fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Legia walcząca do końca!

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Sezon 2019/20 rozpoczęliśmy od wyjazdu do Gibraltaru, a w niedzielę po raz pierwszy ruszyliśmy na wyjazd ligowy. W Kielcach żar lał się z nieba, ale fanatycy z Łazienkowskiej do samego końca zdzierali gardła wierząc w korzystny wynik. I ostatecznie byliśmy świadkami tego, co jest w piłce i naszym kibicowskich wojażach najpiękniejsze - zwycięskiej bramki w ostatniej akcji meczu.

Po raz drugi z kolei do Kielc przyszło nam podróżować w okresie wakacyjnym. Zainteresowanie wyjazdem było większe niż przed rokiem. Zdecydowana większość naszej ekipy dotarła pociągiem specjalnym, który w niedzielny poranek kilka minut po godzinie 9 wyruszył w kierunku województwa świętokrzyskiego. Podróż przebiegała w bardzo komfortowych warunkach, dzięki większej liczbie wagonów, które udało się dostawić. W drodze na mecz legioniści przeprowadzili zbiórkę pieniędzy dla jednego z niepełnosprawnych kibiców, którego opiekunowie każdego dnia zmagają się z problemem w transporcie po schodach.

Nasz pociąg na dworzec główny w Kielcach dotarł około 12:30 i bardzo sprawnie zapakowani zostaliśmy w pięć podstawionych autobusów przegubowych, które następnie przewiozły naszą grupę na plac za sektorem gości. Do meczu pozostawało sporo czasu, ale piekielny żar sprawiał, że każdy chciał jak najszybciej wejść na stadion, gdzie było trochę cienia. Kielczanie tradycyjnie uruchomili trzy z czterech bram, ale niestety ustawili przy nich trzy osoby, które alfabetu prawdopodobnie uczyły się eksternistycznie. Ze względu na bardzo duży zapas czasowy wszyscy bez problemu weszli na stadion przed rozpoczęciem spotkania.

W naszym sektorze wywieszonych zostało dziewięć flag - Legia Warszawa, Jesteśmy waszą Stolicą, Złodzieje i pijacy, Legia, Fanatics, Legia To My, czaszka, Ultras Legia, (L) w wieńcu.
Na trybunach kieleckiego stadionu stawiło się ponad 11 tys. widzów. Młyn koroniarzy prezentował się - jak na ich ostatnią formę - całkiem przyzwoicie. Przez cały mecz prowadzili doping, głównie koncentrując się na wspieraniu swojej drużyny. Parę jednak razy coś tam "szczekali", wymyślając różne antylegijne pieśni.



My od początku spotkania ruszyliśmy z dobrym dopingiem. Raz za razem, próbowaliśmy wykonywać "Jesteśmy zawsze tam..." coraz głośniej - za każdym razem zwiększając liczbę decybeli. Pieśń ta, wykonywana w akompaniamencie bębna i werbla, brzmiała naprawdę konkretnie. Raz na jakiś czas, w ramach tak zwanego przerywnika, leciały bluzgi pod adresem kielczan - "Żółto-czerwona, kielecka k... Korona". W drugiej połowie głośno śpiewaliśmy zgodową pieśń "Legia i Radomiak, Radomiak i Legia...".

Przez całe spotkanie w naszym sektorze powiewały cztery flagi na kijach. Pomimo upału dawaliśmy z siebie sto procent. Nie wyrabiali jedynie organizatorzy kieleckiego cateringu (w sprzedaży kolejne napoje, aż w końcu nie pozostało nic), zlokalizowanego ponownie (poza jednorazową przeprowadzką na 'promenadę') w bezpośrednim sąsiedztwie kibli. Jak się okazuje, chwilowa przeprowadzka nie została wykorzystana na "kuchenne rewolucje". W menu co prawda pojawił się bigos, ale wystrój wnętrza jak i obsługa (jedno okienko) - od lat ten sam poziom. Brakuje tylko szyldu "Wokół niesie się szczyn swąd, do kibla dwa kroki stąd", którego nie powstydziłaby się nawet Magda Gessler.



Na szczęście miło zaskoczyli nas piłkarze, którzy powalczyli do samego końca. W ostatniej akcji niedzielnego spotkania, po wrzucie z autu na wysokości naszego sektora, strzelili zwycięską bramkę. Radość w naszych szeregach była olbrzymia! Mecz z Koroną może nie jest wysoko w kibicowskiej hierarchii, ale jednak bramka strzelona w takich okolicznościach cieszy w sposób szczególny. Sędzia od razu zakończył spotkanie, a piłkarze cieszyli się ze zwycięstwa blisko naszego sektora. W ich kierunku skandowaliśmy "Legia walcząca, Legia walcząca do końca". Miejmy nadzieję, że waleczność to będzie cecha, dzięki której piłkarze wygrają jeszcze wiele meczów w najbliższym sezonie.

Nieco inne nastroje po bramce Gwilli zapanowały po stronie koroniarzy. Zrobili się jacyś tacy markotni i ze spuszczonymi nosami opuszczali stadion. Nieznacznie dłużej na stadionie pozostali kibice z młyna, którzy podziękowali swoim piłkarzom za walkę, a także już po meczu wywiesili transparent "Siejo, dzięki za wszystko" (skierowany do tworzącego kulisy meczów Korony w ostatnich latach). "Siejo, Siejo, ch... ci w d...!" - skandowali po chwili legioniści. Wymiana uprzejmości rozkręciła się na chwilę, a zakończyliśmy ją okrzykiem "Powiedz czy boli, jak Legia w d... pier...".

Później mogliśmy rozsiąść się na krzesełkach, bowiem do wyjścia ze stadionu mieliśmy bardzo dużo czasu. Po około dwóch godzinach po zakończeniu meczu otwarto bramy na parking za trybuną. Zapakowaliśmy się do podstawionych przegubów, tyle że te w drogę na dworzec ruszyły dopiero 45 minut później. Kielce opuszczaliśmy dopiero trzy godziny po ostatnim gwizdku sędziego, ale oczywiście nikt z tego powodu nie lamentował. W naprawdę dobrych nastrojach przebiegała droga powrotna do Warszawy, w której zameldowaliśmy się kilkanaście minut po godzinie 23.

Przed nami wyjazd do fińskiego Kuopio, gdzie w czwartek rozegramy rewanżowe spotkanie 2. rundy eliminacji Ligi Europy, a już w kolejną niedzielę, mecz przy Ł3 ze Śląskiem.

Frekwencja: 11 692
Kibiców gości: 767
Flagi gości: 9

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.