, że lepiej awansować do LE niż zdobyć tytuł, a Dariusz Mioduski rok temu stwierdził, że mistrzostwo jest właściwie nieopłacalne, to może i takie jest podejście w szatni? Szatni, która, przypomnijmy, nie otrzymała nadal premii za zeszłoroczny tytuł. Nie ulega natomiast wątpliwości, że nie umiemy dłużej pograć w piłkę. Tylko w pewnych okresach potrafimy przyspieszyć, grać z pierwszej piłki, szybciej nią operować. Nie umiem odpowiedzieć dlaczego tak jest, ale skłaniam się ku tezie, że po prostu mamy za słabych piłkarzy. W tym sezonie pracuje z nimi trzeci trener, a nadal nie wszyscy obrońcy potrafią bronić, pomocnicy podawać, a napastnicy strzelać. Dość powiedzieć, że w ostatnich trzech meczach strzeliliśmy raptem jednego gola. Oczywiście niektórzy posiadają wysokie, jak na polską ligę, umiejętności, ale widocznie nie dość wysokie, by wywalczyć coś więcej niż wicemistrzostwo.

2. Przekombinował? Gdy zobaczyłem skład, to pomyślałem, że albo trener Vuković jest geniuszem, albo przekombinował. Bo wyjść na mecz de facto decydujący o losach mistrzostwa z całkowicie przemeblowaną drużyną to dość irracjonalne. Wynik świadczy, że szkoleniowiec nie trafił ze składem. Czemu jednak podjął tak radykalne decyzje? Nie jest przecież głupcem i nie wystawił specjalnie słabszych kosztem lepszych. Musiał mieć więc jakieś powody, a ponieważ dysponuje źle zbalansowaną drużyną, to ma ograniczone pole manewru. Taktycznie też górą był trener przeciwników – Jagiellonia była gotowa na to, co zrobi Legia. Pytanie tylko, czy to Serb wymyślił, będące synonimem bezradności, wrzutki w pole karne na wysokich stoperów „Jagi”, czy też piłkarze nie umieli sobie w inny sposób poradzić w fazie ataku? Nie znam motywów działania Vukovicia, mogę tylko przypuszczać, że część zawodników grała ostatnio wyraźnie poniżej możliwości, część zaczęła stroić fochy na treningach, a część jest już myślami poza Legią. Co by jednak nie mówić, trener jest odpowiedzialny za wyniki. Podjął, być może wymuszone, ryzyko i przegrał. Nie tylko mecz, ale najpewniej też mistrzostwo.

3. Znów niemrawy początek. Po raz kolejny Legia słabo zaczęła mecz. Owszem, nie wyglądało to tak źle, jak choćby z Pogonią, ale bądźmy szczerzy, trudno było zagrać znów równie fatalnie. Było więc nieco lepiej, ale nie na tyle, by powiedzieć, że nawet przyzwoicie. Jagiellonia zresztą też specjalnie nie narzucała tempa. Mimo tego daliśmy im strzelić gola, a nawet ich wyręczyliśmy. Zostawialiśmy rywalom sporo miejsca, otwartych przestrzeni, graliśmy rozciągnięci. Dopiero po zmianie stron obraz gry się zmienił. Legia zaczęła ostro i szybko wypracowała sobie kilka sytuacji. Znów jednak miała problemy ze skutecznością, a do tego po prostu brakowało farta. Potem jednak gospodarze ustabilizowali sytuację na boisku i skutecznie rozbijali ataki „Wojskowych”. To przebudzenie trwało krótko, bo zaledwie ok. 10 minut. Potem jeszcze w końcówce legioniści szarpali, ale właśnie: to była tylko nerwowa szarpanina. Przerażające, że było to wszystko na co było ich stać. A może to właśnie jest poziom tej drużyny?

4. Sprawa Medeirosa. Część środowiska kibiców Legii zbulwersowało odsunięcie od składu Medeirosa, rzekomo najlepszego piłkarza tej drużyny. Tymczasem Portugalczyk podpadł trenerom na poniedziałkowym treningu, na którym truchtał zamiast wykonywać sprinty. Nie był to pierwszy wybryk nie przesadzającego z zaangażowaniem zawodnika. Czy była to dobra decyzja sztabu? Patrząc na możliwości Medeirosa, zwłaszcza w odniesieniu do polskiej ligi, to nie. Oceniając jednak jego rzeczywisty wkład w dobre wyniki drużyny, zaangażowanie w grę, podejście, a przede wszystkim profesjonalne relacje na linii trener – zawodnicy, to bardzo dobra. Owszem, często szkoleniowcy przez palce patrzyli na zachowania np. Ljuboji, ale między tymi zawodnikami nie ma nawet płaszczyzny porównawczej.

5. Debiutanckie trafienie Wieteski. Do wczoraj Wieteska, który w barwach Górnika słynął ze skuteczności pod bramką przeciwnika, jeszcze nie zdobył bramki w barwach Legii. W końcu mu się to udało. Problem w tym, że było to trafienie samobójcze. Przy czym nasz obrońca zachował się w niewytłumaczalny sposób. Niezbyt mocne dośrodkowanie, dużo miejsca, w polu karnym tylko jeden rywal, który nie wywiera presji, do piłki wychodzi Majecki, a Wieteska strzela do własnej bramki. Absurd. Może ta maska ograniczyła mu pole widzenia? Co ciekawe, była to już czwarta bramka, jaką legioniści w ostatnim czasie stracili po dośrodkowaniu ze strefy, za którą odpowiada nasz lewy obrońca do spółki z defensywnym pomocnikiem.

6. Koniec. Porażka w Białymstoku nie oznacza wprawdzie, że straciliśmy szanse na mistrzostwo, ale nie łudźmy się. Musielibyśmy wygrać z Zagłębiem i liczyć na potknięcie gliwiczan. Oba warunki są trudne do zrealizowania, a ten drugi właściwie niemożliwy. Lech nawet, gdy walczył, to i tak nie był w stanie choćby zbliżyć się do Piasta, a co dopiero nawiązać z nim walkę, gdy ten, rozpędzony, jest o krok od historycznego sukcesu, a poznaniacy walczą tylko o premie meczowe i mają okazję utrzeć nosa znienawidzonym rywalom z Warszawy. Trudno się im dziwić. Nie wyobrażam sobie przy tym byśmy mieli ich w tym meczu wspierać. Poza tym, nikt nie powiedział, że legioniści są w stanie wygrać swoje spotkanie. To koniec.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.