fot. Hagi / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo po niedzieli: Przepaść

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia po raz trzeci z rzędu odpadła w kwalifikacjach europejskich pucharów. Oczywiście nikogo to nie zdziwiło, bo po pierwsze zdążyliśmy przywyknąć, że pod rządami p. Mioduskiego w prawdziwych pucharach nie gramy, a po drugie tym razem wstydu nie było, bo rywal był jednak silniejszy. Parę dni po porażce w Glasgow zmierzyliśmy się z Rakowem. I znaleźliśmy w innym świecie.

Jeśli zestawiać granie w Ekstraklasie z rywalizacją z choćby europejskimi przeciętniakami, jakimi są Rangers, to właściwie... nie ma to sensu. Różnica jest kolosalna. Przede wszystkim w intensywności gry. W niedzielę legioniści mieli dużo czasu i pełnej swobody na boisku. Mogli niedokładnie podać, źle przyjąć, zastanowić się co zrobić z piłką, do kogo podać, a i tak byli w stanie się przy niej utrzymać. Podobnie rzecz miała się z spotkaniu przeciw ŁKS. W Glasgow było odwrotnie. Nie było chwili, by się zastanowić, nie było miejsca na błąd, bo zaraz któryś z podopiecznych Gerrarda przejmował futbolówkę. Rangersi przyjęli zresztą dość prostą taktykę – grali w średnim pressingu, pozwalali naszym rozgrywać, ale na tyle zagęszczali pole i blokowali linie podań, że nasi zawodnicy się gubili i często tracili piłkę, a gospodarze wychodzili z kontratakami. Jedna z takich akcji zresztą dała im gola na wagę awansu. Cafu, Gwilia, czy Martins nie byli w stanie opanować sytuacji w środku pola, zwłaszcza po zejściu Kulenovicia, który mocno ich tam wspierał. Zostali przytłoczeni przez Szkotów, choć starali się z całych sił im przeciwstawić.

Piłkarze grający w polskich klubach są zwykle gorzej wyszkoleni technicznie niż ich rywale z mocniejszych lig. W mojej ocenie w pucharach przegrywają jednak głównie z powodu braku ogrania w międzynarodowych rozgrywkach. Jak się gra przeciw Europa FC, KuPS, czy Atromitosowi, to potem trudno przestawić się na znacznie szybszą grę, w której nie ma czasu na przemyślenie, poprawienie sobie futbolówki, czy przełożenie na lepszą nogę przy strzale. Legii udało się przestawić, grała na najwyższym poziomie, na jaki ją obecnie stać, ale kosztowało to wiele wysiłku, a także wymagało znacznego ograniczenia aktywności w ofensywie. Oczywiście odpadła, bo była po prostu trochę słabsza.

Mam przy tym przekonanie, że gdyby regularnie mierzyła się w europejskich rozgrywkach, jak to miało miejsce jeszcze trzy lata temu, z zespołami pokroju choćby Rangers, to by sobie w Szkocji poradziła. Potrzeba do tego piłkarzy z pucharowym doświadczeniem i zgranego zespołu. Tylko jak to zrobić, gdy w drużynie jest niespotykana rotacja? Dość powiedzieć, że z piłkarzy mających na koncie występy z Legią w Lidze Mistrzów ostał się w kadrze jedynie rezerwowy bramkarz i pięć razy zmieniał się sztab szkoleniowy. A przecież minęły raptem trzy lata.

Przez ten czas cofnęliśmy się w rozwoju. Mamy gorszych piłkarzy i słabszą drużynę. Przegraliśmy tytuł, nie gramy w pucharach. Już rok temu pisałem, że poziomem sportowym zmierzamy w stronę Jagiellonii, czy Lecha. Niemniej, widzę dla Legii szansę na zmianę tego trendu. Kadra jest szeroka i w końcu się (chyba) ustabilizowała, a można przypuszczać, że i trener wzmocnił notowania u p. Mioduskiego. Ta drużyna zaczęła mieć wreszcie sens. Powstawała w ciężkim boju, a teraz potrzebuje spokoju i czasu. Niepokoi tylko, co z finansami. Właściciel i prezes powiedział, że w przypadku trzeciego niepowodzenia w kwalifikacjach europejskich pucharów, będzie „trzeba mocno zmienić model i strukturę kosztów. Krótko mówiąc: zbudować klub na innych fundamentach”. Może sprzedaż Szymańskiego i Kulenovicia pomoże jakoś pokryć najpilniejsze zobowiązania? Bo do zasypania krateru budżetowego, będącego efektem frywolnej polityki klubowych władz w ostatnich kilkunastu miesiącach, oczywiście droga bardzo daleka.

„Wojskowi” mają więc potężne problemy, ale też i pewne perspektywy. A co powiedzieć mają inne polskie kluby, które w pucharach w ogóle nie istnieją i właściwie nawet nie mierzą swych sił z w miarę poważnymi zespołami? Mam zresztą wrażenie, że im w ogóle nie zależy na awansie do grupy Ligi Europy, o Lidze Mistrzów nie mówiąc. Dobitnie pokazali to wszyscy poza Legią, choćby przez brak wzmocnień na eliminacje. Wyraźnie widać, że wolą kisić się ze sobą w lidze, bo to nie generuje nadzwyczajnych kosztów. Piłkarze więc przyzwyczajają się do ślamazarnego tempa, gry zrywami, murowania, lagowania i dość prymitywnych pomysłów taktycznych. Cieszy oczywiście, że nasza liga jest twarda, gra się fizycznie, ale cóż z tego, skoro dzieje się to przy niskiej intensywności. Sami się wzajemnie ciągną w dół. Przy czym dużo mówi się o wyrównanym poziomie, nieprzewidywalności ligi, emocjach jakie generuje, ale sportowo ona się w ogóle nie rozwija. A kto stoi, ten się tak naprawdę cofa. Przepaść dzieląca nas od Europy rośnie.

Może zatem, zamiast próbować ją przeskoczyć, wzorem Brytyjczyków, lepiej, jak to zasugerował red. Maciej Iwański z TVP, postawić na wspaniałą izolację? Zrezygnujmy z pucharów, odmawiajmy konfrontacji z zagranicznymi klubami. Bawmy się między sobą. A dla poprawy samopoczucia możemy nawet ogłosić, że mistrz Polski jest mistrzem wszechświata. Podobno przecież jesteśmy najbogatszą ligą w regionie. Kto bogatemu zabroni?

A przepaść? Cóż przepaść!

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.