Sandro Kulenović podczas meczu z Atromitosem - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo po niedzieli: Przekładanie

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Dziś wieczorem rewanż z Atromitosem, bardzo ważny mecz. Na tyle istotny, że Legia zdecydowała się poprosić Ekstraklasę o przełożenie ligowego spotkania z Wisłą Płock, by oszczędzić siły przed występem w Atenach. Władze ligi się zgodziły. Sam pomysł „Wojskowych” wywołał wiele kontrowersji, zdziwienia i oczywiście drwin.

Idea nie jest jednak nowa. Jeszcze u schyłku kadencji Jacka Magiery głośno mówiło się w klubie o potrzebie rozgrywania ligowych meczów w poniedziałki, jeśli wcześniej Legia w pucharach występowała w czwartek na wyjeździe, szczególnie, gdy w Ekstraklasie miała też grać w gościach. Logicznie argumentował go sam trener – powrót po meczu następował w najlepszym razie w piątek nad ranem, a potem krótki czas na regenerację, lekki trening, przedmeczowe zgrupowanie i mecz. Badania nie pozostawiały wątpliwości – zawodnicy nie byli w stanie dojść do siebie fizycznie.

Tak to pewnie wygląda i teraz. W związku z tym klub postanowił działać i wystąpił o przełożenie meczu w Płocku. Podkreślić przy tym trzeba, że tym razem nie chodzi o grę w systemie czwartek – niedziela – czwartek tylko czwartek – niedziela – środa. Terminarz był tu więc decydującym czynnikiem. Oczywiście można się zżymać, że dla zawodników gra co trzy dni, to nie powinien być żaden kłopot. Może i nie powinien, ale widocznie jest skoro kwestia ta trafia znów na tapet.

Musimy przy tym zaznaczyć, że przekładanie meczów ligowych poprzedzających europejskie zmagania nie jest czymś wyjątkowym dla słabych, w skali kontynentu, klubów. Te najlepsze przecież przekładać nie muszą, choćby dlatego, że nie grają w kwalifikacjach. Te średnie zaś sobie radzą, bo do gry wchodzą później, a i kadry mają jakby szersze. Zresztą w ten sposób próbowała działać i Legia parę lat temu, rozbudowując zespół (najbardziej chyba za czasów H. Berga). Ale rzućmy okiem na teraźniejszość:

Bośnia i Hercegowina:
10.08., 20:30 Zrinjski Mostar - Zwijezda Bijeljina (przełożone z soboty, bo grają w czwartek z Malmoe);
11.08., 20:00 Siroki Brijeg - FK Sarajewo (przełożone z niedzieli bo grają w czwartek z BATE);

Czechy:
04.08. Teplice - Mlada Boleslaw (przełożony z niedzieli, bo grali w czwartek z Steauą);

Węgry:
02.08 - Ferencvaros TC - Debrecen VSC (przełożony z piątku, bo we wtorek grali z Dinamem Zagrzeb);
10.08. - Zalaegerszegi TE - Ferencvaros TC (przełożony z soboty, bo we wtorek grają z Dinamem);

Irlandia:
02.08. Shamrock Rovers - Waterford United (przełożony z całej kolejki, bo dzień wcześniej grali z Apollonem);
05.08.2019 Dundalk FC - Bohemians FC (przełożony, bo w środę grali ze Slovanem);

Łotwa:
04.08. Riga FC - FK Ventspils (przełożony z niedzieli, bo Riga we wtorek grała z HJK Helsinki, a Ventspils w czwartek z Bragą);

Serbia:
03.08. FK Vozdovac - FK Crvena Zvezda (przełożony z soboty, bo we wtorek grali z Kopenhagą);
27.07. Javor Ivanjica - FK Partizan (przełożony z soboty, bo w czwartek grali z Connah's);
27.07. FK Rad - Cukaricki Belgrade (przełożony z soboty, bo w środę grali z Molde).

Pamiętajmy przy tym, że w razie potrzeby spotkania przekładają również w Azerbejdżanie, czy Kazachstanie.

Najbardziej z działań Legii szydzili zwłaszcza ci, którzy uważają polskie kluby za słabe. Tyle że ich drwiny są niespójne z tą opinią. Skoro mają je za słabe, słusznie zresztą, to powinni doceniać każdą próbę zniwelowania różnic. Fakty są takie, że słabe kluby przekładają, bo nie są w stanie pogodzić rywalizacji na dwóch frontach, nie czują się pewnie, w związku z tym boją się, że coś zaniedbają. Czyli wypisz, wymaluj nasze eksportowe zespoły. Tak, zgadza się, jesteśmy słabi. Im prędzej, jako całe piłkarskie środowisko, zdamy sobie z tego sprawę, tym szybciej można temu przeciwdziałać. Tymczasem tylko na przestrzeni ostatnich paru lat polskie zespoły odpadały z klubami słowackimi, luksemburskimi, łotewskimi, kazachskimi, mołdawskimi, białoruskimi, azerskimi, litewskimi, czy islandzkimi. Na tym poziomie nie mamy po prostu zawodników gotowych do rywalizacji co trzy dni, zwłaszcza w meczach o wysokim ciężarze gatunkowym, jakimi są eliminacje LE/LM, gdzie, jak w Legii, ciągle się gra o być albo nie być klubu.

Zupełnie inną kwestią jest skutek, jaki to przekładanie przyniesie. Pamiętam, że w 1995 r.,gdy Legia grała w Lidze Mistrzów, między meczami z Blackburn, miała rozegrać wyjazdowe spotkanie na szczycie z Widzewem. Mecz ten próbowano przełożyć, ale łodzianie się nie zgodzili. Legioniści więc zagrali maraton: 18 października z Blackburn, 22 października z GKS Katowice, 25 października z Ruchem Chorzów (Puchar Polski), 28 października z Widzewem i 1 listopada z Blackburn. Pięć meczów w trzynaście dni. Efekt? Cztery punkty w Lidze Mistrzów na mistrzach Anglii, cztery punkty w lidze i wkalkulowane odpadnięcie z pucharu Polski. Świetny wynik. Widzew zaś wcześniej przełożył mecz ze Stomilem, by zebrać siły przed rewanżem z Czornomorcem Odessa w Pucharze UEFA. Efekt? Porażka w rzutach karnych i koniec występów w Europie.

Wszyscy chcielibyśmy, by Legia równała w górę, ale od dwóch lat konsekwentnie zalicza jedynie zjazd. Jeśli jest szansa, by go powstrzymać, choćby w sposób, jaki czynią to inne słabe kluby, to należy próbować z niej skorzystać. Należy zrobić wszystko, by po swojej stronie zgromadzić jak najwięcej atutów, zadbać o detale. Legia, świadoma swej pozycji w europejskiej piłce, tak zrobiła. Reszta już w nogach zawodników i trenera, bo samo przekładanie nie da awansu.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.