fot. Piotr Galas / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo po niedzieli: Konsekwencja

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia przegrała mistrzostwo nie tylko na własne życzenie, ale i jest to niejako naturalna konsekwencja tego, co się w klubie dzieje od dwóch lat. Dwie klęski z rzędu w europejskich pucharach, ligowe problemy w zeszłym sezonie, zmiany trenerów co parę miesięcy, aż wreszcie porażka we właśnie zakończonym. Jak na klub, który niedawno regularnie grał w Europie i zarabiał w Lidze Mistrzów, to prawdziwy dramat.

Oczywiście nawet przy mocnej pozycji w krajowej piłce zdarzyć się może sezon, w którym ligi się nie wygrywa. Upraszczając: różne okoliczności na to wpływają, a nie da się wygrywać wszystkiego. Wydaje mi się jednak, że zarządzający Legią sądzili, że drużyna ma na tyle wysoką jakość, że ligę i tak będzie wygrywać. Wmówiono nam, że na Legii można dowolnie eksperymentować, bo przecież ma najlepszych piłkarzy i bez względu na to, co działo się wokół niej. A działo się sporo.

Przede wszystkim Dariusz Mioduski doszedł do wniosku, że trzeba zdywersyfikować źródła pozyskiwania przychodów i uniezależnić je od występów w fazach grupowych europejskich pucharów. Przewrotnie można by stwierdzić, że to dlatego przestaliśmy w nich grać, ale w Legii uznano, że musimy zacząć zarabiać duże pieniądze na sprzedaży młodych, obiecujących piłkarzy. Podjęto decyzję, że w Legia zostanie Dinamem Zagrzeb. I już. To, że talentów nie mamy, miało nie być wielką przeszkodą. Wykreować mieli ich i byli pracownicy klubu ze stolicy Chorwacji. Ich stempel jakości miał być gwarancją wysokiej ceny. Na siłę więc stawia się na bezproduktywnego w minionym sezonie Szymańskiego, ustawiano drużynę pod Niezgodę, który podobno grał nawet z urazem.

Jednocześnie Legia przestała się rozwijać sportowo i jakby nasycona, rozleniwiona wieloletnią niemożnością przeciwników przegapiła moment, w którym pojawił się konkurent, choć przecież nie jakiś silny, ale jednak na tyle mocny, by odebrać jej tytuł. Ściągała coraz słabszych graczy, z których żaden nie został gwiazdą ligi, a może jeden rzeczywiście jest najlepszy na swojej pozycji w Ekstraklasie (Martins). Pojawiali się znajomi znajomych, trenerskie kaprysy, a niemal wszyscy pochodzili z zagranicy. Liderom drużyny, powoli schodzącym ze sceny, pomagano, by nie powiedzieć, że ich spychano, ale nie potrafiono w ich miejsce znaleźć zastępców. Ludzi, którzy byliby w stanie pociągnąć za sobą zespół w trudnych momentach, gotowych do gry pod presją, znających smak walki o najwyższe cele. Przyszli za to głównie specjaliści od żartów, fotek na Instagramie i szeroko rozumianej rozrywki, spośród których rzadko kto coś w piłce wygrał.

Od zwolnienia Jacka Magiery i Michała Żewłakowa, w klubie podejmowane były właściwie same złe decyzje personalne w pionie sportowym. Najpierw władzę w tym zakresie oddano niedoświadczonemu Chorwatowi (Kepciji), a potem dyrektorem sportowym zrobiono człowieka, który choćby ze swej introwertycznej natury na to stanowisko się w Legii nie nadaje (Kucharski). Efekt ich działań? Najbardziej wyraziste: dwudziestu czterech nowych piłkarzy w ostatnich czterech okienkach transferowych, z czego dwunastu z nich albo już odeszło, albo zostało przesuniętych do rezerw, albo nigdy nie zadebiutowało w pierwszej drużynie. Trenerami byli zaś wykładowcy akademiccy, szkoleniowcy kobiet i szkoleniowiec zachowujący się, jakby miał problemy emocjonalne.

Bałagan po tym wszystkim miał posprzątać Vuković i mistrzostwem uratować prezesom skórę. Serb objął Legię półtora miesiąca temu w bardzo trudnej sytuacji. Został więc powtórzony manewr z zeszłego roku, gdy Mioduski, bojąc się kompromitacji, na ostatniej prostej zwolnił Jozaka. Nauczeni tym przypadkiem uwierzyliśmy więc, że to łatwe - wystarczy zmienić trenera, oczyścić atmosferę, bo przecież mamy tak dobrych piłkarzy, że sobie poradzą. Utwierdziły nas w tym początkowe wyniki drużyny pod wodzą nowego trenera.

Okazało się jednak, że te same, proste sztuczki nie zawsze działają, choć jeszcze do meczu z Pogonią mogliśmy sądzić, że i tym razem wyjdziemy obronną ręką z tarapatów. Nie udało się. Nie wiem, czy „Vuko” to dobry trener z dobrą drużyną, dobry ze złą, a może zły z dobrą, czy też zły ze złą. Od początku uważałem, że skoro już dostał szansę, jako szkoleniowiec tymczasowy, a klubu obecnie nie stać na ściągnięcie nowego, wykwalifikowanego sztabu i też, być może po swych doświadczeniach, boi się podejmować kolejnego ryzyka, nie ma skonkretyzowanej koncepcji, jak Legia powinna grać i czego oczekiwać od szkoleniowca, to warto zostawić Serba na dłużej. Wychować go sobie i pomóc, otaczając trenerskimi profesjonalistami. I dać czas. Czasami długoterminowa inwestycja przynosi przecież najpierw straty. Zdania nie zmieniłem. Na rozliczenia przyjdzie pora dopiero jesienią, gdy poukłada klocki po swojemu.

Pisałem przy tym, że Vuković będzie miał potężne kłopoty ze względu na zastaną w klubie sytuację. Ba, sądzę, że problemy z formą piłkarzy, to niejako wypadkowa tego co dzieje się w Legii, skutek, nie przyczyna, a tarapaty, w jakich się znaleźliśmy, są znacznie poważniejsze. Od finansowych przez administracyjne aż po organizacyjne. Przykład pierwszy z brzegu. Zawodnicy nadal nie otrzymali premii za ubiegłoroczne mistrzostwo. Czy dla nich, zwłaszcza tych traktujących Legię, jak przystanek przesiadkowy (w czym nie ma niczego złego), pozostaje to bez wpływu na ich podejście? Na zaufanie do zarządu?

Uważam, że dobrnęliśmy do końca samodzierżawia Mioduskiego. W zaistniałej sytuacji musi odejść ze stanowiska prezesa, a wraz z nim jego zarząd, zgodnie zresztą z pojawiającymi się informacjami, że takie plany są rozważane. Legia potrzebuje fachowców, a nie specjalistów od odkrywania Ameryki, długofalowych wizji, projektów transformacyjnych i PR. Dymisje są naturalną konsekwencją dwuletniej kadencji. I drugim krokiem ku normalności, o której pisałem po zwolnieniu Sa Pinto.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.