fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo na niedzielę: Ból

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Tydzień temu pisałem o przyjemnym lecie w Legii, dzięki któremu z delikatną nadzieją mogliśmy spoglądać w przyszłość. Minęło siedem dni, a nad Warszawę nadciągnął potężny niż. I to nie tylko znad Gibraltaru, bo przecież klub też ściągnął na siebie bolesne gradowe burze po zamieszaniu z systemem biletowym.

Przerwa między rozgrywkami, o czym już kiedyś pisałem, to najprzyjemniejszy czas w roku dla niemal wszystkich kibiców. Można wtedy wszystko, zwłaszcza, gdy transfery, jak w Legii, wydają się być obiecujące. Można pisać, że Gwilia to kozak, uwierzyć w Novikovasa i przyjąć, że trio "dziewiątek", które wspólnie uzbierało ćwierć setki goli w Ekstraklasie, jest w stanie poprowadzić nas do sukcesów.

Ale sezon już się zaczął i wyjątkowo szybko sprowadził nas z powrotem na Ziemię. A właściwie na skałę. Gdy przy tym wydawało się, że porażka i remis z Luksemburczykami były dwiema największymi kompromitacjami w historii pucharowych występów Legii i coś takiego się już zdarzyło, więc nie może powtórzyć, że najgorsze już za nami, na starcie nowych rozgrywek przyszedł remis z wicemistrzem Gibraltaru.

I wybaczcie, ale zajmowanie się tym jest w mojej ocenie poniżej godności. Podobnie jak tłumaczenia piłkarzy i trenera po spotkaniu. Zamiast pleść trzy po trzy (zabrakło briefingu klubowych "fachowców" od PR?) o suchej sztucznej murawie, dumie i świetnym przygotowaniu już lepiej byłoby po prostu odmówić komentarza. A najlepiej po prostu przeprosić.

Wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie graliśmy z tak słabym zespołem. W obliczu tego bezbramkowy remis po całkowicie nieudolnym meczu jest więc wyjątkowo upokarzający, ale też ta słabość rywali daje podstawę do mocnego przekonania (bo już nie pewność), że awansujemy dalej. Tylko co jest za tym dalej? Męki w kolejnej fazie i awans do III rundy, w której z tą formą nie mamy czego szukać? Nie mam przy tym wątpliwości, że ta ulegnie poprawie, tylko nie postawiłbym nawet złamanego grosza, że na tyle, by wystarczyło choćby do promocji do meczów decydujących o awansie do Ligi Europy.

Najbardziej przerażające są jednak statystyki. Legia w ostatnich dwóch latach zagrała trzynaście meczów w eliminacjach LM i LE. Wygrała sześć, z czego cztery razy w swych pierwszych dwumeczach (po 2x z Finami i Irlandczykami). W drugim etapie eliminacji wygraliśmy tylko dwukrotnie po 1-0, a i tak odpadaliśmy po porażkach w pierwszych starciach. Ani razu nie doszliśmy do rozstrzygających spotkań w el. LM. Problemy zaczynały się jednak zwykle przy drugim rywalu. Odpadaliśmy kolejno z Kazachami, Mołdawianami, Słowakami i Luksemburczykami. "Wojskowych" w tym czasie prowadziło pięciu trenerów, a pionem sportowym zarządzało trzech dyrektorów.

Z roku na rok wygląda to więc coraz gorzej. Jakie zatem były podstawy, by sądzić, że tym razem będzie lepiej? Bo pozyskaliśmy zagraniczne niewiadome i wyróżniających się w Ekstraklasie graczy? Ekstraklasie, czyli lidze, z której od trzech lata nikt nie awansował do fazy grupowej europucharów i nadal się na to nie zanosi. A tak w ogóle, czy tych nowych ściągnęliśmy do drużyny, czy do produktu drużynopodobnego, który dopiero co w fatalnym stylu przegrał mistrzostwo?

Z ocenami trzeba się jednak jeszcze wstrzymać. Legia nie miała czasu na wykreowanie własnej tożsamości. Pisałem o tym w poprzednim "SNN", że ta drużyna powstawać będzie w boju. Niemniej po tym, co widziałem na Gibraltarze już wiem, że się myliłem. Ona powstaje w bólu. Piekielnym cierpieniu, zwłaszcza naszym, kibiców. Przy czym nie jest niemożliwe, że w ogóle powstanie. Albo nie powstanie. Na razie jednak musi powstać z kolan po gibraltarskiej katastrofie.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.